Natalia Kałucka w czwartkowy wieczór dociera na szczyt ściany wspinaczkowej w Tarnowie. Gdy okazuje się, że czasem 6,573 ustanowiła rekord życiowy i zdobyła złoto igrzysk europejskich, zaczyna ekspresyjnie wymachiwać rękami i nogami, a po chwili - też jeszcze w powietrzu - ociera łzy wzruszenia. Potem mówi z uśmiechem dziennikarzom, że płacz po zwycięstwie to już właściwie u niej norma. 21-latka coraz częściej sygnalizuje formę, która sprawi, że jeszcze nieraz będzie można spodziewać się u niej łez szczęścia. A jej historia sama w sobie wywołuje wzruszenie i podziw, bo mistrzyni świata - ze względu na swoją niepełnosprawność - nie szuka chwytów wzrokiem. Ona bazuje na ich czuciu.
Dziennikarze już kilka lat temu opisywali, że zarówno Natalia, podobnie jak jej siostra bliźniaczka Aleksandra, niemal nie widzi na jedno oko. Urodziły się w siódmym miesiącu ciąży i lekarze byli bardzo sceptyczni co do ich szans na normalne funkcjonowanie. Tymczasem obie należą do światowej czołówki w tak widowiskowym sporcie jak wspinaczka. Pierwsza z sióstr Kałuckich, która w czwartkowy wieczór w rodzinnym Tarnowie wywalczyła złoto igrzysk europejskich, nie lubi mówić o problemie ze wzrokiem.
- Nie chciałam, żeby ludzie o tym wiedzieli. Nie potrzebuję współczucia. I tak jestem zaj*****a (śmiech). Mi to nie przeszkadza. Mam tak od urodzenia. Nie wiem, jak to jest normalnie widzieć - zaznacza.
Obawy 21-latki każda osoba z niepełnosprawnością może przyjąć ze zrozumieniem, choć gdy patrzy się na to, jak błyskawicznie biegnie po ścianie wspinaczkowej, trudno o inne odczucia niż podziw.
- Większość sportów opiera się na koordynacji wzrokowo-ruchowej. Natalia i Ola kompletnie inaczej to funkcjonuje. Para oczu pomaga zwykle ocenić odległość. Dziewczyny nie muszą szukać wzrokiem chwytów, one je czują i wiedzą, gdzie te są. Jak obejrzysz sobie filmy ze startów Natalii, to nigdy nie patrzy w dół, bo nie potrzebuje. W związku z tym zmieniliśmy detale dotyczące treningów tak, by dostosować je do dziewczyn. Teraz już nie jest to potrzebne, ale na pewnym etapie trzeba było cały czas im powtarzać "Nie musisz patrzeć na dół" - mówi Sport.pl trener sióstr Kałuckich Tomasz Mazur.
W finale igrzysk europejskich Kałucka pokonała Aleksandrę Mirosław, rekordzistkę świata, na którą nie było mocnych od niemal dwóch lat. W międzyczasie 29-latka z Lublina wygrała ośmioro kolejnych zawodów, w tym sześć imprez Pucharu Świata, a w jednej z nich aż trzykrotnie poprawiła należący do niej już wcześniej najlepszy wynik w historii.
- Dla Natalii to pierwsze miejsce ma drugorzędne znaczenie. Dużo ważniejsze jest dla niej, że pobiła rekord życiowy. To ją bardziej motywuje - zapewnia.
Jego zawodniczka rzeczywiście stawia na pierwszym miejscu "życiówkę", gdy dziennikarze pytają ją o przerwanie rewelacyjnej serii zwycięstw Mirosław. Dodaje przy tym szybko, że nie było to jeszcze jej maksimum.
- Ten bieg nie był idealny, początek był trochę słaby technicznie. To pokazuje mi, że jestem w stanie pobiec jeszcze szybciej. Mam nadzieję, że tak będzie. Zobaczymy, czy dam radę fizycznie i mentalnie - zastrzega.
Ale dodaje przy tym, że na wywalczenie kolejnego złotego krążka czekała z utęsknieniem. Zajęło jej to prawie dwa lata, bo poprzednio na najwyższym stopniu podium stanęła podczas MŚ 2021.
- Przez ten czas miałam różne medale, ale nigdy złotego. Rozmawiałam o tym z moją psycholog sportową, że chciałabym wreszcie wygrać. To niesamowite uczucie. Byłam spragniona emocji, które daje zwycięstwo, a nie pieniędzy czy innych związanych z tym rzeczy - opowiada 21-latka.
Najpierw przyznaje, że złoty krążek IE znaczy dla niej nieco więcej niż wspomniane mistrzostwo świata. Potem jednak zaznacza, że pierwszy niespodziewanie duży sukces też miał ogromne znaczenie dla jej kariery. - Bardzo się zmieniłam mentalnie w ciągu ostatnich dwóch lat. Bardzo doceniam ten ostatni sukces, ale tamten z 2021 roku też dużym progresem. Wydoroślałam, uwierzyłam w siebie - wskazuje.
Kałucka chętnie opowiada teraz mediom o współpracy z psycholożką, którą rozpoczęła rok przed tak udanymi dla niej MŚ. Sama na początku musiała się przemóc.
- Początek nie był jakiś super. Chyba nie do końca się wtedy dogadywałyśmy, ja też nie dawałam z siebie stu procent. Po pewnym czasie stwierdziłam, że muszę to robić dobrze, oddawać całe serce, otworzyć się. Co we mnie to zmieniło? Na pewno bardziej polubiłam siebie, bo nie byłam swoją fanką. Dało mi to pewność siebie, odporność na stres. Efekty dają ćwiczenia na koncentrację - wylicza.
I podkreśla, że stale może liczyć na wsparcie swojej psycholożki. - W każdy momencie mogę zadzwonić i pożalić się, wyrzucić z siebie niefajne myśli. Przed igrzyskami europejskimi wysłałam jej SMS-a. Nie wiedziałam, czy umówić się z nią na sesję przed startem czy po starcie. Razem stwierdziłyśmy, że porozmawiamy w piątek, więc pochwalę się medalem - dodaje z uśmiechem.
Wsparcie i motywację zapewnia jej też siostra. Mówi wprost - gdyby nie bliźniaczka, to nie byłaby w tym miejscu, w którym jest obecnie.
Mazur jednemu z dziennikarzy przed czwartkowym startem mówił, że Natalia Kałucka ma szansę wyprzedzić Mirosław podczas sierpniowych mistrzostw świata. To właśnie one są docelową imprezą w tym sezonie i stanowią szansę na wywalczenie wymarzonej kwalifikacji na igrzyska w Paryżu. Presja podczas czempionatu będzie więc olbrzymia, ale szkoleniowiec w rozmowie ze mną przyznaje, że w czwartek bardzo się denerwował.
- To były jedne z najbardziej stresujących dla mnie zawodów. Od dawna się nie denerwowałem podczas startu. Problem polegał na tym, że przewaga naszych dwóch zawodniczek nad resztą stawki była dość duża i chodziło tutaj o to, żeby nie przegrać. Jeden drobny błąd i - mówiąc kolokwialnie - siara. Włosi wystawili pierwszy skład, ale z Niemiec przyjechała juniorka. Nie było tu szansy na olimpijską przepustkę, więc uznali, że nie ma co zużywać kadry A. To bardzo stresujące dla zawodnika, że nie musi biec na 100 procent, musi wygrać. W głowie jest, że jeden mały błąd, przegrywa wcześniej i jest ciężko - tłumaczy szkoleniowiec.