Ataki na Igę Świątek. Kwaśniewski reaguje. "To jest koszmar"

Łukasz Jachimiak
- Totalnym rozczarowaniem jest Polski Związek Piłki Nożnej i to, co się dzieje z naszym futbolem - mówi prezydent Aleksander Kwaśniewski. - Mówię nie tylko o wynikach, ale też o wielu przykładach wpadek czy o braku reakcji. Ja rozumiem, że my patriotycznie uważamy, że polski kibic jedzie za granicę i jest bity bez powodu, ale jednak zbyt często to nasi są zarzewiem różnych burd - dodaje w rozmowie ze Sport.pl. Razem z nami były prezydent Rzeczpospolitej wybiera moment roku w polskim sporcie.

Na koniec 2023 roku przygotowaliśmy propozycję 10 najlepszych zdaniem Sport.pl momentów polskiego sportu w 2023 roku. Głosować można do 30 grudnia w sondażu umieszczonym na samym dole artykułu.

Zobacz wideo Probierz dostał pytanie o aferę wokół PZPN. "Jesteśmy oburzeni"

Co wybiera Aleksander Kwaśniewski? Jak na współczesny polski sport patrzy jego były minister, były prezes komitetu olimpijskiego i były prezydent RP?

Łukasz Jachimiak: Sport.pl razem z czytelnikami wybiera najważniejszy moment polskiego sportu w 2023 roku - czy zechce Pan wskazać taki moment w naszym sporcie, który pan w tym roku przeżył najmocniej?

Aleksander Kwaśniewski: To ma być dobra rzecz czy zła?

Pański wybór - my się koncentrujemy na dobrych rzeczach i wybraliśmy wstępnie 10 takich momentów, ale pan ma pełną dowolność.

- Słusznie uznaliście, że warto skupić się na tym, co dobre. Ja też pójdę tą drogą i nie zaskoczę: najlepiej wspominam dokonania Igi Świątek. Mówię nie tylko o jej zwycięstwach, ale też o walce, jaką toczyła sama ze sobą. Gdy przestała być numerem jeden, to wydawało się, że może mieć kryzys, tymczasem ona kończy rok jako numer jeden i to taki w gruncie rzeczy niekwestionowany.

A zatem panu Iga zaimponowała szczególnie końcówką sezonu, wygraniem WTA Finals i odzyskaniem numeru jeden?

- Tak, choć dla mnie Iga Świątek to jej wszystkie zwycięstwa, wszystkie sukcesy, ale też te jej nieliczne porażki. Dla mnie Iga to absolutnie postać numer jeden w polskim sporcie w tym roku.

O Idze miałem ciekawą rozmowę z Adamem Małyszem - omawiając WTA Finals w Cancun skupiliśmy się nam tym, w jak koszmarnych warunkach pogodowych odbywał się ten turniej i Adam stwierdził, że widział u Igi taką koncentrację na zadaniu i taką niezachwianą pewność, jaką sam miał w swoich najlepszych latach, gdy wygrywał bez względu na wszystkie okoliczności.

- Małysz na pewno ma tu najwięcej do powiedzenia, bo rzeczywiście on też pokazywał, że warunki warunkami, a najważniejsze jest własne przygotowanie. W ogóle muszę powiedzieć, że porównanie Małysza i Igi jest trafne. Adam był na szczycie i wobec niego oczekiwania też były ogromne, on miał gorszy okres, trochę chudsze lata, ale wspaniale z tego wyszedł i teraz Iga po słabszym okresie w sezonie też znakomicie sobie poradziła. Oczywiście jest też taka różnica, że kiedy Małysz dotarł na szczyt, to był trochę starszy, a to pomaga. Pamiętajmy, że Iga to ciągle bardzo młoda dziewczyna. Jestem dla niej pełen podziwu za to, że tak znakomicie potrafi się skoncentrować, odciąć się od świata zewnętrznego. A to jest jeszcze trudniejsze niż w czasach Małysza, bo wtedy nie było tak dostępnego internetu i nie było aż tylu hejterów. Tak szybki powrót Igi na szczyt jest godny naprawdę najwyższego szacunku.

Myślę, że Iga ma pod jednym względem łatwiej - nie ma pan wrażenia, że my jako społeczeństwo, jako kibice, jesteśmy 20 lat później trochę lepiej wyedukowani i gdy Świątek jakiegoś turnieju nie wygra, to nie płaczemy aż tak, jak to było wtedy, gdy tylko Małysz czegoś nie wygrał, a był drugi lub trzeci?

- W tej sprawie mam - niestety - wątpliwości. Widzę, że to nasze wyedukowanie jednak ciężko idzie. Kiedy czytam tych wszystkich hejterów, to oczywiście wiem, że oni nie są odzwierciedleniem całej opinii publicznej, ale widzę, jaki to jest koszmar. Czytając ich ataki na Igę, dochodzę do wniosku, że my ze sportu niewiele rozumiemy, że wciąż nie pojmujemy, że podstawową zasadą sportu jest, że się wygrywa i że się przegrywa i że to są dwie części tej samej zabawy. Jeszcze raz podkreślam: dla Igi wielki szacunek za to, jak potrafiła się odbudować i wrócić na szczyt. I na tym nie chciałbym kończyć. Bo pan mnie trochę zaskoczył pytaniem o dobre momenty naszego sportu i w pierwszej chwili do głowy przyszła mi Iga, natomiast teraz mam kolejne wydarzenia, które uważam za ważne.

Świetnie, proszę je wymienić.

- Tu pana pewnie zaskoczę, bo jako drugą rzecz, która w mijającym roku w naszym sporcie mi się spodobała, wymienię powrót do elity hokeistów.

Przyznaję, nie tego się spodziewałem, mimo że sukces hokeistów doceniam.

- Hokeiści wracający po latach do szerokiej czołówki światowej to coś dużego, tym bardziej że w Polsce to jest sport absolutnie niszowy, finansowo słaby, a jednak udało się zebrać trochę chłopaków mających i umiejętności, i zadziorność, co bardzo doceniam. Oczywiście mówiąc o hokeistach, nie mogę pominąć siatkarzy. Oni są wspaniali i to jest poza wszelką dyskusją. A to, co w 2023 roku zrobił z nimi trener Grbić, jest niebywałe. To było pokazanie, że pracą, dobrą organizacją, mądrym trenerem można ustabilizować formę na absolutnie najwyższym poziomie.

Zgodzi się pan, że jeśli któraś dyscyplina w pełni zasługuje na miano naszego sportu narodowego, to jest nią właśnie siatkówka? Mamy bardzo dobre szkolenie, mamy sukcesy we wszystkich grupach wiekowych, do poziomu panów zaczynają równać panie, mamy mocne kluby, nawet w siatkówce plażowej zdobyliśmy w tym roku pierwszy w historii medal mistrzostw świata - tu wszystko się zgadza.

- Oczywiście, wszystko działa znakomicie. Szczerze powiem, że moim zdaniem to jest jedyny w Polsce związek sportowy, który całkowicie wie, co robi, ma dobrego prezesa i działa profesjonalnie pod każdym względem.

Jedyny? Zawsze dobrze mówił pan o Adamie Małyszu, a on od niedawna jest prezesem Polskiego Związku Narciarskiego.

- Małysz dobrze pracuje, a przed nim Tajner dobrze pracował, ale problem naszego narciarstwa polega na tym, że nam w Polsce po prostu brakuje narciarzy - nazwijmy rzeczy po imieniu. Mamy skoczków, niestety starzejących się, mamy Gąsienicę-Daniel i dołączającą do niej Łuczak w narciarstwie alpejskim, ale to jednak raczej środek światowej stawki, a nie czołówka. I co dalej? Nic, dziękujemy bardzo.

Mamy jeszcze snowboardzistów - w 2023 roku Oskar Kwiatkowski został mistrzem świata, a Aleksandra Król zdobyła brązowy medal.

- Racja, zgadzam się. Ale to nadal nie jest pozycja taka, jaką mamy w siatkówce. Ona naprawdę wyrasta ponad wszystkie inne sporty. A już totalnym rozczarowaniem jest Polski Związek Piłki Nożnej i to, co się dzieje z naszym futbolem. Mówię nie tylko o wynikach, ale też o wielu przykładach wpadek czy o braku reakcji. Ja rozumiem, że my patriotycznie uważamy, że polski kibic jedzie za granicę i jest bity bez powodu, ale jednak zbyt często to nasi są zarzewiem różnych burd. Polska piłka wygląda dziś źle na poziomie piłkarskim, na poziomie związkowym i na poziomie kibicowskim. Ale może wróćmy do tego, co było dobre.

Jest pan fanem Bartosza Zmarzlika i żużla w ogóle?

- Absolutnie jestem fanem Zmarzlika! Uważam, że to jeden z najbardziej utalentowanych sportowców w historii tej dyscypliny. Ale martwi mnie to, że za chwilę w żużlu liczących się krajów będzie co najwyżej pięć, jak nie cztery. Mamy do czynienia ze sportem, który jest bardziej schyłkowy niż rozwojowy. Sukcesy Zmarzlika doceniam w pełni, ale obawiam się, że przyszłość żużla rysuje się dosyć szaro.

Pamiętam, że w czasach Tomasza Golloba mocni byli Szwedzi, Duńczycy, Brytyjczycy, Australijczycy, Amerykanie, a dziś już choćby jeźdźców z USA praktycznie nie ma.

- Pan jest za młody, żeby to pamiętać, ale ja pamiętam, że w czołówce byli też zawodnicy z Nowej Zelandii, a wielkiego mistrza Ivana Maugera miałem nawet okazję poznać. Żużel to oczywiście nigdy nie był sport wielce popularny, ale był powszechny, a dzisiaj jest coraz bardziej niszowy. Idąc dalej - martwi mnie regres w lekkiej atletyce. To jest moja dyscyplina, którą kiedyś sam bez większych sukcesów uprawiałem. Uważnie ją śledzę i widzę, że na igrzyskach w Paryżu trudno będzie liczyć na powtórkę z Tokio, gdzie nasi lekkoatleci zdobyli aż dziewięć medali.

Jaką konkurencję lekkoatletyczną pan trenował?

- Sprinty. Biegałem na 100 i na 200 metrów.

Jakie ma pan rekordy życiowe?

- Z jednej strony nawet dobre, ale z drugiej wstyd się przyznawać w obecnych czasach, bo to są dobre wyniki, ale w biegach kobiecych, a ja jednak byłem i jestem mężczyzną, ha, ha! Poprzestańmy więc na tym, że w czasach szkolnych i studenckich po prostu biegałem i że został mi duży sentyment do lekkiej atletyki - zawsze chętnie ją oglądam.

Pozwoli pan, że jednak podrążę temat pańskich rekordów. Czy na 100 metrów miał pan życiówkę na poziomie 11 sekund z groszem?

- No tak, zgadza się.

Szacunek!

- Dziękuję, ale jednak nie ma się czym specjalnie chwalić. Nie zrobiłem kariery nawet krajowej, a co dopiero światowej. Ale lekkoatletyka została w moim sercu i chciałbym, żebyśmy nadal mieli w tym trudnym sporcie sukcesy. Wie pan, myślę, że lekkoatletyka stała się sportem bardzo kastowym - wiadomo, kto najlepiej biega sprinty, kto się specjalizuje w biegach średnich, a nam właściwie zostały konkurencje techniczne i w 2023 roku widzimy, że poza młociarzami to za bardzo nie mamy na co liczyć.

Jest jeszcze wicemistrzyni świata Natalia Kaczmarek.

- I świetnie, bo Natalia Kaczmarek startuje w jednej z tych konkurencji o światowym wymiarze. Na 400 metrów wszyscy biegają, w młocie tak dużej konkurencji nie ma. Natomiast jeśli chodzi o dyscypliny globalne, to dobrze, że mamy w polskim sporcie Igę Świątek i że mamy również Huberta Hurkacza.

W kontekście igrzysk w Paryżu, które pan wywołał, ja się bardzo cieszę na tego miksta, którego Świątek i Hurkacz stworzą.

- To ja od razu ostudzę nastroje, bo oni pewnie tego miksta zagrają tak z rozpędu, a może się okazać, że w turnieju będzie kilka takich par, które grają razem regularnie. Sądzę, że tu o medal wcale nie będzie łatwo. Ale świetnie, że Hurkacz jest, że wygrywa turnieje, że się liczy, że gra ładny tenis, ciekawy, a nawet powiedziałbym, że on gra tenis thrillerowy, bo właściwie nie znam meczu Hurkacza, który był łatwy - on zawsze musi coś przegrać i odrabiać, musi mieć trudne, emocjonujące końcówki. To jest osoba waleczna i na pewno rozpoznawalna. Bardzo dobrze, że go mamy i jemu, tak Idze, również gratuluję postawy. Co tam jeszcze mieliśmy z ważnych wydarzeń w polskim sporcie w 2023 roku?

W naszych propozycjach znalazł się między innymi moment wzruszenia, jaki przeżyliśmy, widząc kartonowego Dawida Kubackiego wnoszonego na końcowe podium Pucharu Świata przez Anże Laniska.

- Wspaniały moment, oczywiście! Choroba żony Dawida bardzo nas wszystkich poruszyła, a ten piękny obrazek pokazał, że ta grupa sportowców to jest rzeczywiście rodzina. Ich jest niedużo, skoki narciarskie też mają problem.

Jak żużel.

- Tak, skoki również uprawia kilka krajów i w tylko kilku krajach się je ogląda. Patrzyłem niedawno na konkursy Pucharu Świata w Lillehammer i widziałem, że kibiców było tam tyle, co kot napłakał.

A i tak trzeba zauważyć, że frekwencję ratowali pracujący w Norwegii Polacy.

- Zgadza się, tymczasem Norwegia od zawsze była przecież krajem skoków. Dziś na skokach publiczność można zgromadzić tylko w Polsce, w Niemczech, w Austrii i w słoweńskiej Planicy. To wszystko, niestety. Świetnie, że mamy sukcesy w skokach, ale nam zawsze brakowało gwiazd rozpoznawalnych w świecie. Jak pan na pewno wie, ja się zawodowo zajmowałem sportem i świetnie pamiętam, że to zawsze był problem polskiego sportu. W ostatnich latach mieliśmy wysoko w popularnych dyscyplinach Radwańską i Lewandowskiego, którego nazwisko jeszcze ciągle kojarzy się z Polską ludziom w nawet najdalszych zakątkach świata. Ale Lewandowski jest już bliżej końca kariery niż początku, więc bardzo cenne jest dla naszego sportu to, że są Świątek i Hurkacz. Zwłaszcza że za nimi jest posucha.

Powiedział pan, że zajmował się sportem zawodowo - to były funkcje odpowiadające dziś ministrowi sportu i prezesowi Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

- Tak, byłem i ministrem sportu, i prezesem komitetu olimpijskiego. Dawno temu, pan może nie pamiętać, to była końcówka lat 80. i początek lat 90., czyli ponad 30 lat temu - Jezus, Maria!

Pamiętam, igrzyska olimpijskie Barcelona 1992 jako pierwsze oglądałem od początku do końca.

- A moje ulubione igrzyska to Seul 1988, gdzie byłem szefem ekipy.

Pamiętam jak przez mgłę złoty medal Andrzeja Wrońskiego. Miałem wtedy pięć lat i Wroński został moim pierwszym sportowym bohaterem.

- O, to dla mnie niezwykle ważne wspomnienie, bo to był pierwszy złoty medal olimpijski polskiego sportu przy moim udziale! Wroński został bohaterem mojego życia na zawsze. Później złoto powtórzył, w Atlancie, co oglądałem na żywo w hali jako prezydent.

Wroński, a także Paweł Nastula mi to wspominali, gdy pisałem o tym, jak Polska między innymi dzięki nim objęła prowadzenie w klasyfikacji medalowej igrzysk olimpijskich. Obaj pamiętają, że biegał pan z jednej części hali na drugą - z zapasów na judo, bo zdaje się, że te dyscypliny sportu w Atlancie oddzielała tylko wielka kotara?

- Tak było, piękne wspomnienia! W Atlancie pierwszy medal, złoty, zdobyła Renata Mauer. Tam nie byliśmy, bo wtedy przeżywaliśmy dramatyczne chwile. Szef ekipy, Eugeniusz Pietrasik, zmarł na płycie stadionu w czasie ceremonii otwarcia igrzysk. Pamiętam, jak pojechałem do wioski olimpijskiej, żeby jakoś to naszym zawodnikom przekazać [zgon Pietrasika oficjalnie stwierdzono dopiero po przetransportowaniu go do szpitala]. Część ekipy płakała i wtedy przyszła wiadomość ze strzelnicy, że Mauer zdobyła złoty medal. I później poszło - w ciągu dosłownie paru godzin zdobyliśmy w zapasach i w judo w sumie trzy złote medale i przez dwa dni byliśmy na czele klasyfikacji olimpijskiej, co się nie zdarzyło nigdy wcześniej ani nigdy później i co nie wiem, czy się jeszcze kiedyś wydarzy.

To się pewnie nie powtórzy za niecały rok w Paryżu...

- Ani w Paryżu, ani w Los Angeles, ani w Brisbane: pewnie, niestety, w żadnych igrzyskach w najbliższych latach.

Wrócę do mojego pytania: chciałbym wiedzieć, nie jakie rzeczy panu się będą marzyły podczas paryskich igrzysk, tylko na jaki realny wynik będzie pan liczył. Ile medali dla Polski uznałby pan za dobry rezultat?

- Będę liczył na kilkanaście medali, na pewno na wynik od 10 medali wzwyż. Ale śledzę sport i wiem, że ciężko będzie nam o medale, że tam walka będzie trudna.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.