Polak wpadł na dopingu jak Contador. Też powinien zostać uniewinniony?

- Jeśli Contador zostanie uniewinniony, będę walczył o moje dobre imię - mówi Adam Seroczyński, jedyny Polak, u którego wykryto zakazaną substancję podczas igrzysk w Pekinie. Tę samą znaleziono u hiszpańskiego kolarza, ale on wciąż może startować. Dla Polaka to był koniec ze sportem.

Dyskutuj z ludźmi, nie z nickami. Nie bądź anonimowy na Facebook.com/Sportpl ?

29-letni Hiszpan wygrał trzykrotnie Tour de France, zarabia bajońsko, ok. 5 mln euro rocznie, był absolutnym monarchą w kolarskim świecie, człowiekiem z pierwszych stron gazet. Nad jego sprawą marszczą czoło szefowie MKOl, premierzy i prawdziwy król, czyli Juan Carlos de Borbón.

37-letni "Serek", chłop na schwał, mógłby złamać wiosło jak zapałkę, zdobył w kajakowej czwórce brązowy medal igrzysk w Sydney. Mediów tym nie zawojował. Jego miesięczne stypendium to w porywach do 4 tys. zł netto.

W ich organizmach wykryto klenbuterol, lek na astmę wycofany z Europy w 1988 r., teraz używany w nielegalnym tuczu zwierząt.

Ile wykryto? Niewyobrażalnie mało, ale to się nie liczy. Wedle przepisów wystarczy, że klenbuterol po prostu jest, choćby kilka pikogramów.

Seroczyński dostał dwa lata dyskwalifikacji. Przepadło stypendium i dyplom za czwarte miejsce w igrzyskach w Pekinie. Koledzy pomogli znaleźć pracę, jest przedstawicielem handlowym. Za brąz z Sydney dostaje 2,4 tys. zł sportowej emerytury. Przed podatkiem.

Contadora uniewinnił Królewski Hiszpański Związek Kolarski.

Czeka teraz na przesłuchanie w sportowym Trybunale Arbitrażowym. Przesunięto je na sierpień na wniosek kolarza - aby mógł wystartować w Tour de France - a potem na listopad.

22 sierpnia 2008 r. na torze Shunyi

- Trzeba będzie oddać życie, oddam - mówi Mariusz Kujawski przed piątkowym startem do najważniejszego wyścigu, olimpijskiego finału K2 1000 m. Szlakowy Adam Seroczyński jest skryty, słów używa niewiele. Mają płynąć po medal. Są w życiowej formie.

Na kilku ostatnich metrach upiornej walki o podium Polaków wyprzedzają Włosi - o 0,078 s. Mrugnięcie okiem trwa 0,3 s. Skrawki czasu i masy są od tego momentu bardzo ważne dla Seroczyńskiego.

Zawodnik jest przyzwyczajony, że wszędzie się go sprawdza. Od 2005 r. objęty jest programem ADAMS, który rygorystycznie wymaga obecności każdego dnia w wyznaczonym czasie i miejscu. Jak cię nie ma raz i drugi tam, gdzie zeznałeś, że będziesz - dyskwalifikacja, jakbyś brał koks.

Co najmniej pięć razy w roku jest badany. Przy pomoście za metą przeklinający Włochów, na czym świat stoi, Seroczyński odbiera wezwanie na kontrolę.

Od chwili podpisania wezwania zawodnik musi się stawić w punkcie antydopingowym w ciągu godziny. Nieprzyjęcie wezwania, niepodpisanie, spóźnienie się, niestawienie się oznacza dyskwalifikację w ramach szerokich widełek - wedle uznania.

Punkt kontrolny mieści się w blaszanym kontenerze na torze w Shunyi, jak wszystko - stołówka, kuchnia, szatnie, biuro prasowe, biura sędziów, miejsce odpoczynku wolontariuszy.

W poczekalni kilkoro zawodników z butelkami wody w ręku. Upał na torze przeraźliwy, wysiłek podczas wyścigów ogromny, trudno oddać moczu tyle, aby zadowolić kontrolerów, choćby człowiek się wyżymał.

Zdarzają się tacy, którzy siedzą godzinami i wreszcie sikają, ale są i tacy, którzy zostają zdyskwalifikowani za uporczywą odmowę oddania moczu.

Zawodnicy, którzy zgłaszają gotowość, kolejno wchodzą z agentem lub agentką do toalety. Przedstawiciele ekipy, którzy przyprowadzają delikwentów, zostają na zewnątrz.

Procedury pobierania próbek są uwłaczające, ale podyktowane doświadczeniem. Zdarza się, że sportowi oszuści instalują sobie zbiorniki z czystym moczem i w krytycznej chwili dyskretnie przelewają zawartość do pojemnika. Dlatego asystenci/asystentki nie wzdragają się przed zaglądnięciem w najbardziej intymne miejsca.

W punkcie antydopingowym jest Beata Mikołajczyk, startująca 20 minut wcześniej niż Seroczyński w finale czwórki na 500 m. - Mówiła, że doświadczenie jest upokarzające. Agentka nachyliła się i z bardzo bliska, uważnie obserwowała obnażenie się zawodniczki i oddawanie moczu - wspomina Dariusz Sitkowski, wiceszef Instytutu Sportu, wtedy fizjolog z ekipy kajakarzy, który przyprowadza Mikołajczyk, a następnie towarzyszy Seroczyńskiemu.

2 września 2008 r. Pędź do Pekinu, " Serek"

- Od tygodnia byliśmy w Polsce. W słuchawce słyszę prezesa Polskiego Związku Kajakowego: "Natychmiast jedź do Pekinu na otwarcie próbki B. Za własne pieniądze. Bo twoja próbka A jest pozytywna. Jest w niej klenbuterol" - wspomina Seroczyński. - Pierwszy raz właśnie wtedy usłyszałem tę nazwę.

Informację o znalezieniu klenbuterolu wysłano do MKOl już 25 sierpnia. - Dlaczego aż tydzień zajęło im zawiadamianie Adama? Uważam to za przejaw arogancji, za odebranie szans na podejmowanie dobrych decyzji - mówi późniejszy adwokat Seroczyńskiego Ludwik Żukowski.

Otwarcie próbki B wyznaczono na 4 września, godz. 9 rano. Wliczając różnicę czasu, przesiadki, dotarcie do Pekinu jest wykluczone.

W chwili wysyłania listu informującego do Seroczyńskiego znanych było tylko dziesięć nazwisk podejrzanych o doping. Nietrudno byłoby więc przesunąć datę przybycia Polaka.

Przy otwarciu próbki B miał być konsul z Pekinu Janusz Tatera, ale nie dociera na czas. Mimo to podpisuje się pod protokołem. Chińczycy otwierają próbkę B, potwierdza ona wynik pierwszej - jak w 999 na 1000 przypadków.

4 września 2008 r. Co to są nanogramy

U kajakarza klenbuterolu stwierdzono 0,35 nanogramów na mililitr. U trzykrotnego zwycięzcy Touru 0,05 nanogramów na mililitr. Rok po igrzyskach w Pekinie na świecie wykryto ten preparat 67 razy na - uwaga! - 277 928 próbek.

- Kto to stosuje jako doping? Trudno dostępny, w Polsce go nie ma. Łatwo wykrywalny. I każda ilość powoduje dyskwalifikację - mówi jeden z laborantów.

- 0,35 ng/ml to jest niskie stężenie. Nasze laboratorium z licencją WADA [Światowa Agencja Antydopingowa] ma obowiązek wykrywania klenbuterolu od 2 nanogramów w górę, czyli sześciokrotnie więcej - mówi szefowa warszawskiego laboratorium antydopingowego Dorota Kwiatkowska.

4 września Sitkowski po raz pierwszy mówi Seroczyńskiemu, że w Chinach jest problem ze skażeniem mięsa klenbuterolem. Seroczyński sobie przypomina: - Jedliśmy na torze, a nie w głównej wiosce olimpijskiej w Pekinie: kurczak albo wołowina, kurczak albo wołowina. Wtedy był kurczak. Kucharze karmili przez okno znajomych, tacki wędrowały z rąk do rąk.

Kajetan Broniewski, medalista olimpijski z 1992 r. i zarazem szef misji w Pekinie, kontaktuje kajakarza z Żukowskim, adwokatem, który sześć lat temu skutecznie bronił Justynę Kowalczyk w jej przygodzie z użyciem deksametazonu, niedozwolonego medykamentu. Narciarka twierdziła, że leczyła kontuzjowane ścięgno Achillesa, ale nie zgłosiła leku do komisji medycznej, jak należało. Żukowski doprowadził do skrócenia kary z dwóch lat do sześciu miesięcy. Bez tej obrony nie byłoby czterech medali olimpijskich i sześciu mistrzostw świata.

- Moje pierwsze pytanie brzmiało: Ile to wszystko będzie kosztować? Byłem przerażony. Stanąłem naprzeciwko najpotężniejszej organizacji sportowej świata - mówi Seroczyński, ogłuszony wtedy kilkudniowym łomotem mediów. Następnego dnia w szkole jego syn słyszy, że tata jest oszustem.

Żukowski przyjeżdża do kajakarza do Olsztyna. - Wierzę ci. Będę pracował za darmo - mówi prawnik.

20 września 2008 r. Dwóch z motyką na słońce

Seroczyński wsiada w Olsztynie do swojej renówki, w Warszawie zabiera z sobą adwokata i jadą do Lozanny, gdzie byli umówieni następnego dnia o 9 rano.

Należący do MKOl pałac Château de Vidy leży w wymuskanym parku ze starodrzewiem.

- Za stołem siedziało sześciu ludzi w garniturach ze zblazowanymi minami. Jak je zobaczyłem, zwątpiłem. Nie mieliśmy tu czego szukać. Nawet nas nie słuchali - mówi Seroczyński.

Żukowski: - Pierwszy raz spotkałem się z taką ignorancją. Przekazałem im artykuł o procederze tuczenia zwierząt w Chinach klenbuterolem, o tym, że istnieją tam nawet normy tuczu tym środkiem. Nie mieli o tym pojęcia. Jak można organizować igrzyska w Chinach i nic o tym nie wiedzieć? Jak grochem o ścianę. Potem nawet nie zapisali faktów w protokole.

Może jednak tylko nie chcieli się przyznać do niewiedzy. MKOl poprosił bowiem o opinie biegłych.

Dr David Cowan z King's College w Londynie pisze w negatywnej dla Polaka analizie dla Trybunału Sportowego: "Zgadzam się, że zatrucie klenbuterolem jest bardzo rzadkie i może nastąpić tylko w wyjątkowej sytuacji", "tylko u Adama Seroczyńskiego stwierdzono obecność klenbuterolu".

- Czy nie widział związku tego, co mówi, z faktami? Zatrucia są rzadkie, to fakt. Skoro tak, to nic dziwnego, że stwierdzono je w Pekinie tylko raz. Stężenie było na granicy detekcji, to fakt. Zawody odbyły się w wyjątkowych okolicznościach, bo w Chinach, które przyznają się do problemu tuczenia zwierząt klenbuterolem. Czy tak trudno dodać te fakty do siebie i wyciągnąć wnioski? - pyta Sitkowski. - Kajakarz, który wziąłby ten preparat w chińskim, lepkim upale, strasznie by sobie zaszkodził.

Andrzej Pokrywka, szef Instytutu Sportu, mówi: - Gdyby dziś ta sytuacja się powtórzyła, wiedzielibyśmy więcej. U tenisisty stołowego Dimitrija Owczarowa, reprezentanta Niemiec, stwierdzono klenbuterol. Okazało się, że wrócił z Chin ze zgrupowania. Zbadano mu włosy, stwierdzono unikalność przypadku i uniewinniono. Na seminarium opisał ten przypadek szef laboratorium w Kreischa Detlef Thieme - mówi Pokrywka.

Dziś wiadomo też o przypadkach piłkarzy z Meksyku oraz o turystach niemieckich, którzy niezależnie od siebie wybrali się w różne rejony Chin - u 22 z 28 przebadanych stwierdzono obecność klenbuterolu. Informację o badaniach podaje strona internetowa niemieckiej komisji antydopingowej, a za nią polska komisja, a nawet pojawia się na blogu Roberta Radwańskiego, ojca Agnieszki.

Żukowski i załamany Seroczyński wychodzą z gabinetu komisji dyscyplinarnej. Na korytarzu czekają na przesłuchanie Wadim Diewiatowski i Iwan Cichan. Obu Białorusinów - srebrnego i brązowego medalistę - przyłapano w Pekinie na stosowaniu testosteronu po finale rzutu młotem.

Diewiatowski jest recydywistą, Cichanowi grożą dwa lata dyskwalifikacji. Obu wybroni londyńska kancelaria z powodu błędów proceduralnych chińskiego laboratorium. Za angielskich prawników - bajońskie ponoć honorarium - zapłaci białoruskie państwo.

Seroczyński postanawia odwołać się do Trybunału Sportowego, ale kończy oficjalnie karierę, aby mieć z czego żyć - ma prawo do sportowej emerytury za brązowy medal olimpijski z Sydney.

PZK wpłaca wadium - 2 tys. franków. Trybunał podtrzymuje wyrok, który kończy się w lutym 2011 r.

21 lipca 2010 r. Steki Contadora

Wolny dzień w Tour de France. Kucharz zespołu Astana wyjmuje z lodówki wołowinę, którą dzień wcześniej przywiózł z Hiszpanii i przyprawił. Podaje ją tylko Contadorowi - pozostali kolarze zespołu zdecydowali się jeść później. Agenci antydopingowi po raz kolejny pobierają mu mocz i krew. Mocz zawiera klenbuterol.

- Jestem ofiarą. Jadłem skażone mięso - mówi Hiszpan.

- Używanie klenbuterolu spowodowałoby drgawki, skurcze mięśni, można by zacząć sądzić, że Alberto myśli o samobójstwie - mówi dopingowicz, były kolarz Joe Papp.

Contadorowi grozi rok dyskwalifikacji. Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) zawiesza go tymczasowo.

Rodzima federacja kolarska szybko uznaje racje swojej największej gwiazdy. W połowie lutego 2011 r. królewski hiszpański związek go uniewinnił.

10 czerwca w Pinto pod Madrytem Contador przemawia do tysięcy ludzi. Mówi, że pojedzie w Tour de France, aby po raz czwarty wygrać największy wyścig: - To wyzwanie. Dla zespołu i dla sponsorów moja obecność jest bardzo ważna.

UCI oświadcza, cytując szefa MKOl Jacques'a Rogge'a: "Zgadza się, są pytania o ważność przyszłych wyników [Contadora w Tour de France], ale jest zasada domniemania niewinności". UCI prosi o respektowanie prawa Contadora do traktowania go jak każdego innego kolarza w Tour de France. "Wymaga tego powaga wyścigu i godność wszystkich zawodników". Hiszpan sromotnie przegrywa Wielką Pętlę, sprawa wciąż nie jest rozstrzygnięta.

Seroczyński: - Jeśli Contador zostanie uniewinniony, będę walczył o moje dobre imię.

Wszystko o kolarstwie w Sport.pl  ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA