Kolarstwo. Krew kolarzy na Monte Cassino

Dramatyczna końcówka szóstego etapu Giro d'Italia. Kilkudziesięciu zawodników ucierpiało w kraksie tuż przed początkiem decydującej wspinaczki. Przewrócił się m.in. Rafał Majka, ale na pożyczonym rowerze dojechał blisko czołówki i jest czwarty w klasyfikacji generalnej.

Do mety było ok. 10 km, gdy peleton wjeżdżał na rondo w okolicach miejscowości Cassino. Kolarze po przejechaniu blisko 240 km (najdłuższy tegoroczny etap) szykowali się do decydującego podjazdu - wspinaczki pod Monte Cassino. Niemal 70 lat temu rozegrała się tam jedna z najkrwawszych bitew II wojny światowej. 18 maja 1944 r. klasztor na szczycie wzgórza zdobyli żołnierze z II Korpusu Władysława Andersa.

Nie wiadomo dokładnie, kto na śliskim po deszczu asfalcie przewrócił się jako pierwszy, ale potem zadziałał efekt domina. Nie minęło kilkanaście sekund, a okolice ronda wyglądały jak pobojowisko. Padło kilkudziesięciu kolarzy, inni zostali zablokowani przez poturbowanych zawodników i ich rowery. Niektórzy doznali ciężkich kontuzji, na miejsce wzywana była karetka, a w telewizyjnych powtórkach długo pokazywano podarte kombinezony i zakrwawione nogi kolarzy.

Nie takich emocji oczekiwaliśmy na tym etapie. - Jeśli nadarzy się okazja, będziemy atakować, w końcu Monte Cassino to historyczne dla Polaków miejsce - zapowiadał kilka dni temu Rafał Majka, lider duńskiej ekipy Tinkoff-Saxo. Mówił w imieniu swoim i dwóch innych rodaków - Pawła Poljańskiego (też Tinkoff-Saxo) i Przemysława Niemca (Lampre-Merida). - Czekam na polski atak, to wymarzona okazja - zachęcał Zenon Jaskuła, trzeci kolarz Tour de France z 1993 r.

Ale Polacy mieli w czwartek pecha. Majka i Niemiec się przewrócili i utknęli na rondzie odcięci od czołówki. Do przodu wyrwała grupka, w której znaleźli się m.in. lider wyścigu Australijczyk Michael Matthews z grupy Orica GreenEdge i jego rodak, były zwycięzca Tour de France - Cadel Evans (BMC).

Evans miał jeszcze do pomocy dwóch kolegów z grupy, narzucił więc na podjeździe do znajdującego się na wzgórzu klasztoru Benedyktynów, tak ostre tempo, że nie było mowy o skutecznym pościgu.

Popis na finiszu dał Matthews, który nie tylko wytrzymał jazdę za Evansem, ale jeszcze na ostatnich metrach doskonale skontrował. Mało kto stawiałby pewnie przed wyścigiem, że po sześciu etapach, w tym dwóch z metą pod górę, liderem będzie 23-letni sprinter z Canberry.

Evans miał wielkie szczęście, bo jako jedyny z poważnych pretendentów do końcowego zwycięstwa w Giro znalazł się w czołowej grupce po kraksie. Australijczyk w klasyfikacji generalnej jest drugi i traci do Matthewsa 21 sekund, ale w wysokich górach i czasówkach z łatwością to nadrobi. Ważne dla niego jest to, że ma już niemal minutę przewagi nad Kolumbijczykiem Rigoberto Uranem (Omega Pharma-QuickStep) i blisko dwie nad jego rodakiem Nairo Quintaną (Movistar). To, co zyskał, może mieć ogromne znaczenie w drugiej części wyścigu.

Największym przegranym tygodnia jest Hiszpan Joaquim Rodriguez (Katiusza), który obok Quintany uchodził za głównego faworyta Giro, a poniósł totalną klęskę. Półtorej minuty stracił już na otwierającej wyścig drużynowej jeździe na czas, w czwartek jego strata urosła do niemal 10 minut, bo w kraksie mocno się poturbował. Możliwe, że w ogóle się wycofa.

Rafał Majka upadł, ale szybko się pozbierał, finiszował w drugiej grupie i stracił tylko 49 s do Matthewsa, choć początkowo pojawiła się informacja, że aż 15 minut. Zamieszanie wynikało z tego, że Polak kończył na pożyczonym od kolegi z drużyny rowerze i jego przejazdu nie zarejestrował system komputerowy organizatorów. W klasyfikacji generalnej jest czwarty ze stratą 1 min 25 s.

Przemysław Niemiec stracił w czwartek więcej - ok. dwóch minut. W klasyfikacji generalnej jest 3 min i 41 s za liderem.

W piątek pagórkowaty etap z Frosinone do Foligno (211 km). Końcówka jest płaska, walczyć o zwycięstwo powinni sprinterzy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.