• Link został skopiowany

Karaś sam wypisał się z roli sportowca. Z żelaznego człowieka w cynicznego oszusta

Marvelowski Iron Man przywdziewa zbroję, by walczyć ze złem. Polski Ironman, za którego chciał uchodzić Robert Karaś, sam przeszedł na ciemną stronę mocy. I wbrew temu, co mówi - on sam wypisał się z tej roli - pisze Piotr Wesołowicz ze Sport.pl.
Robert Karaś
screen YT/FameMMA, materiały prasowwe FAME

W zawodowym sporcie widzieliśmy już wiele, ale – nie ma co romantyzować rzeczywistości – nad większością tematów umiemy przejść do porządku dziennego. Nieprzyzwoicie wysokie pensje piłkarzy w Arabii Saudyjskiej, mundial w łamiącym prawa człowieka w Katarze – to nas oburza, ale koniec końców podziwiamy występy na mistrzostwach świata, czy przymykamy oko na petrodolary w futbolu.

Zobacz wideo Peszko już nie może się doczekać: To dla mnie walka numer jeden

Jest jednak kategoria oszustwa w sporcie, która wciąż wywołuje w nas wyraźny sprzeciw. Doping, nielegalne wspomaganie organizmu, które w większości skazuje atletów stosujących "koks" na infamię. Pewnie dlatego, że oszukani czujemy się wszyscy – empatyzujemy ze sportowcami, którzy przez kanciarzy stracili marzenia o medalach, a sami mamy poczucie, że daliśmy się nabić komuś w butelkę.

Pierwsza uderza pycha

Dlatego przełom tygodnia był dla nas – polskich kibiców – wyjątkowo bolesny. W organizmie Roberta Karasia, rekordzisty świata w 10-krotnym Ironmanie, wykryto nielegalną substancję, czyli drostanolon. To steryd zwiększający siłę, zwykle stosują go zawodnicy sportów walki albo kulturyści.

Jeszcze w niedzielę mogliśmy naiwnie zakładać, że – jak przekonywał na Instagramie – Karaś przyjął steryd nieświadomie. Dzień później straciliśmy złudzenia. Odarł nas z nich sam Karaś, który w "Kanale Sportowym" przyznał, że zdawał sobie sprawę, iż środek jest nielegalny.

— Wiedziałem, że to biorę, natomiast nie zagłębiałem się, co to jest, bo miałem to w d... Zapytałem się, czy to jest legalne. Powiedział mi: "72 godziny i nie będziesz miał w organizmie", więc wiedziałem, że to jest coś nielegalnego — opowiadał Karaś, przytaczając rozmowę z osobą, która poleciła mu steryd.

I choć historie dopingowiczów – przede wszystkim ta Lance'a Armstronga, kolarskiego oszusta nad oszustami – pozwoliły nam wytworzyć grubą skórę, to jednak sprawa Karasia wręcz zdumiewa: pychą, bezczelnością, chaosem i w najlepszym wypadku nieprzystojącym atlecie roztargnieniem.

Pierwsza uderza jednak pycha: Karaś wprost przyznaje, że stosował doping. Dodaje, że usłyszał od człowieka, który zlecił mu suplementy, iż wystarczą 72 godziny, aby się z nielegalnego środka "oczyścić". Aż chce się dopowiedzieć: skąd więc to całe zamieszanie, po co drążycie? Po prostu: to miało nie wyjść.

Ale wyszło. Teraz Karasiowi, na bazie Światowego Kodeksu Antydopingowego, grożą cztery lata dyskwalifikacji. – W wyjątkowych okolicznościach może to być krótszy okres. Ale zupełne uniewinnienie należy rozpatrywać w kategoriach cudu – tak mówił Sport.pl Michał Rynkowski, dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA).

Karaś dostanie więc zakaz startów, straci przy tym wielu sponsorów, ale nie czuje się w tej sytuacji winny. Ba, czuje się wręcz pokrzywdzony, w "Kanale Sportowym" mówił, że wina leży po stronie dyrektora POLADA. – Przez niego straciłem 600 tys. zł w jeden dzień, natomiast takie jest życie – mówił.

Fakty są jednak takie, że Karaś świadomie przyjął środki dopingowe, został na tym przyłapany i słusznie zostanie zawieszony. Z żelaznego człowieka, który bije granice ludzkiej wytrzymałości, zmienił się więc w cynicznego oszusta. I kropka.

Ironman, który zrzucił zbroję

Kolejne fragmenty programu, jego kolejne wypowiedzi to już spirala absurdu. Okazuje się, że Karaś wcale nie czuje się sportowcem, a "bardziej sportowym freakiem". A więc być może to my, widząc, jak biegnie w stroju z flagą na piersi, mieliśmy wobec niego zawyżone wymagania, bo on sam – jak mówi – "jak sportowiec się nie prowadzi". Dodaje też, że suplement zalecił mu człowiek, który nie jest lekarzem, nie jest również dietetykiem, a jedynie "hobbystą", który doradza wielu sportowcom. Zasłania się także wariografem. Absurd goni absurd. A być może to cyniczna próba rozmycia tego, co się stało.

Iron Man? W marvelowskim filmie o tym tytule główny bohater Tony Stark przywdziewa supernowoczesną zbroję, by walczyć ze złem. Polski Ironman, za którego chciał uchodzić Robert Karaś, sam przeszedł na ciemną stronę mocy.

I wbrew temu, co sam mówi, obwiniając o swój doping wszystkich wokół – sam wypisał się z tej historii.

Więcej o: