Polak rzucił piłkę nożną i został najlepszy w Europie. "Nie mieści się w głowie"

Bartłomiej Kubiak
- Moje życie wywróciło się do góry nogami. Nikt się nie spodziewał, że będę grał w futbol amerykański, a co dopiero wykręcał takie liczby - mówi Sport.pl Jakub Ałdaś, były piłkarz, obecnie najlepszy kopacz w Europie, w piątej lidze świata, w drużynie Panthers Wrocław.

- Przepraszam, że tak późno się odzywam, dopiero wróciłem z pracy. Zanim człowiek wróci z kopalni, wykąpie się, przebierze i wyjedzie, trochę czasu mija - usprawiedliwia się Jakub Ałdaś, zawodnik Panthers Wrocław, z którym rozmawiamy późnym wieczorem w środku tygodnia.

Zobacz wideo Polska ma kolejny imponujący stadion! Sportowa perełka

Ałdaś na co dzień mieszka w Głogowie, a więc 135 km od Wrocławia, gdzie z Panthers trenuje trzy razy w tygodniu i 25 km od kopalni "ZG Rudna" na obrzeżach Polkowic, w której pracuje. - Jakoś to wszystko ze sobą łączę - śmieje się. - Jeżeli tak jak dziś jestem po drugiej zmianie, zazwyczaj od razu po pracy pakuję torbę w auto i jadę na trening. Wracam do domu koło północy, kładę się spać i po kilku godzinach mój dzień zaczyna się na nowo - tłumaczy.

Najczęściej w ZG "Rudna", czyli jednej z największych głębinowych kopalń rudy miedzi na świecie. Jej budowę rozpoczęto we wrześniu 1969 roku. Niespełna pięć lat później, kiedy osiągnęła 25 proc. projektowanego wydobycia, oficjalnie została przekazana do eksploatacji. Ałdaś pracuje tam od blisko dwóch lat. - Przy naszej polskiej miedzi, która później idzie w świat. W skrócie do moich zadań należy rozwalanie urobku, który chłopaki przywożą z przodka. Trafia on na tzw. kratę, gdzie do akcji wkraczam ze specjalnym młotem, który wszystko rozwala - wyjaśnia.

"Jak nie wiesz, co robić, uderzaj z całej siły"

Ałdaś w sierpniu skończył 27 lat. Jego marzeniem nigdy nie była praca w kopalni, bo jako dziecko - jak wielu z nas - zamarzył sobie, że zostanie piłkarzem. - Zacząłem grać w piłkę jak miałem trzy lata. Najpierw to była szkółka piłkarska UKS Głogów. Później w wieku 14 lat dołączyłem do Chrobrego, gdzie udało mi się przejść przez szczeble młodzieżowe aż do pierwszego zespołu, z którym najpierw zadebiutowałem w drugiej lidze, a następnie - po wywalczeniu upragnionego awansu - w pierwszej, czyli na zapleczu ekstraklasy - mówił.

Ałdaś grał z Chrobrym w pierwszej lidze w sezonie 2013/14. - Zaczynałem jako środkowy pomocnik. Długo byłem taką "ósemką" albo "szóstką", ale z wiekiem, a być może także przez mój wzrost [Ałdaś mierzy 186 cm - red.] zszedłem szczebel niżej - grałem na środku obrony - opowiada.

- Czy zawsze miałeś celne uderzenie? - pytamy Ałdasia, który właśnie teraz robi z tego użytek, w drużynie Panthers gra na pozycji kickera. - Nie chciałbym tutaj przesadnie się chwalić, ale mam nawet gdzieś filmiki, jak w wieku ośmiu lat na pełnowymiarowej hali widowiskowej w Głogowie strzeliłem gola z połowy boiska. Tato zawsze mi powtarzał: "jak nie wiesz, co robić z piłką, uderzaj z całej siły: wejdzie albo nie wejdzie, ale próbuj" - mówi.

"Szukaliśmy po prostu kogoś z dobrym kopytem"

No i Ałdaś próbował. Jego kariera piłkarska nie potoczyła się tak, jakby chciał - zatrzymał się na pierwszej lidze, ale piłkę kopie dalej. Już nie okrągłą, a jajowatą. Na boisku do futbolu amerykańskiego, gdzie do drużyny Panthers trafił z naboru.

- Wszyscy w naszym kraju futbol amerykański kojarzą przede wszystkim z postacią Sebastiana Janikowskiego - wybitnego kopacza z NFL, którego w naszej drużynie trochę brakowało. Dlatego wraz z dyrektorem sportowym Jakubem Samelem jakiś czas temu zaczęliśmy zastanawiać się, jak znaleźć dobrego kopacza albo przynajmniej spróbować go znaleźć - opowiada prezes Panthers Michał Latoś.

Latoś i Samel niespełna rok temu wpadli na pomysł, że zorganizują tzw. Kicking Derby. - W skrócie: szukaliśmy po prostu kogoś z dobrym kopytem, bo wiedzieliśmy, że całej reszty będziemy go w stanie nauczyć. Postanowiliśmy ściągnąć byłych albo obecnych piłkarzy na nabór. Celowaliśmy w zawodników z czwartej ligi i niższych. Wabikiem w tym przypadku była nagroda dla zwycięzcy w wysokości 5 tys. złotych. Poprosiliśmy też o pomoc prezesa Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej Andrzeja Padewskiego. Chodziło nam o to, by związek w naszym imieniu zwyczajnie wysłał maila do różnych drużyn z niższych lig, że coś takiego organizujemy. Plan wypalił nawet nie w stu, a w dwustu procentach, bo z ponad dwudziestu gości, których prosiliśmy o wykonanie różnych kopnięć - dalekich, precyzyjnych, z ziemi, ręki czy z 20. jarda prosto na bramkę - wybraliśmy dwóch. Dziś jeden - Kuba Ciurkot - gra w naszej drugiej drużynie i jest najlepszym kopaczem w Polsce. A drugi - Kuba Ałdaś - w pierwszej drużynie i jest najlepszym kopaczem w Europie - wskazuje Latoś.

Namówił go kolega

- Jak to się stało, że w ogóle trafiłem na to Kicking Derby? Namówił mnie kolega. Też piłkarz, który wysłał mi na Facebooku wiadomość, że jest taki event. Zgłosiłem się, no i pojechałem. Po nocnej zmianie w kopalni - śmieje się Ałdaś.

- Pamiętam, że to był grudzień. Spadł akurat pierwszy śnieg. Słowem: warunki nie były zbyt sprzyjające. Ten kolega, który mnie namówił, pojechał ze mną, ale nie brał udziału w naborze. Był tylko moim kibicem. Podobnie jak moja dziewczyna, która też była z nami - opowiada Ałdaś.

Ałdaś nie tylko wygrał grudniowe Kicking Derby i 5 tys. zł, ale został też zaproszony na zajęcia pierwszego zespołu. - To już był marzec. Przyjechałem się sprawdzić. Treningi trwały przez cały weekend. Na tyle spodobałem się trenerowi, że od razu po tych testach podszedł do mnie i zaproponował kontrakt oraz grę w jego zespole. Nie mogłem w to uwierzyć - opowiada.

Jego statystyki są kosmiczne

- Po Kicking Derby naszym założeniem było to, że Kuba zacznie z nami trenować i może - podkreślam: może - na sezon 2024 będzie gotowy. Ale on tak szybko wszystko łapał i robił taki progres, że wszedł do drużyny praktycznie z marszu - mówi Latoś.

- Podczas Kicking Derby Kuba był nie tylko najcelniejszy i kopał zdecydowanie najdalej, ale też najbardziej powtarzalnie, co w tym sporcie jest równie ważne - podkreśla Samel. - Dla nas to w ogóle był niesamowity sukces, jeśli chodzi o to wydarzenie, bo nie oczekiwaliśmy aż tak wiele. Po konkursie, który zrobiliśmy w grudniu, dowiedziałem się, że Kuba był już wcześniej na naszym jednym meczu. I że już wtedy bardzo mu się spodobało - dodaje dyrektor sportowy Panthers

- Potwierdzam. Miałem akurat urlop. Mniej więcej równo rok temu, w sierpniu. Chłopaki grali wtedy z Berlinem Thunder, z którym mierzyliśmy się również w zeszły weekend - mówi Ałdaś.

Panthers w miniony weekend pokonały Berlin Thunder 15:12. Duża w tym zasługa Ałdasia, bo to on na sekundy przed końcem ustalił wynik meczu celnym kopnięciem za trzy punkty. - W ostatniej akcji pomogłem, ale wcześniej niestety zmarnowałem dwa kopnięcia. Szkoda - żałuje.

Żałuje, bo mimo że w futbolu amerykańskim stawia dopiero pierwsze kroki, już śrubuje swoje statystyki. Te są wręcz kosmiczne, bo po kilku miesiącach w European League of Football Ałdaś faktycznie stał się najlepszym kopaczem w Europie.  87,4 proc. celności i aż 71 zdobytych punktów - to jego dorobek. Dla porównania drugi w tym zestawieniu Nils Nonkmans ze szwajcarskiej drużyny Helvetic Guards celne kopnięcia ma na poziomie 85,7 proc., ale zdobył w ten sposób tylko 46 punktów, czyli o 25 mniej od Ałdasia.

European League of Football to w tej chwili piąta liga futbolu amerykańskiego na świecie - po dwóch w USA, kanadyjskiej i japońskiej. Istnieje od trzech sezonów. Występują w niej głównie niemieckie drużyny, gdzie futbol amerykański jest zdecydowanie najpopularniejszy w Europie. Ale są też inne zespoły. Z Hiszpanii, Włoch, Francji, Austrii, Szwajcarii, Czech, Węgier czy właśnie polskie Panthers, które grają w tej lidze od początku.

"Welcome to the Jungle" i "El Classico"

- Kiedy rok temu pojawiłem się na meczu z Berlinem, nawet przez głowę mi nie przeszło, że pół roku później będę grał w tej drużynie - nie ukrywa Ałdaś. - Bardziej myślałem, że zostanę kibicem, który w wolnych chwilach będzie wpadać do Wrocławia, dopingować Panthers, słuchać "Welcome to the Jungle", które zawsze wita zespół na murawie. Ale że ja sam będę wybiegał do tego kawałka na rozgrzewkę i grał w futbol amerykański? No w życiu! Przecież ja nawet dobrze nie znałem zasad. Jedynie coś tam grałem w Madden NFL na Play Station, którą kupiłem w promocji - śmieje się.

Ałdaś wciąż uczy się zasad, bo zrozumienie wszystkich reguł, które obowiązują w futbolu amerykańskim, wymaga czasu. - Podstawy można jednak złapać szybko - wtrąca. - To akurat na meczach Panthers nie jest żadnym problemem, dlatego zapraszam wszystkich, bo nie dość, że na trybunach panuje rodzinna atmosfera, to mamy też spikera, który zawsze dokładnie tłumaczy, co dzieje się na boisku. A do tego są jeszcze kibice. U mnie to właśnie zaczęło się od pana, który siedział obok mnie na trybunach. To on jako pierwszy podpowiadał i wyjaśniał mi pierwsze zasady tego sportu.

Jak na razie Ałdaś zagrał w 12 meczach. Debiutował w czerwcu, w meczu przeciwko Hamburg Sea Devils, wygranym przez Panthers 34:25. - Hamburg to nasz odwieczny rywal, takie El Clasico w European League of Football, gdzie trzeszczą kości - wskazuje. W swoim debiucie miał pięć kopnięć, z czego trafił cztery.

 - Chyba dobry wynik - wtrącam.

 - No niezły. Tym bardziej że to był mój pierwszy mecz w życiu, bo wcześniej nie zagrałem nawet w żadnym sparingu. Emocje były duże. Chyba największe w życiu. Chociaż nie, może raz w życiu podczas gry w piłkę miałem porównywalne: w debiucie w drugiej lidze, kiedy grałem przeciwko Górnikowi Polkowice, gdzie kapitanem był mój brat [starszy o pięć lat Damian, który w przeszłości też był piłkarzem m.in. Chrobrego, Stali Mielec, Odry Opole czy ekstraklasowej Korony Kielce].

Chłopak z podwórka

Dziś o piłce Ałdaś już nie myśli, a już na pewno nie tak jak kiedyś. - Jeszcze w listopadzie wraz z moimi kolegami kopałem sobie rekreacyjnie w B-klasie, ale dziś już piłka zeszła na boczny tor. Jakieś tam mecze czasem w telewizji zobaczę, ostatnio np. Raków, ale już nie śledzę na bieżąco ekstraklasy czy I ligi, co przez lata zawsze robiłem. Skupiam się po prostu na innych rzeczach, które sprawiają mi frajdę - mówi.

- Da się w ogóle na tym zarobić? - pytamy. - Dostajemy jakieś pieniądze, ale nie na tyle duże, by się z tego utrzymać, dlatego cały czas pracuję w kopalni. Ale nie chcę, by to zabrzmiało, że narzekam. Od każdej osoby i pierwszego dnia w Panthers czuję potężne wsparcie. Jestem szczęśliwy. Przez ostatnie pół roku moje życie wywróciło się do góry nogami. Nikt się nie spodziewał, że będę grał w futbol amerykański, a co dopiero wykręcał takie liczby. Nawet sam tego nie zakładałem. Od zawsze byłem ambitny, pracowity i pewny siebie, ale to, co dzieje się teraz, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. To wręcz nie mieści się w głowie. Cały czas czuję się trochę jak taki chłopak z podwórka, który znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie - mówi.

Samel: - Nasze oczekiwania też nie były aż tak duże. To jest niesamowite, że już w pierwszym roku Kuba gra na najwyższym europejskim poziomie. Ostatnio kopnął piłkę z 55 jardów [rekord ligi należy do Sebastiana Van Santena z Rhein Fire i wynosi 59 jardów]. Takie kopnięcia w EFL zdarzają się rzadko, a Kuba już je wykonuje.

Ałdaś w EFL bije rekordy. Ostatnio zdobył 10 na 10 podwyższeń za jeden punkt po touchdownie. To nowy rekord ligi. Poprzedni wynosił 9 na 9 i też należał do Ałdasia. - To jest gość, który kopie tak co mecz. Widać, że tutaj jest nie tylko noga, ale i głowa. Że doskonale wytrzymuje presję - wie, co robi i jak robi. To fenomen, że aż tak szybko wszystko załapał, a przy tym jeszcze ciężko pracuje jako górnik. No, czapki z głów - dodaje Latoś.

Gdy pytamy Ałdasia o to, gdzie sięgają jego marzenia, odpowiada bez wahania: - Jak najwyżej! Patrząc na to, jak to wszystko się toczy i z jaką idzie siłą, czemu mam nie iść za ocean? Nie mówię, że to będzie NFL, ale są też inne ligi zawodowe, w których chciałbym się spróbować. Na pewno o tym marzę. Ale w Panthers też mam jeszcze dużo do udowodnienia. Chciałbym na koniec sezonu zostać najlepszym kickerem w lidze. Wiem, że przede mną wiele pracy i treningów, ale mam ludzi, którzy mnie wspierają - zarówno w klubie, jak i w gronie najbliższych. Do tego dochodzi także cel drużynowy, czyli oczywiście - jak to zawsze podkreśla nasz trener Dave Christensen - liczy się tylko mistrzostwo. Walczymy o to, aby być najlepsi w Europie - kończy Ałdaś.

Panthers wciąż mają na to szanse. Po zwycięstwie z Berlinem Thunder wrocławianie nadal walczą o awans do fazy play-off. Teraz przed nimi ostatni mecz sezonu zasadniczego - wyjazdowy z Fehervar Enthroners. Początek spotkania w niedzielę o 16.25.

Więcej o: