Największą niespodziankę w polskiej ekipie sprawili kanadyjkarze Marcin Kobierski i Michał Śliwiński, którzy zdobyli złoty medal na dystansie jednego kilometra. Polacy osiągnęli wyraźną przewagę: kolejnych rywali wyprzedzili o długość łódki. - Pływamy ze sobą dopiero od miesiąca, dlatego to ogromny sukces - mówił szczęśliwy Kobierski. Śliwiński wystartował w reprezentacji Polski tylko dzięki uprzejmości ukraińskiej federacji kajakowej, która wydała na to zgodę. - Chcę także wystąpić jako Polak na igrzyskach w Atenach. Aby Ukraina nie robiła przeszkód, chcę mieć polskie obywatelstwo. Wszystkie dokumenty już złożyłem - opowiadał Śliwiński, który mieszka w Polsce od czterech lat i reprezentuje barwy Spójnii Warszawa. - Nie ukrywam, że tor Malta jest dla mnie szczęśliwy. Zdobyłem tutaj złoty medal już podczas MŚ w 1990 roku, oczywiście w barwach Związku Radzieckiego - mówił Śliwiński. Co ciekawe, jego brat - Oleksy - zdobył w Poznaniu srebro dla Ukrainy w wyścigu kajakarzy na 200 metrów.
Kanadyjkowa dwójka staje się powoli polską specjalnością. kolejne sukcesy odnieśli bowiem wicemistrzowie olimpijscy Paweł Baraszkiewicz i Daniel Jędraszko. Zdobyli złoty medal na 200 metrów, a na 500 metrów byli na 2. miejscu. Z Kubańczykami przegrali o 0,016 sek, choć jeszcze pół metra przede metą prowadzili. - Nie robimy z tej porażki tragedii. Po igrzyskach powiedziano nam, że kolejny sezon jest dla nas odpoczynkiem. Tymczasem później decyzje się zmieniły i mieliśmy zaprezentować się dobrze w Poznaniu. Treningi rozpoczęliśmy za późno, bo w marcu - mówił Baraszkiewicz. Jędraszko dodał: - Podczas przygotowań nie opuszczał nas pech. Paweł miał trzy kontuzje, 10 dni przed mistrzostwami ściągnął gips z nogi. Ja także byłem chory. Okazało się jednak, że te krótsze przygotowania nie przeszkodziły odnieśc sukcesu, co oznacza, że należymy do światowej czołówki.
- Szef ekipy Kuby jest proszony o zgłoszenie się pod wieżę sędziowską, aby rozpoznać hymn swojego kraju - mówił spiker po zwycięstwie Kubańczyków z Polakami. Organizatorzy woleli dmuchać na zimne, bowiem dzień wcześniej zamiast hymnu węgierskiego kibice usłyszeli zupełnie inną melodię.
Nie zawiodły kajakarki. Aneta Pastuszka jeszcze w maju twierdziła, że chce zakończyć karierę. Później zmieniła jednak zdanie i wraz z Beatą Sokołowską zdobyła w Poznaniu dwa srebrne medale - na 200 i 500 metrów. Wreszcie medalu na mistrzostwach świata doczekała się uczestniczka czterech olimpiad - Elżbieta Urbańczyk. Na dystansie sprinterskim była druga. - Jestem szczęśliwa, bo to mój pierwszy medal indywidualnie - mówiła na mecie. Dwa medale dodały kobiece czwórki.
Katastrofalnie zaprezentowali się polscy kajakarze. Dotyczy to zwłaszcza czwórki na 1000 metrów, brązowych medalistów igrzysk olimpijskich w Sydney. Grzegorz Kotowicz, Adam Seroczyński, Dariusz Białkowski i Marek Witkowski zajęli w finale ostatnie 9. miejsce. - Ich występ to klęska. To koniec tej osady - twierdzi prezes Polskiego Związku Kajakowego Tadeusz Wróblewski. - Wydawało się, że podczas mistrzostw Europy w Mediolanie ich ostatnie miejsce, to tylko wpadka, która więcej się nie powtórzy. Tak się jednak nie stało. Teraz ci zawodnicy będą trenować indywidualnie. Każdy z nich moze być bowiem dobrym "jedynkarzem" - dodaje.
Wielu fachowców miało pretensje do trenera Michała Brzuchalskiego, że zawodnicy trenowali indywidualnie w klubach, a nie razem w kadrze. - Każdy z nich miał jednak dokładnie rozpisany harnonogram pracy i co miesiąc spotykaliśmy się na konsultacji. Nic nie wskazywało, że jest źle. Postawiliśmy na tę osadę, ale nas zawiodła - tłumaczył się Brzuchalski. Siedzący obok Wróblewski zachowywał się dyplomatycznie, jednak wspominał o zmianach, które muszą nastąpić w kadrze kajakarzy. Także wśród szkoleniowców.