Chris Horner wygrał Vueltę. Powiew świeżości 42-latka

Jest rówieśnikiem Lance'a Armstronga, ale w dniu, kiedy skompromitowany bohater oddał medal olimpijski, Chris Horner - staruszek jak na standardy peletonu - zwyciężył w Vuelta a Espana

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

- Niespotykane, trudno w to uwierzyć - mówił w studiu francuskiego Eurosportu były kolarz Richard Virenque. - Nie wiem, czy się doczekacie czegoś podobnego w swoim życiu - stwierdził z rozbrajającą szczerością Horner w niedzielę w Madrycie.

To nie jest niespodzianka. To coś więcej niż sensacja. Wyczyn da się zakwalifikować do wydarzeń wyjątkowych w historii kolarstwa i sportu. W historii wielkich tourów nie znalazł się żaden starszy od niego zwycięzca. Amerykanin pobił liczący prawie wiek rekord Belga Firmina Lambota, który w 1922 roku wygrał Tour de France, mając "zaledwie" 36 lat i cztery miesiące. Amerykanin należy do tej samej grupy sportowych mistrzów, którzy oszukali czas, co bokser George Foreman, mistrz świata wagi ciężkiej w wieku 46 lat, biegaczka Merlene Ottey, 40-letnia srebrna medalistka igrzysk olimpijskich w Sydney w sztafecie, bramkarz reprezentacji Włoch Dino Zoff, mistrz świata jako 40-latek.

Dziwak z Okinawy

Urodził się i przez kilka lat mieszkał na japońskiej wyspie Okinawa, gdzie jego ojciec pracował jako mechanik w amerykańskiej bazie wojskowej. Potem przeprowadził się do Oregonu. Tam na rowerze hulał na ogromnych przestrzeniach, bo wtedy czuł się wolny. Postępował zawsze inaczej. Kiedy jego koledzy wybierali na noclegi drogie hotele, on wybierał kempingi. Gdy trenerzy mówili mu o zdrowym odżywianiu się, on objadał się pizzą, hamburgerami, żarł fistaszki i popijał coca-colą. I wygrywał.

Dziwnym kolarzem zainteresowali się w latach 90. francuscy trenerzy Alain Gallopin i Marc Madiot. Dostrzegli jego rokujące osiągnięcia w wyścigach rozgrywanych w USA. Jeździł wtedy - za darmo, co dziś wyraźnie podkreśla - w grupie Nutra Fig. Zaprosili go do grupy La Française de Jeux.

- Kiedy przyjechał do nas, miał na ramieniu tylko mały plecak. Na głowie - koński kucyk. Pomyślałem sobie, że to jednak jakieś dziwadło - opowiada dziś w "L'Equipe" Madiot. Horner nie przestawał go zadziwiać. - Rano przed wyścigiem sam składał rower, choć mieliśmy do tego całą armię mechaników. Sprawiał wrażenie kompletnego luzaka. Kiedyś zgubił się nam podczas wyścigu w Belgii i pewnego dnia odnalazł się w bagażniku naszego samochodu, ale roweru nie odnaleźliśmy - wspomina Madiot.

Po trzech latach spędzonych we francuskiej grupie Amerykanin w 1999 roku wrócił do Stanów. W Europie kompletnie się nie zaaklimatyzował, nie nauczył języka, nie potrafił żyć w zespole. Inni też nie potrafili go zrozumieć.

Szeregowiec Horner

Drugie kolarskie życie rozpoczął w zespole Saunier Duval kilka lat później. Zatrudnili go tam tylko dlatego, że nie miał wielkich wymagań finansowych i był Amerykaninem. Rowery tej grupie dostarczał amerykański producent Scott, chciał mieć swojego człowieka. W 2005 roku - w wieku 34 lat! - odniósł pierwszy sukces, wygrał etap w wyścigu dookoła Szwajcarii.

Do wczoraj jednak pozostawał kolarzem anonimowym. Nigdy nie stanął na podium wielkiego touru. Najwyżej sklasyfikowany został w 2010 roku, na dziewiątym miejscu w Tour de France - po dyskwalifikacji Alberto Contadora za doping. Jeździł w grupach, w których trudno było go dostrzec. Zasłaniali go generałowie peletonu, on był tylko szeregowcem, nawet nie kapralem. W Lotto-Davitamon pracował dla Cadela Evansa, w Astanie i początkowo w Radioshack - dla Contadora, Lance'a Armstronga i Leviego Leipheimera. Odnosił epizodyczne zwycięstwa, w 2012 roku dopadła go ciężka choroba płuc.

I nagle na koniec sezonu kolarski emeryt odnosi sukces, o jakim marzą setki zawodników. Zabiera zwycięstwo Vincenzo Nibalemu, który triumfował kilka miesięcy wcześniej w Giro d'Italia. - Chyba nie doceniłem Hornera. Zrobiłem, co mogłem, ale on był za silny - przyznał Włoch po wyścigu.

W tym wieku? Jak to możliwe? - Spójrzmy, ile razy Chris startował w tym roku. Dużo mniej niż inni. Naliczyłem 12 dni startów. Nie przejechał żadnego z wielkich tourów. Był świeży jak pierwiosnek. W przeciwieństwie do wielu liderów Vuelty - tłumaczył były francuski kolarz David Moncoutié. - Czułem, że mam nogi młodzieńca - przyznał Horner. - Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego ludzie sądzą, że wziąłem się znikąd. Czy dlatego, że jestem nieśmiały? Może dlatego, że nigdy mnie nie doceniano, nie ciążyła na mnie odpowiedzialność lidera grupy?

Agenci już na niego polują

Pod tymi względami Horner różni się bardzo od swojego słynnego rodaka i rówieśnika - Armstronga. Żadnej buty i arogancji, sporo ekstrawagancji. Ale co najważniejsze, w jego życiorysie nie pojawiła się żadna dopingowa skaza, choć jeździł ze skompromitowanym kolarskim bohaterem w jednej drużynie, choć musiał słuchać dyrektyw jednego z twórców systemu niedozwolonego wspomagania Johana Bruyneela, dyrektora w Astanie i Radioshacku. Czyżby dlatego właśnie, że jeździł dotąd w drugim, a nie w trzecim szeregu? W poniedziałek kontrolerzy hiszpańskiej agencji antydopingowej nie zastali go w hotelu, w którym miała nocować drużyna Radioshack. Chcieli skontrolować poziom hematokrytu kolarza, który może pośrednio wskazać na użycie EPO. Szefowie grupy natychmiast przekazali mediom kopię korespondencji mailowej, z której wynika, że agenci źle zlokalizowali miejsce pobytu kolarza. Horner z narzeczoną wracał już do USA. - Nic się nie stało. Dopingowi urzędnicy zawsze polują na zwycięzców, ale nie zawsze trzeba robić z tego show - powiedział przyjaciel kolarza i odkrywca jego talentu Alain Gallopin.

Dobrze by było. Mimo że chodzi o zwycięstwo blisko 42-letniego kolarza, to eksperci na świecie klasyfikują je jako dowód odradzania się kolarstwa, jako powiew świeżości w zatęchłej przez lata od dopingu dyscyplinie.

Chris Horner na mecie Vuelty. Na jednej z najtrudniejszych kolarskich gór, sobotnim podjeździe do Angliru, był drugi - za 20 lat młodszym Kennym Ellisonde'em.

Najstarsi zwycięzcy wielkich tourów

Więcej o:
Copyright © Agora SA