IL: Krąży opinia, że dzieci nie mają szczęśliwego dzieciństwa, gdyż jest ono wypełnione ciężką pracą. Jak Pani wspomina swoje, dziecięce lata?
Maja Włoszczowska: Bardzo dobrze! Bynajmniej się nie przemęczałam. Uprawiałam różne sporty, ale zawsze w formie zabawy. Z rodziną rower i narty, w szkole biegi, gra w koszykówkę, strzelectwo. Gdy pojawiła się opcja trenowania na poważnie w klubie sportowym, z początku miałam obawy. Wydawało mi się, że obowiązek codziennego treningu może zepsuć zabawę oraz wpłynąć negatywnie na wyniki w nauce. Nic takiego się nie wydarzyło. Trafiłam do grupy młodych ludzi, a każdy trening był świetną rozrywką.
Naprawdę da się "bezboleśnie" pogodzić szkołę z codziennymi treningami?
Codzienne treningi rozpoczęłam z chwilą pojawienia się w klubie Śnieżka Karpacz. Miałam wtedy 15 lat. Wcześniej jeździłam 3-4 razy w tygodniu na rodzinne wycieczki. Na początku trenowania w klubie treningi były zabawą i rzadko trwały więcej niż 2 godziny, przeważnie 6 razy w tygodniu. Spokojnie więc dało się je pogodzić z nauką.
Ponadto zawsze starałam się uczyć systematycznie, na bieżąco, tak aby nie mieć żadnych zaległości, gdy musiałam wyjechać na zawody czy obóz treningowy. Zresztą książki zabierałam ze sobą. W trakcie studiów przyjaciółka skanowała mi wykłady i przesyłała mailem. Gdy wiedziałam, że nie będzie mnie na egzaminie, starałam się zaliczyć go we wcześniejszym terminie. Dzięki temu nauczyciele i wykładowcy nie robili mi żadnych problemów związanych z nieobecnościami. Udało się. Skończyłam studia na bardzo trudnym kierunku Politechniki Wrocławskiej. Kosztowało mnie to mnóstwo pracy, ale dało wielką satysfakcję.
Jak rozpoczęła się Pani sportowa pasja?
Zaraziła mnie nią moja mama. W naszej rodzinie nie da się nie uprawiać sportu. To oczywista forma spędzania wolnego czasu. Zawsze jednak traktowana jako hobby. W 1996 i 1997 startowaliśmy rodzinnie w amatorskich zawodach Family Cup - też dla rozrywki. W 97' wygrałam finały ogólnopolskie i wtedy trener Śnieżki Karpacz "kazał" stawić mi się na treningu. Wahałam się, ale za namową kilku osób pojechałam na trening i od tamtej pory nie opuszczałam żadnego. Zaczęłam wygrywać coraz poważniejsze zawody, a zwycięstwa uzależniają
POLECAMY: ZMOTYWUJ DZIECKO DO DZIAŁANIA [PORADNIK]
Pamięta Pani swój pierwszy rower?
Pierwszy był z doczepianymi kółkami po bokach i śmigałam na nim na warszawskim podwórku, gdzie mieszkałam do 5. roku życia. Pierwszego górala odziedziczyłam po bracie - "no name" sprowadzony z Niemiec za 200 ówczesnych marek. Pamiętam tylko, że był biały w kolorowe plamki.
Kto Panią wdrażał w profesjonalny świat sportu?
Mój pierwszy trener - Zdzisław Szmit oraz Beata Sałapa, która gdy zaczynałam karierę była aktualną Mistrzynią Polski i jednocześnie nauczycielką WF-u w mojej szkole podstawowej. Później trafiłam do drużyny w Piechowicach, która w 2001 roku była jedną z dwóch działających polskich grup o mianie "zawodowa". Profesjonalizm na szczeblu międzynarodowym rozkręcił się na dobre, gdy podpisałam kontrakt z drużyną LOTTO-PZU prowadzoną przez ówczesnego trenera kadry narodowej Andrzeja Piątka.
foto: Tomasz ŚwierczyńskiJakie są koszty wychowania młodego kolarza?
Zaczynałam na rowerze wartym ok. 1,5 tys. zł. Obecnie mój sprzęt kosztuje ok. 30 tys. zł. Początki to oczywiście inwestycja rodziców, nie tylko finansowa, ale także czasowa. Moja mama i jej partner - Krzysiek Zalewski, mocno udzielali się w klubie. Pomagali w organizacji wyjazdów na zawody i obozy treningowe . Często jechali razem ze mną. Ale już w drugim roku trenowania dostałam ramę od sponsora. W tej chwili całość kosztów związanych z moimi przygotowaniami pokrywa drużyna KROSS Racing Team oraz Polski Związek Kolarski.
Rodzice wspierali Panią w podążaniu tą ścieżką?
Zawsze. Nikt w mojej rodzinie nie planował, ani nie spodziewał się, że stanę się zawodowym sportowcem. Gdy jednak wkroczyłam na tą ścieżkę zawsze mogłam - i cały czas mogę - liczyć na pełne wsparcie mojej rodziny.
Pani mama powiedziała kiedyś dziennikarzom: "Do niczego Mai nie zmuszałam, to dziecko powinno dokonywać wyboru, a nie rodzice". Bardzo dojrzałe rodzicielstwo...Jak z perspektywy czasu ocenia Pani podjęte przez siebie wybory?
Mając wiedzę jaką posiadam teraz, z pewnością kilka rzeczy w swojej karierze zrobiłabym inaczej. Ale gdy był czas na decyzje, tej wiedzy nie miałam. Więc myślenie "co by było gdyby" nie ma sensu. Jedno jest pewne - cieszę się, że profesjonalnie zajęłam się sportem oraz cieszę się, że dla sportu nie zrezygnowałam z nauki.
Czy rodzice w dalszym ciągu Pani kibicują?
Jasne. Są najbardziej zapalonymi kibicami na każdym wyścigu! Jak nie mogą być osobiście to śledzą je w Internecie czy telewizji.
POLECAMY: RODZICE MOTOREM SPORTOWEGO WYCHOWANIA DZIECKA
Obecnie borykamy się z dziecięcą nadwagą i otyłością. Jak Pani myśli, dlaczego jest taka tendencja spadkowa pod względem aktywności najmłodszych?
Niestety za dużo internetu, iPadów, gier. Kiedyś tego nie było, więc jedyną opcją rozrywki była zabawa na podwórku z rówieśnikami. Różne gry i zabawy zazwyczaj oparte o sport. Teraz elektronika uzależnia młodych ludzi, a przepracowanym rodzicom często jest na rękę to, że nie muszą się martwić czy dziecko na podwórku nie zrobi sobie krzywdy.
Problem najbardziej dotyczy dziewczynek...jak je przekonać, że sport nie jest tylko przykrym narzędziem do osiągnięcia szczuplej sylwetki?
Najlepiej namawiać je by próbowały różnych form ruchu. Nie każda dziewczynka musi lubić rower czy koszykówkę. Ale może polubi bieganie , siatkówkę czy pływanie. A jak nie "typowe" sporty, to dalej jest taniec, zumba, balet, które to z pewnością przypadną do gustu większości dziewczyn, a też są niezłą dawką aktywności fizycznej.
Wyobrażała sobie Pani kiedyś, jaka byłaby Maja Włoszczowska bez sportu?
Nie ma takiej opcji by w moim życiu zabrakło sportu. Nawet jeśli nie poszłabym ścieżką profesjonalizmu to istniałby on w moim życiu w wydaniu amatorskim. Uwielbiam aktywność fizyczną. Sprawia mi radość, a i znacząco poprawia samopoczucie i zdrowie. Nie potrafiłabym żyć bez sportu.
źródło: Okazje.info