W styczniu 2020 roku w klubie nocnym w argentyńskiej miejscowości Villa Gesell doszło do tragicznego zdarzenia. Fernando Baez Sosa, syn paragwajskich imigrantów, oraz jego przyjaciele pokłócili się z kilkoma graczami rugby z amatorskiego zespołu Nautico Arsenal Zarate. Obie grupy zostały wyrzucone z lokalu, a niedługo później sportowcy dopadli Baeza Sosę, gdy został sam i pobili ze skutkiem śmiertelnym. Zdarzenie trwało około 45 sekund, jeden ze świadków nagrał je telefonem. Napastnicy rzucali też rasistowskie obelgi pod adresem ofiary.
Początkowo sądzono 11 mężczyzn, lecz z czasem trzech zostało wyłączonych ze sprawy. W poniedziałek 6 lutego zapadły wyroki w tej sprawie, pięciu z nich zostało skazanych na dożywocie, a trzech innych, którzy w całej sytuacji odegrali drugoplanowe role, na piętnaście lat więzienia. Wszyscy skazani są w młodym wieku (21-23 lata). Jeden z nich po ogłoszeniu wyroku zemdlał.
Sędziowie Sądu Karnego nr 1 w Dolores uznali ich czyn za "podwójnie zaostrzone zabójstwo z premedytacją i szczególnym okrucieństwem", tym samym przychylając się do wniosku prokuratury. Odrzucono żądania obrońcy, który wnioskował o uznanie zdarzenia za "wyrok podczas kłótni". Podkreślono celowość i brutalność ich działań, uniemożliwiające zmianę kwalifikacji czynu. W trakcie procesu zeznania złożyło ponad 100 świadków.
Sprawa wywołała ogromne zainteresowanie społeczne w Argentynie. Papież Franciszek apelował o solidarności z ofiarą. Natomiast Agustin Pichot, były gracz i działacz argentyńskiego rugby skrytykował obecny w tej dyscyplinie sportu kult siły i agresji. Dodał, że należy podjąć działania, aby zmienić wizerunek rugby w Argentynie.
Ogromne kontrowersje wzbudziło oświadczenie założyciela klubu, w którym grali mordercy. Kilka dni temu stwierdził on, że śmierć Baeza Sosy "była wypadkiem", bo skazani "nie wyszli zabijać". Nautico Arsenal Zarate stanowczo odciął się od tego oświadczenia.
Więcej podobnych treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl