Armstrong stracił swoje tytuły, ale nie przestanie być bogaty

Choć w kilku procesach sądowych majątek upadłej legendy sportu może uszczuplić się nawet o kilkanaście milionów dolarów, bieda mu nie grozi - wciąż zostanie mu ponad 100 mln dol. Większość byłych sponsorów zostawi go bowiem w spokoju.

Tak przynajmniej twierdzi "New York Times", który o finansową przyszłość Lance'a Armstronga zapytał adwokatów i specjalistów od prawa gospodarczego. Według dziennika majątek kolarza, który za stosowanie dopingu stracił siedem tytułów Tour de France, to ok. 125 mln dol. Większość zarobił jako premie od sponsorów - firmy Nike, US Postal, czyli amerykańskiej poczty, koncernu Anheuser-Busch i kilku mniejszych firm, takich jak FRS - producenta odżywek dla sportowców, czy Honey Stinger - wytwórcy batoników i płatków spod znaku zdrowej żywności.

Tak naprawdę tylko niewielka część majątku Armstronga stanowiły nagrody ściśle powiązane z jego zwycięstwami. Prawnicy twierdzą, że o ile bardzo prawdopodobne jest, że będzie musiał zwrócić 3,9 mln dol. organizatorom Tour de France, a także ponad 10 mln firmie SCA Promotions, która ubezpieczała jego grupę US Postal Service od wypłaty dodatkowych premii za szóste zwycięstwo z rzędu, to na tym poważne pozwy mogą się skończyć

Sponsorzy, w tym najwięksi Nike i Anheuser-Busch, zerwali już związki z kolarzem, ale raczej nie będą domagać się zwrotu pieniędzy - uważają prawnicy. - Armstrong nigdy formalnie nie został złapany na dopingu. Sponsor musiałby wydać duże pieniądze na proces. A na reklamie swych produktów w żmudnym postępowaniu na sali sądowej raczej firmom nie zależy. Po prostu odpuszczą - uważa David B. Newman, partner z kancelarii Day Pitney. Prawnik Armstronga Tim Herman jest zdania, że sponsorzy w ogóle nie złożą pozwów.

Nike, choć zaliczyła kilka wizerunkowych wpadek, nigdy nie walczyła o pieniądze z upadłymi sportowcami, a czasem wręcz przeciwnie. W 2007 r. rozwiązała kontrakt z gwiazdą ligi NFL Michaelem Vickiem, gdy oskarżono go o organizowanie nielegalnych walk psów, ale w 2011 r. ponownie podpisała kontrakt, gdy futbolista wyszedł z więzienia i wrócił do gry. 12 kochanek i rozwód Tigera Woodsa w ogóle nie zrobiło wrażenia na koncernie. Umowy z nim nie rozwiązano.

Eksperci tłumaczą, że sponsorzy zawsze przeprowadzają rachunek zysków i strat. Armstrong zanim stał się dopingowiczem i bohaterem skandalu, zarobił dla nich góry pieniędzy. Prawnicy Teksańczyka twierdzą, że w razie procesu bardzo łatwo wykażą np., że amerykańska poczta dzięki Armstrongowi zarobiła ok. 103 mln dol. A na sponsorowanie zespołu Armstronga w latach 1999-2004 wydała 32,27 mln dol. - Stopa zwrotu z tej inwestycji wynosi 320 procent. Każdego ranka modlę się, żeby ktoś zdefraudował moje pieniądze w taki sposób - ironizuje Michael Sullivan, prawnik z Finch McCranie.

Po wybuchu afery coraz czarniejsze chmury zbierają się za to nad władzami Międzynarodowej Federacji Kolarskiej (UCI). Dymisji jej szefa Irlandczyka Pata McQuaida domaga się coraz więcej dziennikarzy i byłych kolarzy, m.in. Amerykanin Greg LeMond, trzykrotny mistrz TdF z lat 80. W zeszłym tygodniu pięć gazet - brytyjski "Times", francuska "L'Equipe", włoska "La Gazzetta dello Sport" oraz belgijskie "Het Nieuwsblad" i "Le Soir" - wystąpiły z otwartym apelem do UCI. Nawołują do "oczyszczenia i uporządkowania koszmarnego bałaganu". Wszystko wskazuje bowiem na to, że Armstrong nie byłby w stanie dopingować się na taką skalę bez przymykania oczu przez UCI, kierowanego wówczas przez Heina Verbruggena, który wciąż pełni funkcję honorowego prezesa organizacji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.