W ostatnim tygodniu marca MKOl zarekomendował przywrócenie rosyjskich sportowców do międzynarodowej rywalizacji. Choć akceptacji ich obecności towarzyszyły liczne warunki i surowe reguły, to decyzja ta została ostro skrytykowana przez światową społeczność.
Najmocniej w opozycji stała oczywiście strona ukraińska, co wynika naturalnie z powodu wciąż trwającej agresji wojskowej Rosji na terenie tego państwa. Ukraińcy nie ograniczyli się tylko do pustych oświadczeń i wyrażania głębokie żalu. Sięgnięto po rozwiązania systemowe.
W trybie nadzwyczajnym przyjęto w Gabinecie Ministrów, że sportowcy z Ukrainy nie będą mogli wziąć udziału w zawodach sportowych z udziałem Rosji. Ma to się tyczyć także kwalifikacji olimpijskich.
Ten zrozumiały bojkot nie spodobał się MKOl, który uznał, iż wtrącanie się rządów do spraw sportu nie jest odpowiednią drogą. Rzecznik prasowy Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego mocno potępił ukraiński gest w rozmowie z "RIA Nowosti".
"Jeśli taka decyzja zostanie wprowadzona w życie, zaszkodzi to tylko ukraińskiej społeczności sportowej i w żaden sposób nie wpłynie na zaprzestanie działań wojennych, które MKOl tak ostro potępia."
Ta niezbyt zgrabna riposta spotkała się z mocnym napiętnowaniem ze strony komentujących. Część osób nazywa odpowiedź wprost "żenującą", inni zarzucają MKOl-owi, że znowu, tym razem bardzo bezpośrednio, stanął po stronie rosyjskich interesów.
Co ciekawe, bojkotem po decyzji MKOl-u głośno i otwarcie grożą także w Rosji. Wygląda na to, że decyzja podjęta przez Thomasa Bacha została przez każdą ze stron konfliktu oceniona negatywnie. "Kto ma sumienie, ten nie pojedzie" - rzucił Dmitrij Wasiljew, rosyjski skoczek narciarski. Wtórowało mu wiele innych podobnych głosów.