Polska trenerka wyrzucona za kontakt z "kochanką Putina". "Znam ją od dziecka"

Irina Lortkipanidze - polsko-gruzińska trenerka gimnastyki artystycznej oraz sędzia - kilka dni temu została dotkliwie ukarana przez Polski Związek Gimnastyczny. Wszystko przez wyjazd na zawody do Chin, gdzie kobieta sędziowała zawody z udziałem rosyjskich zawodniczek. Nie to jednak było najgorsze. Jak ujawniła "Gazeta Wyborcza", organizatorką imprezy była domniemana kochanka... Władimira Putina. - Znam ją od dziecka - przyznała trenerka.

Pod koniec ubiegłego roku Polski Związek Gimnastyczny wydał oświadczenie. Potępił w nim postępowanie Iriny Lortkipanidze, która w połowie grudnia pojechała do Pekinu, by sędziować turniej "Niebiańska Gracja". Kobieta zrobiła to, mimo że na starcie pojawiły się reprezentantki Rosji i Białorusi, a do 1 stycznia 2024 r. Międzynarodowa Federacja Gimnastyczna w ramach sankcji za atak Rosji na Ukrainę, zabraniała im udziału w międzynarodowych zawodach. Nowe światło na całe zdarzenie rzuciła teraz "Gazeta Wyborcza".

Zobacz wideo "Rankingowa jedynka ciążyła Idze Świątek". Adam Romer wyjaśnia, z czym mierzyła się polska tenisistka

Bulwersujące kulisy sprawy polskiej trenerki. Turniej w Chinach zorganizowała "kochanka Putina"

Rywalizacja w Pekinie odbyła się w dniach 15-17 grudnia, a więc przed cofnięciem zakazu. Już ten jeden fakt wydaje się bulwersujący. Kara była jednak wyjątkowo surowa. Jak czytamy w oświadczeniu Lortkipanidze została "pozbawiona przez Zarząd Główny PZG licencji sędziowskiej oraz trenerskiej na wniosek Komisji Dyscyplinarnej PZG". Okazuje się, że sprawa jest jeszcze głębsza.

Na jaw wyszło, że organizatorką "Niebiańskiej Gracji" była Alina Kabajewa. W Rosji to postać doskonale znana. W przeszłości była znakomitą gimnastyczką - brązową medalistką olimpijską z Sydney i złotą z Aten. Teraz bardziej kojarzona jest z osobą prezydenta Rosji Władimira Putina. Powszechna plotka głosi, że Kabajewa jest jego kochanką, a nawet matką czworga jego dzieci.

Lortkipanidze odpowiada na krytykę. "Nie wiedziałam..."

W rozmowie z "Wyborczą" Lortkipanidze tłumaczyła się jednak wcześniejszą niewiedzą. - Nie wiedziałam, że Alina organizuje zawody, na które jadę. Dostałem zaproszenie od federacji chińskiej, od ich szefowej, z którą 15 lat temu sędziowałyśmy igrzyska olimpijskie w Pekinie. Z tego względu to był dla mnie wyjazd sentymentalny. Tuż przed odlotem, gdy już miałam wszystkie bilety i rezerwacje, dzwoniły do mnie koleżanki z Bułgarii, cieszyły się, że się spotkamy. I wtedy dowiedziałam się, że turniej jest organizowany przez fundację Kabajewej - stwierdziła kobieta.

Lortkipanidze mówiła również, że nie widzi nic złego w sędziowaniu rosyjskim gimnastyczkom. Przyznała się jednak do znajomości z Kabajewą. - Ja ją znam od dziecka. Jej mama, Luba była moją przyjaciółką. Gdy już dowiedziałam się o tym, pomyślałam, że moim obowiązkiem jest sędziowanie. W zawodach gimnastyki artystycznej biorą udział dziewczynki. Nie mają żadnego związku z wojną. Dlaczego nie mogą startować, a ja im sędziować? - pytała.

Irina Lortkipanidze pochodzi z Gruzji. W naszym kraju mieszka jednak od 35 lat i posiada polskie obywatelstwo. Początkowo była trenerką Legii Warszawa, później zaś założyła własną renomowaną szkołę gimnastyki. Jej podopiecznymi były między innymi Magdalena Markowska, Karolina Dobroszycka czy Natasza Urbańska.

Więcej o: