Pod koniec 2022 r. Centralne Biuro Antykorupcyjne (CBA) zatrzymało byłego sekretarza generalnego PZPN - Macieja Sawickiego, któremu zarzucono nieprawidłowości przy podpisywaniu kontraktu sponsorskiego z firmą Ustronianka w 2014 r. Cała sprawa została nazwana "aferą melioracyjną", a zamieszany w nią był jeszcze choćby były działacz Cracovii oraz członek PZPN Jakub Tabisz. Mężczyźni usłyszeli zarzuty dotyczące m.in. wyrządzenia szkody PZPN w wysokości ponad miliona złotych i groziło im nawet do dziesięciu lat więzienia.
Finalnie prokuratura zastosowała wobec Sawickiego poręczenie majątkowe w wysokości 250 tys. zł oraz dozór policyjny. Dodatkowo działacz otrzymał zakaz opuszczania kraju. Bardzo szybko w obronę wziął go Zbigniew Boniek, który uznał, że zarzuty wobec Sawickiego były "z du*y". Niedługo później zarządzał nawet w jego imieniu przeprosin. "Porządni, uczciwi ludzie nie mogą być tak traktowani" - przekazał.
Były prezes PZPN uważa, że Sawicki powinien otrzymać order za pracę w PZPN, ponieważ był znakomitym sekretarzem generalnym. Dodatkowo postanowił niespodziewanie zabrać głos ws. feralnej umowy. - PZPN zarobił na niej 15 mln złotych, a zapłacenie 7-procentowej prowizji nie jest żadnym grzechem. Tym bardziej, że jakby Jakub Tabisz tego klienta nie przyprowadził, to by go nie było - stwierdził w wywiadzie dla TVP Sport.
- Pamiętajmy, że mówimy o 2014 roku, gdy wychodziliśmy z gruzów. Objąłem władzę rok wcześniej i PZPN to było gruzowisko... Zgodziliśmy się, dogadaliśmy się i Kuba ostatecznie dostał siedem procent za pośrednictwo. Dla mnie to rzecz normalna, a już na pewno nie jest to problem CBA czy prokuratury - dodał.
Zdradził też, że to PZPN podjął decyzję o przyznaniu Tabiszowi, który był członkiem federacji, prowizji. - Powiem panu tak: to jest sprawa mocno dęta. Żeby prokuratura lub CBA wzięły się za jakąś sprawę, musi być poszkodowany, donos. A w tym wypadku tego nie było. PZPN jest firmą prawa prywatnego, a nadrzędnym organem nie jest ani prokuratura, ani CBA, tylko Najwyższa Izba Kontroli - wyjaśnił.
- W tej sprawie działy się dziwne rzeczy. Redaktor Piotr Nisztor miał informacje z pierwszej ręki, a po wyborach to on przeprowadził pierwszy wywiad z Kuleszą. Poszło polecenie, by przed wyborami w PZPN osłabić pewnych ludzi, a innych wzmocnić. Nie można uczciwych ludzi tak traktować - zaznaczył.
Jak się później okazało, Boniek jako jedyny, nie zeznawał w sądzie, ponieważ nie został nawet zaproszony. Mimo że sprawa ciągnie się już długi czas, ma jednak nadzieję, że niebawem dojdzie do jej zakończenia.
- Wiele razy dobijałem się do nich, bo chciałem złożyć zeznania. Jakiś czas temu sprawę karną założył mi pan Rostkowski. Przegrał i musiał zwrócić koszty sądowe. Ta sprawa powinna zakończyć się podobnie. Jeśli prokuratura przyśle do sądu akt oskarżenia, sędzia powinien się uśmiechnąć z politowaniem i zastanowić, czy warto się za to w ogóle brać - podsumował.