Nie założyła hidżabu na zawody. Do kraju już nie wróciła. "Nie wróciłaby żadna z nas"

Kacper Sosnowski
Raz spada przez wiatr, innym razem znika przez roztargnienie. Czasem przeprosiny wystarczą, by uniknąć najstraszniejszych konsekwencji. Jeżeli jednak hidżab zawodniczka zdjęła z premedytacją, to zwykle do Iranu już nie wraca, a kraj traci znakomitego sportowca, który ucieka przed reżimem. - Gdyby nie kaucja, którą każą nam płacić, nie wróciłaby żadna z nas - mówią irańskie sportsmenki.

Ten scenariusz powtarza się ostatnimi laty coraz częściej. Zawodnicy po wyjeździe na zagraniczne turnieje, zademonstrowaniu wolności, niezależności i niezłomności nie mają już czego szukać w ojczyźnie. I znikają. Sara Khadem (naprawdę nazywa się Sarasadat Khademalsharieh) jest kolejnym przykładem. 

Zobacz wideo Mężczyzna w garniturze wyjął telefon i zaczął nagrywać. Inwigilacja irańskich kobiet. Mamy dowód

Mistrzostwa świata bez hidżabu 

26-letnia Khadem to jedna z najlepszych irańskich szachistek. Arcymistrzyni od 2016 r., zdobywczyni wielu medali mistrzostw świata i Azji w kilku kategoriach wiekowych. Pod koniec grudnia zawodniczka pojechała do Kazachstanu na mistrzostwa świata w szachach szybkich. Wypadła przeciętne. Była 31. w szachach szybkich i 19. w błyskawicznych, ale nie jej rezultaty okazały się najważniejsze. Khadem zdecydowała się wystartować bez hidżabu, obowiązkowego nakrycia głowy dla irańskich kobiet. Muzułmanki noszą hidżab tak w kraju, jak i za granicą, dlatego Iranka, pokazująca przy szachownicy długie kolczyki i manicure, była dla wielu zaskoczeniem. Tym bardziej że Khadem nakrycia głowy nie założyła przez cały turniej.  

Taka postawa została natychmiast odebrana jako manifest. W Iranie od miesięcy trwają największe od dziesięcioleci protesty spowodowane śmiercią Jiny Mahsy Amini, 22-latki, która została aresztowana za złe noszenie hidżabu. "Złe", czyli niewystarczająco zakrywające włosy. W komisariacie kobietę pobito, a jeden z ciosów policjantów okazał się śmiertelny. Policja forsowała wersje o zawale serca. Rodzina podkreślała, że córka była zdrowa.  

Wracając do Khadem: zawodniczka pytana po turnieju, czy jest to jej protest przeciw dramatycznych wydarzeniom z ojczyzny, odmówiła komentarza. Szybko okazało się jednak, że wokół niej także zrobiło się nieprzyjemnie.  

Pogróżki i więzienie męża

Już pod koniec zawodów rozdzwonił się telefon. Były głuche połączenia z nieznanych numerów, ale też konkretne groźby. Dzwoniący sugerowali, by nie wracała do Iranu, albo wręcz przeciwnie, krzyczeli, żeby przyleciała jak najszybciej, to pomogą jej "rozwiązać problem". Khadem powiedziała organizatorom turnieju o tym, co ją spotyka. Przydzielono jej czterech ochroniarzy. Jej i rodzinie, bo w Kazachstanie pojawiła się z mężem i 10-miesięcznym synkiem. Ardeshir Ahmadi jest reżyserem filmowym, autorem dokumentów m.in. o życiu Irańczyków w Stanach Zjednoczonych. Z władzami miał już na pieńku. Trafił nawet na trzy miesiące do więzienia. Jak podawały irańskie media, prawdopodobnie za nakręcenie filmu o popularnej irańskiej grupie raperów, ale okoliczności tego zatrzymania do tej pory nie są jasne.  

Ochrona towarzyszyła Khadem także w drodze na lotnisko w Ałmatach. Szachistka z rodziną nie wsiadła na pokład samolotu do Teheranu, tylko kupiła bilet do Hiszpanii. Hiszpańskie media niedawno doniosły, że tuż przed turniejem w Kazachstanie szachistka kupiła mieszkanie w małej hiszpańskiej wiosce na południu kraju i nie planuje powrotu do Iranu.  

 

"Wrócimy do Iranu we właściwym momencie"

Nieco więcej światła na sprawę rzuciła sama Khadem. Wydaje się, że starała się nieco załagodzić sytuację, pisząc w mediach społecznościowych w imieniu swoim i rodziny.  

"Nie jesteśmy uchodźcami. Przez wzgląd na moje międzynarodowe sukcesy oraz podwójne obywatelstwo mojego męża, od dawna nie byłoby problemów z uzyskaniem rezydentury czy prawo pobytu za granicą. Przez ostatnie trzy lata miałam jednak zakaz opuszczania kraju. Przez to przegapiłam ważne turnieje i mistrzostwa. Nasz problem imigracyjny to decyzja rodzinna, nie polityczna. Iran nadal jest naszym pierwszym domem i na pewno wrócimy do Iranu we właściwym momencie".

Zawodniczka podkreśliła, że od zawsze ponosiła ogromne wydatki: inwestowała w trenera i opłacała koszty wyjazdów na zawody. Nie chciała też państwowych dotacji. Dodała, że nie będzie składała wyjaśnień przed irańską federacją szachową i ministerstwem sportu. Z punktu widzenia irańskiego sportu oznacza to tyle, że kraj nie ma już szachistek na poziomie międzynarodowym. W ciągu ostatnich lat irańskie straty w szachowym świecie idą w dziesiątki. Scenariusz zwykle jest podobny. 

W 2017 r. Irańska Federacja Szachowa zawiesiła Dorsę Derakhshani, za to, że ta nie nosiła hidżabu na zawodach na Gibraltarze. Niedługo po tym Dorsa wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Studiuje tam do dziś i gra już dla USA. Jej brat Borna, szachista, który też wyemigrował, jeździ na zawody, tyle że pod flagą Anglii. On kiedyś podpadł Iranowi, bo usiadł przy szachownicy z rywalem z Izraela. Iran nie uznaje tego kraju, a irańscy sportowcy mają nieoficjalny zakaz rywalizacji z Izraelczykami. W 2020 r. po zawodach w Moskwie za brak nakrycia głowy zawieszono Mitrę Hejazipour. Ta mieszkała i studiowała wówczas we Francji – po incydencie nie wróciła do Iranu. Mistrzostwa świata w Szanghaju przyniosły natomiast rozstanie z międzynarodową arbiter Shohreh Bayatą. Do kraju dotarły jej zdjęcia z zawodów bez chusty na głowie. Mimo początkowych tłumaczeń rodziny, że chusta spadła, w kolejnych dniach fotografie były takie same. Bayat bała się konsekwencji i przeniosła do Wielkiej Brytanii. Podobne historie i konieczność emigracji dotyczyły Atousy Pourkashiyan (jest w USA) czy Ghazal Hakimifard (mieszka w Szwajcarii). To tylko kilka głośniejszych przypadków u kobiet. Analogie były też w męskim świecie irańskich szachów.  

Alirez Firouzji, genialny 18-latek, były wicemistrz świata, uznał, że nie będzie dalej brał udział w farsie, jaką funduje mu jego kraj. Po tym, jak musiał wycofać się z poważnych zawodów, gdy na jego drodze stanął szachista z Izraela, a kolejnym razem z mistrzostw została wycofana cała kadra, opuścił Iran wraz z ojcem i osiadł nad Sekwaną. Na zawodach najpierw walczył jako bezpaństwowiec, a gdy obywatelstwo zaproponowały mu Stany Zjednoczone i Francja, wybrał ten drugi kraj. 

Władze zabezpieczają się przed ucieczkami kaucją. "Nie wróciłaby żadna z nas"

Szachiści to tylko jedna z grup sportowców, która ucieka ze swej ojczyzny. Ale znajdziemy ich właściwie w każdej dyscyplinie, szczególnie w tych, w których Iran odnosił sukcesy. Taekwondo? Tu mamy historię Kimi Alizadeh, brązowej medalistki olimpijskiej z 2016 r., która głośno wypowiedziała się, że ma dość "hipokryzji, kłamstw, korupcji niesprawiedliwości i pochlebstw" kraju, którego sportowcy są narzędziami w rękach państwa. Po tych słowach przeniosła się do Niemiec. Do Belgii wcześniej wyjechała jej koleżanka Raheleh Asemani, która zdobyła srebro w taekwondo na igrzyskach azjatyckich w 2010 r. Do Niemiec wyemigrował również kajakarz Saeid Fazloula, który zdobył srebro na igrzyskach azjatyckich w 2014 r. Z ojczyzny uciekł po oskarżeniu o próbę przejścia na chrześcijaństwo, gdy podczas wyjazdu do Mediolanu zwiedził jedną z tamtejszych katedr. W Niemczech schronił się też judoka Saeid Mollaei, który obecnie walczy dla Mongolii. Powiedział prawdę jak na mistrzostwach musiał wywinąć się od walki z Izraelczykiem. Po tych słowach światowa federacja judo zawiesiła irański związek na cztery lata. Po rozgrywanych w Hiszpanii mistrzostwach świata w piłce ręcznej do kraju nie wróciła z kolei Shaghayegh Bapiri. Po ostatnim meczu zawodów uciekła z hotelu kadry. Czas później w wywiadzie przyznała, że nie godzi się na surowe zasady, politykę władz i dlatego postara o azyl. Dodała, że przed wyjazdem każda z zawodniczek reprezentacji musiała wpłacić irańskim władzom kaucję, równowartość 50 tys. dol., która miała być oddana po powrocie. Bapiri wolała poświęcić cały swój dobytek, niż wrócić do Iranu. - Gdyby nie te kaucje, nie wróciłaby żadna z nas - wyznała.   

Od lat można zaobserwować też pewną grupę sportowców, która manifestuje swą niezależność, ale nie wyprowadza się z kraju i w obawie przed represjami nieco zmiękcza stanowisko. W ostatnich miesiącach tak było choćby ze specjalistką we wspinaczce sportowej Elnaz Rekabi. Zawodniczka wystartowała w mistrzostwach Azji w Seulu bez hidżabu, za co groziły jej poważne konsekwencje (do tej pory nawet kara więzienia). Podejrzewano, że została zabrana wbrew woli do irańskiej ambasady w Korei na rozmowę wychowawczą. Gdy wróciła do kraju, na lotnisku w Teheranie witał ją wiwatujący tłum. Rekabi szybko udzieliła wywiadu publicznej telewizji kontrolowanej przez reżim ajatollahów, w którym zaprzeczyła, że był to gest wykonany z powodów politycznych. Stwierdziła, że stało się to przypadkiem, przez pośpiech, bo została szybko wywołana do startów. Międzynarodowa Federacja Wspinaczkowa wyraziła zaniepokojenie sytuacją sportsmenki i podkreśliła, że będzie uważnie śledzić rozwój sytuacji po jej przybyciu do Iranu. Jej samej prawdopodobnie nic się nie stało, choć irańska policja zdemolowała dom, w którym mieszkała z bratem.

Jedni się spieszyli, innym hidżab pomógł zsunąć wiatr

W listopadzie irańska łuczniczka pozwoliła, by jej hidżab zsunął się z głowy podczas ceremonii wręczenia nagród w Teheranie. Choć koleżanka w tej dziwnej sytuacji chciała jej pomóc, ta odsunęła głowę. Dostała brawa od publiczności. Potem powiedziała, że z powodu stresu i wiatru nie zauważyła, że chusta się zsunęła. - Ja i moja rodzina nie mamy, i nigdy nie mieliśmy problemu z zakrywaniem głowy - skomentowała w telewizji. W mediach społecznościowych pojawiło się sporo sugestii, że oświadczenie zostało złożone pod presją. Organizacje broniące praw człowieka twierdzą, że irańskie władze mają doświadczenie w nakłanianiu i późniejszym emitowaniu wymuszonych zeznań.

Jeśli frustracja sportowców będzie rosnąć, to od Iranu będą odsuwać się kolejni znani i mniej znani sportowcy. Jaka jest skala zjawiska? Tylko w tym artykule wymieniliśmy nazwiska 13 głośnych przypadków lub najbardziej znanych sportowców, których w ostatnich latach stracił Iran. Te liczby na pewno idą w dziesiątki, a pewnie przy skrupulatnym prześledzeniu historii i dłuższej perspektywie, może nawet i w setki.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.