Niewysoki, niepozorny, wśród swoich rywali wygląda na człowieka, który w ich towarzystwo zaplątał się przez przypadek. Ale to przed Czechem od 10 lat drżą wszyscy oszczepnicy świata. W latach 1991 - 2000 na 127 startów Honza wygrał 102. Ponad 120 razy rzucił ponad 88 m. Trzykrotnie zdobywał mistrzostwo olimpijskie, raz wicemistrzostwo. Pięć razy poprawiał rekord świata. Ostatni w 1996 roku w Jenie - 98,48 m. Dla porównania, rekord Polski Rajmunda Kółko wynosi 84,95.
Żelezny był jedną z gwiazd czerwcowego mityngu Żywiec Cup w Poznaniu. Przed zawodami zażądał od organizatorów, by w umowie zamieścili premię za rekord świata. Nie poprawił go, a po każdym rzucie, nawet ponad 90-metrowym, klął jak szewc.
Jan Żelezny: - Wszystko prawda.
- Chyba tak, w końcu jest w tym sporo podobieństw z oszczepem. Czy to dziwna zabawa? Nie wydaje mi się. Dzieci wymyślają różne rzeczy. A ja robiłem przynajmniej to, co po latach trochę mi się przydało. Pamiętam, że szczególnie lubiłem rzucać przez rzekę, co wymagało sporej siły.
- Pierwszy ogromny dreszcz emocji poczułem po zajęciu trzeciego miejsca na mistrzostwach świata w 1987 roku w Rzymie. To było tyle lat temu, a ja wciąż pamiętam tamto uczucie.
- Moi rodzice byli sportowcami i odkąd pamiętam, chciałem pójść w ich ślady. Zostać sportowcem - to było osiągnięciem. Rodzice zrozumieli to bardzo szybko i pomagali mi z całych sił. Sport zaczynałem od gry w hokeja, potem przerzuciłem się na piłkę ręczną. Oszczep był na samym końcu.
- To od zawsze był mój cel. Gdy zostałem oszczepnikiem, wiedziałem, że muszę osiągnąć coś wielkiego.
- Ale o który rekord chodzi. Było ich pięć ...
- Najdziwniejsze odczucia miałem wtedy, gdy rekord świata rzuciłem dwa razy pod rząd. Śmiało mogę powiedzieć, że to było wyjątkowe. Na pewno jest to coś innego od wygrania mistrzostw świata czy nawet olimpiady. Ale po każdym rekordzie czułem dumę, bo pokonanie granicy niedostępnej dla innych ludzi musi wywoływać takie uczucie.
- Oszczep zmienił się tylko w 1985 roku, ale nie mogę powiedzieć, by była to rewolucja. Technika rzutu właściwie pozostała ta sama. Różnica jest jedna - oszczep nie lata już tak daleko, czyli zmiana przyniosła oczekiwany efekt.
- Podobne problemy ze zdrowiem miałem już w latach 1989 - 90. Wtedy zaczęły się moje kontuzje. Szczególnie pamiętam duże problemy z kręgosłupem. Przezwyciężyłem je, bo jeżeli człowiek w coś wierzy, to na pewno to się sprawdzi. No, przynajmniej daje sobie na to szansę. Miałem już kilka poważnych kontuzji, ale nigdy nie przestałem myśleć, że wrócę, że medale jeszcze będą moje.
- Od początku miałem problemy w życiu. Urodziłem się jako wcześniak, a w dzieciństwie wsadzono mi nogi w gips, bo miałem problemy ze ścięgnami Achillesa. Może już wtedy nauczyłem się, że w życiu nie ma lekko.
- Czułem się wyjątkowo, bo wiedziałem, że nikt przede mną nie zdobył się na podobny wyczynu w oszczepie. Bardzo chciałem wygrać te igrzyska, by zostać tym pierwszym. Powiem więcej - świadomość tego była dla mnie największą motywacją.
- Słucham? Proszę pana, jestem już 10 lat najlepszym oszczepnikiem świata i proszę mi wierzyć, że pieniądze nie są dla mnie problemem. Mam ich dosyć, by nie zwracać na nie uwagi. Ich zdobywanie nie ma już dla mnie znaczenia. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że teraz rzucam dla przyjemności, nie dla pieniędzy. One są ważne, ale ja dostałem się na taki poziom, że w tej sprawie mogę czuć swobodę.
- Nie zapominajmy o Kratochvilovej, która do dzisiaj jest rekordzistką świata w biegu na 800 m. Dlaczego nie macie rekordzistów? Może wynika to z różnic w podejściu do sportu w naszych państwach, w wychowaniu młodych ludzi? Musicie poczekać, może niedługo jakiś rekordzista się znajdzie.
- Bo propozycja przyszła za późno, byłem już za stary. Mógłbym spróbować, gdybym był młodszy. Nie chciałem ryzykować. Nie wiedziałem, czy gdyby mi się nie udało tam zaistnieć, miałbym szansę powrotu do lekkiej atletyki. Na przestawienie się na nowy sport potrzebowałbym roku, a to za długo. Nie chciałem ryzykować. Tym bardziej, że ryzyko było ogromne.
- To prawda, na początek w grę wchodził kontrakt na milion dolarów. Ale powtórzę, że ryzyko było za duże. Podjąłbym je, gdybym wtedy miał 25 lat a nie 30.
- Tak, nawet bardzo.
- Ich popularność jest oczywista, te sporty są lubiane i obecne w mediach prawie na całym świecie. Ja uprawiam sport indywidualny, a to zupełnie co innego. Ale z radością muszę powiedzieć, że ludzie wiedzą, kim jest Żelezny. W Czechach czterokrotnie wybierano mnie na najlepszego sportowca roku. To chyba świadczy o sporej popularności.
- Hokeistów znam właściwie wszystkich, szczególnie tych, którzy grali na igrzyskach w Nagano. Moim kumplem jest Jaromir Jagr, a z piłkarzy Pavel Kuka.
- Nie widzę powodów, dla których miałbym się gdzieś przenosić. Stamtąd pochodzę i do dziś tam czuję się najlepiej. W Czechach żyje się naprawdę przyjemnie.
- No tak, to kolejny plus. A ja bardzo lubię piwo.
- Jeszcze się nie zdarzyło. Ale gdybym o to poprosił, to na pewno bym dostał. A poza tym, jak przed chwilą powiedzieliśmy, piwo u nas jest tak tanie, że sam mogę je sobie kupić.
- Każdy rzut oddaję z myślą, że może być rekordowy. Zawsze idę na całość. Inaczej to wszystko nie miałoby sensu. A że nie zawsze się udaje? Rekordy to kwestia zgrania wielu rzeczy w jednym czasie, dlatego poprawia się je tak rzadko.
tyle ma lat
tyle ma wzrostu
tyle waży
tytuły mistrza olimpijskiego
tytuły mistrza świata
tyle wynosi ostatni, jeden z pięciu rekordów świata Żeleznego