Czesław Lang wyjaśnia: Kiedy Cadel wygrał Tour de France

Wyścig odzyskał magię sprzed lat, znów jest nieprzewidywalny, zaskakujący. Linii mety nie przekraczają roboty albo kosmici, tylko twardzi ludzie, którzy mają też słabości. - Gdy kolarz ma pod nogą parę, to jedzie. A jak nie ma, to kombinuje, zwłaszcza mając takiego przeciwnika jak Contador. Myśli: ?Będzie za szybko, nie utrzymam koła, stracę przewagę, przegram szansę, przegram wyścig?. W najważniejszym momencie Andy Schleck kombinował zamiast odjechać - tłumaczy Lang.

Radosław Leniarski: Po raz pierwszy w prawie 100-letniej historii Tour de France zwyciężył Australijczyk. Dlaczego wygrał Cadel Evans?

Czesław Lang, były kolarz, dyrektor Tour de Pologne: Nastąpiło wyrównanie poziomu w peletonie, chyba dzięki skutecznej walce z dopingiem. Tour odzyskał magię sprzed lat, znów jest nieprzewidywalny, zaskakujący. Znów ukazała się ludzka twarz kolarstwa - linii mety nie przekraczają roboty albo kosmici, tylko twardzi ludzie, którzy mają też słabości. Widzieliśmy, jak wielki Alberto Contador atakuje i jak nie wytrzymuje tempa własnego ataku. Nie było jednego kolarza w walce z peletonem - bohaterów mieliśmy wielu, braci Schleck zapamiętamy w ich niepowodzeniu, Thomasa Voecklera walczącego jak lew w długiej obronie żółtej koszulki, zapamiętamy Evansa i Contadora, który, choć nie wygrał, dramatycznymi próbami dostarczył mnóstwa emocji. Tak było kiedyś w peletonie. Idealną analogią do starych, heroicznych czasów jest czwartkowa ucieczka Andy'ego Schlecka na Galibier - udany atak rozpoczęty 60 km przed metą. Widzieliśmy dramaty jeszcze przed górami - przecież Contador stracił czas w kraksach, wypadek spowodował wycofanie się Aleksandra Winokurowa na 9. etapie, a potem zakończenie jego kariery.

Powiem szczerze, że nie podoba mi się sylwetka Cadela na rowerze i to, że jeździ defensywnie.

- Ale to jest wspaniały kolarz. Nie spadł z księżyca. Dobija się od lat do zwycięstwa. Znam go dobrze, bo trzykrotnie startował w Tour de Pologne.

Tour de France. Cavendish i Evans triumfują w Paryżu [GALERIA]

 

Evans był wielki przez to, że nie dopuścił do utraty swojej szansy. Walczył o nią. Bardzo nad tym pracował, aby żadna mu nie uciekła. Na etapie do l'Alpe d'Huez miał awarię, został z tyłu, a jednak odrobił stratę, dogonił czoło. Nie atakował w górach, bo wiedział, że jest w stanie pojechać w czasówce co najmniej kilkadziesiąt sekund szybciej od rywali z czołówki.

Jestem też trochę rozczarowany, że bracia Schleck nie szarpnęli na ostatnim etapie górskim, kiedy już wiedzieli, że najgroźniejszym rywalem będzie właśnie Evans. Nie domyślali się, że mają zbyt małą przewagę nad nim? Sastre w 2008 roku wiedział, zaatakował i zarobił dwie minuty, właśnie na l'Alpe d'Huez. Dzięki temu na czasówce - układ etapów był wtedy podobny w końcówce - mógł zostać pokonany nawet o półtorej minuty. Po prostu nie dał Evansowi szpary, w którą można się wcisnąć. A bracia Schleck dali.

- Cóż, Frankie zdecydowanie odstawał w górach. Cadel dotrzymywał tempa Andy'emu. Był ważny moment w etapie do l'Alpe d'Huez: Contador uciekł, Andy do niego dołączył, ale nie dał mu wsparcia, a wtedy Cadel mógł ten wyścig przegrać. Bo jak w górach zyskasz nad kimś minutę, to ten musi ją odzyskać. Ale nie wiemy, co działo się w organizmie Andy'ego po trzech tygodniach ścigania. Uwierz - jak kolarz ma pod nogą parę, to jedzie. A jak nie ma, to kombinuje - zwłaszcza mając obok takiego przeciwnika jak Contador. Myśli: "Będzie za szybko, nie utrzymam koła. Mogą mnie dojść, stracę przewagę, przegram szansę, przegram wyścig". Zwłaszcza że w górach męczysz się sam, nawet jeśli jedziesz w grupie. Nie ma tunelu aerodynamicznego za liderem grupy jak na płaskim etapie. I Andy zaczął kombinować zamiast odjechać z Contadorem.

- Cóż, Frankie zdecydowanie odstawał w górach. Cadel dotrzymywał tempa Andy'emu. Był ważny moment w etapie do l'Alpe d'Huez: Contador uciekł, Andy do niego dołączył, ale nie dał mu wsparcia, a wtedy Cadel mógł ten wyścig przegrać. Bo jak w górach zyskasz nad kimś minutę, to ten musi ją odzyskać. Ale nie wiemy, co działo się w organizmie Andy'ego po trzech tygodniach ścigania. Uwierz - jak kolarz ma pod nogą parę, to jedzie. A jak nie ma, to kombinuje - zwłaszcza mając obok takiego przeciwnika jak Contador. Myśli: "Będzie za szybko, nie utrzymam koła. Mogą mnie dojść, stracę przewagę, przegram szansę, przegram wyścig". Zwłaszcza że w górach męczysz się sam, nawet jeśli jedziesz w grupie. Nie ma tunelu aerodynamicznego za liderem grupy jak na płaskim etapie. I Andy zaczął kombinować zamiast odjechać z Contadorem.

Cadel jako jedyny z faworytów przejechał też czasówkę w Grenoble podczas Dauphiné Libéré. Czy to miało znaczenie?

- Żadnego. Do czasówki rusza się tak, jakby meta była za 20 metrów. Cały czas na maksa. Kolarz walczący o zwycięstwo musi się "wyjechać" do końca - minąć linię mety i paść na twarz. Tylko tak można wygrać czasówkę. Nie można myśleć: "Teraz pojadę rozgrzewkowo pięć kilosów, potem rozpędzę się, a od połowy na maksa". Jedyną przewagą może być wiedza o jakimś technicznym detalu - np. jak pokonać ostry zakręt, aby nie wyhamować zbyt mocno.

Contador po prostu był słabszy niż w Giro, które wygrał...

- On nie wiedział, czy w ogóle wystartuje w Tour de France, w związku z jego perypetiami wokółdopingowymi. Dlatego skoncentrował się na Giro d'Italia.

Ja nawet bardziej cenię go za to, jak jechał w Tour de France, niż gdyby wygrał ten wyścig. Pokazał, że jest mistrzem w wygrywaniu i przegrywaniu, że kolarski mistrz ma ludzką twarz, że nie jest robotem. Zaimponował mi.

Polskie sukcesy w Tour de France? Owszem, były!

 

Czytaj relację z ostatniego dnia Tour de France "

Więcej o:
Copyright © Agora SA