Tenis. Sylwetka Patricka Raftera

Australia ma wiele znanych osobistości, od golfisty Grega Normana po aktora Mela Gibsona. Ale tylko jednego nazywanego świętym - Raftera.

Tenis. Sylwetka Patricka Raftera

Australia ma wiele znanych osobistości, od golfisty Grega Normana po aktora Mela Gibsona. Ale tylko jednego nazywanego świętym - Raftera.

Wieczór w barze gdzieś na Manhattanie przeciągnął się do 6.30 rano. Patrick Rafter wraz z przyjaciółmi świętował swój pierwszy tytuł wielkoszlemowy w karierze - zwycięstwo w US Open 1997. Gdzie jak nie w Nowym Jorku mogą się spełnić marzenia o wielkich pieniądzach, bajka o szczęściu i sławie, taki skok od zmywacza talerzy do milionera - pisały gazety.

I zaraz przytaczano historyjkę o tym, jak matka Raftera, gdy był jeszcze dzieckiem, kupowała mu tanie koszulki w supermarkecie i przyszywała krokodyla. Znak drogiej marki Lacoste, żeby nie odróżniał się od zamożnych dzieci w klubie tenisowym.

24-letni Rafter nie potrzebował już takiej pomocy. Premia za zwycięstwo wyniosła 650 tys. dol., szykowały się wysokie kontrakty reklamowe dla "chłopaka o twarzy uczniaka i posturze Terminatora", który mieszkał już na Bermudach ze względu na krótszą drogę do USA i krótsze deklaracje podatkowe.

Pola truskawkowe

Pierwsze lata życia Patrick Rafter spędził w Mount Isa, na północy Australii, gdzie ludzie zakładają wełniane kurtki, gdy temperatura spada poniżej 35 stopni Celsjusza. Miał pięć lat, gdy zagrał wraz z ojcem i starszym bratem na domowym korcie. Ojciec Raftera Jim pracował wtedy jako księgowy w towarzystwie węglowym, potem usamodzielnił się i sponsorował lokalne turnieje. Rodzina przeniosła się z czasem bliżej Brisbane, aby Pat miał lepsze warunki do treningu. Nowy dom był dawną farmą mleczną, senior rodu zajął się m.in. uprawą truskawek, ale bez powodzenia.

Kariera Raftera też miała wzloty i upadki. Między 14. a 17. rokiem życia nie robił żadnych postępów w grze i myślał już o rezygnacji z tenisa. W 1990 roku zagrał tylko w jednym challengerze, odpadł w II rundzie. Rok później, już jako zawodowiec, zajmował 751. miejsce w rankingu.

Miał talent i dość rzadkie nastawienie do profesjonalnie uprawianego sportu; nie traktował tenisa ze śmiertelną powagą, a gdy tracił ochotę do gry, odstawiał po prostu rakietę w kąt. Przełom nastąpił w 1994 roku, gdy awansował na 57. miejsce. Miał już na koncie wygraną jako kwalifikant z Petem Samprasem. ATP przyznało mu tytuł "Newcomer of the Year". Swój pierwszy finał ATP przegrał w Hongkongu z Michaelem Changiem. W Manchesterze w tym samym roku już triumfował.

Na okładkę go

Przystojny, pogodny tenisista był daleki od tego, by awansować na gwiazdę pop zdobiącą okładki pism w rodzaju "Bravo". Ale amerykański magazyn "People" umieścił go w dziesiątce najbardziej seksownych mężczyzn świata, jako jedynego reprezentanta sportu. - To mi pochlebia - mówił w wywiadzie dla "Tennis Revue". - Richard Gere też nie czuł się obrażony, gdy po filmie "Pretty woman" uznano, że ma seksapil. Trafniejsze w moim przypadku byłoby osądzenie, że mam za cienkie nogi, za szerokie plecy i krzywy nos. Jako symbol seksu mogę całkiem dobrze żyć...

Zazwyczaj czołowi tenisiści mają wokół siebie od trzech do dziesięciu nawet ludzi. Rafter był sam. - Pochodzę z dużej rodziny, jest nas dziewięcioro sióstr i braci. Już od dziecka uczyliśmy się sami dbać o siebie. Nie dlatego, że rodzice nie mieli dla nas czasu. Przy tej ilości dzieciaków trzeba było sobie pomagać. Zawsze byłem zorganizowany i sądziłem, że podróżowanie ze świtą to ciężka sprawa. Na duże imprezy jeździł z nim sławny tenisista sprzed lat Tony Roche, zarazem kapitan pucharowej drużyny, który został jego trenerem.

999 999 wariantów

Nie stawiano podczas US Open 1997 na Raftera, choć miał za sobą dobry sezon, pięć finałów w turniejach ATP, półfinał na Roland Garros. Dopiero gdy swoją konsekwentną grą serwis-wolej wpędził w zakłopotanie samego Agassiego, dostrzeżono przyszłego mistrza. Grając z Agassim półfinał, Rafter 155 razy zaatakował przy siatce, zdobywając 142 punkty. A potem pokonał w finale Grega Rusedskiego. "Pojedynek diabła serwisu z bogiem gry serwis-wolej" - podsumował mecz "Tennis Magazine".

Agresywna, ale i elegancka w sposobie poruszania się gra, atak przy każdej sposobności, po pierwszym albo drugim podaniu. "Gdyby było milion możliwości odbicia piłki nad siatką, nim skozłuje, on posiadłby 999 999. Co najmniej" - pisała "Sueddeutsche Zeitung" o woleju Australijczyka. Inną ważną cechą jego gry była umiejętność przewidywania kolejnego kroku rywala. Siódmy zmysł, inaczej Pat-trik.

Ronald McDonald, właściciel sieci 21 tys. fast foodów w 101 krajach, wyłożył milion dolarów australijskich. Była to premia dla gracza z Australii, który zdobędzie tytuł wielkoszlemowy w singlu. Poprzednio dokonał tego w 1973 roku John Newcombe. Tym razem Newcombe komentował mecz dla telewizji i strasznie się denerwował. Towarzyszący mu Fred Stolle, mistrz US Open z 1966 roku, musiał go upominać: - Spokojnie, Newk, to tylko gra.

Nie było spokojnie w Australii. Od Perth do Melbourne słychać było trzask i syk otwieranych puszek z piwem oraz gwizd barwnych rakiet. Tenisowy naród cieszył się, a 7 września proklamowano jako dzień święta narodowego, dzień Raftera. Rok później uroczystość powtórzono. Rafter obronił tytuł, pokonując w finale Marka Philippoussisa.

W 1999 roku przez tydzień Australijczyk zajmował pierwsze miejsce w rankingu, ale już trapiły go kłopoty z barkiem. - Lekarz mówił, że mam określony limit serwisów, które zniesie jeszcze mój bark. Po ciężkim meczu musiałem brać dzień przerwy. W kółko masaż, stretching, gimnastyka.

W październiku przeszedł operację i dopiero od marca wznowił grę, a finał Wimbledonu z Petem Samprasem mógł go nawet uskrzydlić.

Ból dokuczał, uraz nie ustępował. Na początku tego roku Rafter oświadczył, że prawdopodobnie wycofa się. - Nie mam już ochoty spędzać tak wiele czasu w samolotach i hotelach. To samo mówił rok wcześniej: - Pakowanie, rozpakowywanie, samolot, hotel. Wszędzie specjalne traktowanie, to też bywa monotonne. Z drugiej strony są gorsze zawody, to fakt. My żyjemy jak stado współczesnych Nomadów. Jesteś z dala od rodziny, kraju, od tego do czego jesteś przywiązany, ale nie można mieć wszystkiego naraz.

Australia ma wiele znanych osobistości, od golfisty Grega Normana po aktora Mela Gibsona. Ale tylko jednego nazwano świętym - Raftera. "Święty Patryk" ze względu na biblijne włosy (teraz przycięte), jego działalność charytatywną i skromność. Gdy zapowiedział odejście z tenisa, nawet premier kraju namawiał go w radiowym wywiadzie do pozostania. Podobnie jak wielcy rywale, Sampras i Agassi. Na internetowej stronie fanów gracza Planeta Raftera mającej faktycznie rozmiar planety można było po tym znaleźć poemat pt. "Koniec epoki".

Być może gra w Pucharze Davisa z Francją zakończy karierę tenisisty albo znów na długie miesiące ją przerwie.

Może być tak, że na dłużej zamieszka na Bermudach, oddając się łowieniu ryb i grze w golfa. Niektórzy mają nadzieje, że szybko wróci. Ma jeszcze nierozliczony rachunek z Wimbledonem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.