Sportem w raka. "Bardzo duża redukcja" Zalecany nawet w czasie choroby

Kacper Sosnowski
Regularny ruch pomaga zapobiegać niektórym nowotworom. Aktywność zalecana jest też podczas samej choroby. Czy sportowcy chorujący na raka są w lepszej sytuacji niż ci, którzy nie trenują? Nasi rozmówcy - reprezentanci Polski i olimpijczycy, którzy wyzdrowieli - są pewni, że sport pomógł im od strony mentalnej, bo "do raka podeszli zadaniowo".

Wyniki tych badań są optymistyczne. Monitorowana grupa to prawie 760 tys. osób. Czas badań 10 lat i jeden miesiąc. Czemu służyły? Amerykańscy naukowcy chcieli sprawdzić, czy regularny wysiłek fizyczny pomaga zmniejszyć ryzyko nowotworów, a jeśli tak, to jakich? Badana grupa osób w wieku od 32 do 91 lat, przez powyższy okres zadeklarowała, że będzie uprawiać sport. Wyznaczano minimalną aktywność w tygodniu. Wyrażono ją w ekwiwalencie metabolicznym wynoszącym minimum 7,5 MET. Liczba MET oznacza, ile razy więcej energii jest zużywane podczas wykonywania wysiłku w porównaniu z energią wydatkowaną w czasie spoczynku. Jeśli godzinne siedzenie to 1 MET, to rekreacyjna jazda na nartach daje około 5 MET, a bieg z prędkością 8 km/h to 8 MET. Jak łatwo się zorientować rodzaj aktywności badanych nie miał zatem znaczenia, liczyły się spalone kalorie. Dodajmy, że wartość 7,5 MET uznawana jest za wysiłek średni graniczący z intensywnym.

Zobacz wideo Szpadzistka Magdalena Piekarska: W grudniu jeszcze wygrałam Puchar Polski. W styczniu była diagnoza: to pod językiem to jest guz

Sport zmniejsza zachorowania na 7 nowotworów. Nawet do 30 proc.

W badanej grupie 760 tys. osób zanotowano 50 620 przypadki zachorowań na nowotwory. Gdy jednak porównano te wyniki z danymi populacji, okazało się, że grupa ćwiczących chorowała mniej lub znacznie mniej na siedem rodzajów nowotworów. W przypadku raka jelita grubego korzystną redukcję zachorowań zaobserwowano tylko u mężczyzn (od 8 do 14 proc.). W przypadku chłoniaków nieziarniczych spadek problemów nastąpił tylko u kobiet (11-18 proc.).

Dane dotyczące zmniejszenia występowania pięciu innych nowotworów były już jednak takie same dla obu płci. Rak piersi był rzadszy o 6-10 proc., rak trzonu macicy o 10-18 proc., rak nerki o 11-17 proc., szpiczak rzadszy o 14-19 proc., a rak wątroby - o 18-27 proc.

Redukcja zachorowań na raka, a sportRedukcja zachorowań na raka, a sport MK

- To bardzo duża redukcja – komentowała dr n. med. Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld. Kierownik Oddziału Zachowawczego w Klinice Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Centrum Onkologii w Warszawie o dobroczynnym wpływie ruchu mówiła na konferencji "Sportowiec amator". - Te badania wykazują ścisły i liniowy wpływ aktywności fizycznej na konkretne nowotwory, ale obecnie sport uważany jest za jeden z podstawowych czynników, obniżających prawdopodobieństwo zachorowania właściwie na wszystkie choroby nowotworowe – uzupełniała. To oznacza, że na zmagania z nowotworami powinniśmy popatrzyć od innej strony.

Prehabilitacja w sporcie i w onkologii

Oprócz zapobiegania nowotworom ruch ma też znaczenie przed, czy podczas samej choroby. Jednym z ważnych aspektów tej walki, o którym lekarze mówią już od wielu lat, jest tzw. prehabilitacja. W sporcie funkcjonuje ona jako narzędzie nastawione na wzmacnianie słabych części organizmu, mające na celu wyprzedzenie i zapobiegnięcie możliwym kontuzjom. Prehabilitacja znana jest też w onkologii. Sprawdza się szczególnie w przypadku osób starszych. Polega na przygotowaniu danej osoby do poważnej operacji (np. z powodu raka jelita grubego lub raka płuca). W okresie, w którym chory oczekuje na zabieg - czyli zwykle w czasie co najmniej kilku tygodni - zaleca się mu odpowiednią dietę i aktywność fizyczną. Pobudzenie organizmu do wysiłku nawet na kilka tygodni przed operacją sprawia, że spada liczba powikłań po samym zabiegu.

- W Wielkiej Brytanii wprowadzono rozbudowany program prehabilitacji, który przynajmniej w jakimś stopniu podnosi poziom wydolności organizmu przed operacją. Dzięki temu pacjent po samym zabiegu jest w lepszym stanie. Zaczyna szybciej normalnie funkcjonować, przeważnie krócej leży w szpitalu. Szybciej można go też skierować na dalsze leczenie np. chemioterapie czy radioterapie – oceniała Jagiełło-Gruszfeld. - U osób, które zgłaszają się do onkologa, a mają dobrą wydolność ogólną, można szybciej wykonywać bardziej skomplikowane zabiegi - dodawała. Choć ten problem dotyczy przeważnie osób starszych, to jednak podobna zasada obowiązuje u wszystkich.

"Zawsze byłam poddawana jakiejś presji i zadaniom"

- Ja trafiłam do lekarzy, którzy wiedzieli, że jestem sportowcem - mówi nam Aneta Konieczna, była kajakarka, zdobywczyni srebrnego i dwóch brązowych medali igrzysk olimpijskich (w Sydney, Atenach i Pekinie). W maju 2012 roku, kiedy szykowała się do imprezy w Londynie, zdiagnozowano u niej raka szyjki macicy. Jeśli lekarz zadecydowałby o wycięciu całego narządu, igrzyska z pewnością by jej przepadły. Nawet dla silnego organizmu rekonwalescencja po tego typu zabiegu trwałaby miesiącami.

- Lekarz, patrząc na to, że byłam też dość młodą pacjentką [34 lata - red.], a zmiany nowotworowe nie były rozległe, powiedział, że może przeprowadzić tylko konizację szyjki macicy [wycięcie stożka tkanki - red.] - mówi nam kajakarka. To zabieg mniej inwazyjny, bo wycina się jedynie fragment narządu. Dochodzenie do siebie trwa zwykle tylko 3-4 tygodnie.

- Zabieg miałam pod koniec maja. Pamiętam, że wypadał w środę. Dwa dni po nim pojechałam już na Piknik Olimpijski do Warszawy, a w poniedziałek zeszłam na wodę. Wiedziałam, że za dwa i pół miesiąca mam wyjazd na igrzyska - opisuje Konieczna, która w Londynie ostatecznie wystartowała i zajęła czwarte miejsce w kategorii K-4 na 500 m. Gdy wraca do historii sprzed dekady, wspomina o jeszcze jednej ważnej kwestii związanej z uprawianiem sportu. Przyznaje, że pomógł on jej w walce z chorobą od strony mentalnej.

- Jak się dowiedziałam, że mam raka, to mimo że byłam bardzo silną osobą, nie byłam w stanie utrzymać w ręku telefonu. Potem jednak z tyłu głowy były też inne rzeczy. Przecież miałam igrzyska, nie mogłam zawieść koleżanek, z którymi tak długo się do nich przygotowywałam. Miałam motywację do działania - opisuje. Ta zadaniowość i nastawienie na cel widoczne było nie tylko u niej.

- Wydaje mi się, że jako zawodowemu sportowcowi mogło mi być trochę łatwiej podejść do choroby od strony psychologicznej. Przecież zawsze byłam poddawana jakiejś presji i zadaniom. Pewnie było też łatwiej, bo wiedziałam, że moja choroba jest w zdecydowanej większości przypadków uleczalna - mówi nam mistrzyni Europy w szpadzie drużynowej Magdalena Piekarska. Zawodniczka na początku 2017 roku musiała mierzyć się z ziarnicą złośliwą (chłoniak Hodgkina). Przyjmowała chemioterapię. - Jako sportowiec nie obawiałam się bólu i pewnie to też pomogło mi w trakcie leczenia – dodaje Piekarska.

Sport podczas leczenia nowotworu?

Sport podczas chemioterapii? Duże obciążenie lekami, a jeszcze do tego wysiłek fizyczny? To brzmi trochę abstrakcyjnie, a może nawet groźnie. Te dwa przeciwstawne, jak mogłoby się wydawać, hasła nie są jednak w opozycji.

- To są mity. Osoby w trakcie leczenia onkologicznego, czyli np. chemioterapii i radioterapii mogą być aktywne, a nawet powinny. Najważniejsze jest zróżnicowanie tej aktywności i dopasowanie jej do tego, co się z danym pacjentem dzieje - wyjaśniała to Jagiełło-Gruszfeld, która swoim pacjentom aktywność zawsze zaleca. Rzecz jasna z głową. Ci, którzy mało ruszali się przed zachorowaniem, nie powinni nagle ćwiczyć tyle, co osoby wcześniej aktywne.

Opracowania czy porady dotyczące średniej aktywności podczas np. chemioterapii, czy radioterapii mówią o spróbowaniu 30 minut zwykłych ćwiczeń dziennie. Jeśli byłoby to trudne, to te pół godziny można rozbić na trzy dziesięciominutowe sesje.

Polecane są ćwiczenia wzmacniające całe ciało, a dla tych wytrenowanych, ćwiczenia wytrzymałościowe przeplatane w różne dni z ćwiczeniami siłowymi (te lepiej ograniczyć do dwóch razy w tygodniu). Popularnością cieszy się aktywność z przyborami: taśmą czy małą piłką rehabilitacyjną.

Lekarze przekonują, że wysiłek fizyczny w trakcie choroby nowotworowej zmniejsza ryzyko powikłań, szczególnie u osób leczonych dłużej, np. w przypadku terapii trwającej nawet kilka lat. Sport zmniejsza bowiem utratę masy kostnej, mięśniowej, niweluje dolegliwości kostno-stawowe i ryzyko osteoporozy.

W haśle "ruch odmładza" też jest sporo prawdy. To szczególnie istotne może być właśnie przy chemioterapii. Ta, oprócz tego, że zabija chore komórki, działa też na komórki zdrowe. Wpływa na nie podobnie jak proces starzenia.

- Często mówi się, że pół roku przyjmowania chemii postarza organizm o 10 lat - obrazowała to Jagiełło-Gruszfeld. - Wszystko wskazuje na to, że aktywność fizyczna pozwala zmniejszyć zniszczenia, które dokonują leki w komórkach zdrowych. Badania w tym obszarze są cięgle prowadzone.

Aktywność przy chemioterapii? "Przebranżowiłem się na wędkarstwo"

Teoria to jedno, a praktyka drugie. Część pacjentów onkologicznych zapewne zastanawia się, w jaki sposób w czasie obciążającej chemioterapii miałyby znaleźć siłę na ćwiczenia?

- Miałem taki pomysł, by między wlewami chodzić do klubu i się poruszać - mówi nam mierzący się kilka lat temu z nowotworem układu limfatycznego, grający wtedy w Zaksie Kędzierzyn Koźle Grzegorz Bociek. - Szybko jednak z tego zrezygnowałem. Nie byłem w stanie. Pierwsza doba po przyjęciu leków była najgorsza. Byłem jak dętka. Wymiotowałem, gorączkowałem, spałem, nie miałem na nic siły. Po tygodniu zwykle czułem się w miarę nieźle. Przy większym wysiłku zalewałem się jednak potem. To wtedy się przebranżowiłem na wędkarstwo - uśmiecha się były siatkarz, reprezentant Polski.

- Siedziałem na tym foteliku z wędką i tam zwykle też przysypiałem. Jedyna moja aktywność fizyczna to była taka, że szedłem z dzieckiem na plac zabaw na pół godziny – wspomina Bociek. Jego jedyny kontakt z siatkówką polegał na odwiedzinach kolegów z drużyny i pogawędkach, oczywiście jeśli się dobrze czuł. - Ta chemioterapia była obciążająca - podsumowuje . Zresztą on akurat dostał zalecenie od swoich lekarzy, by podczas chemioterapii nie ćwiczyć. - Jeden z leków, które przyjmowałem, osłabiał serce, więc przy większej aktywności fizycznej mógłbym sobie zaszkodzić - mówi.

Aktywny podczas swoich zmagań z mięsakiem Ewinga, złośliwym nowotworem kości, chciał być też brązowy medalista olimpijski w skokach, Bjoern Einar Romoeren. - Starałem się, żeby życie biegło dalej, normalnie. Chodziliśmy z żoną w góry, a potem nie byliśmy już w stanie pójść w nasze miejsca, pojechać na wakacje. Po tygodniu w szpitalu byłem tak słaby, że właściwie przez kolejny tydzień nigdzie nie wychodziłem. W domu starałem się upewnić, że mam wystarczająco dużo sił, żeby pobawić się z synkiem - mówił w rozmowie z TVP Sport.

Romoeren przyjmował bardzo mocną chemię, w całej kuracji miał 13 cykli, ale zabiegi pomogły. Wyzdrowiał, a przekładając to na sportową nomenklaturę - wygrał. Zresztą po chorobie szybko zaczął pracę w Norweskim Związku Narciarskim jako urzędnik. Były skoczek jest zdania, że sport w pewien sposób pomógł mu w tym triumfie. - Wyszła tu moja natura sportowca. Myślenie o tym, co będzie, a nie o tym, co było. Od razu w głowie zrodziła się myśl, że mam większe szanse pokonać chorobę, niż pokazują statystyki. Mój umysł przeszedł bowiem przez wiele sytuacji, trudnych zdarzeń, więc muszę być twardy - opisywał to zawodnik.

Również Bociek nie wyklucza, że jego wysportowany organizm i tryb w jakim funkcjonował w czasie zawodowej kariery, był atutem w czasie procesu leczenia.

- Podszedłem do tego zadaniowo. Wiedziałem, co mnie czeka i wiedziałem, że chcę potem wrócić do sportu. Nastawienie na pewno było ważne - mówi nam Bociek. Przydało się nie tylko jemu. Wie, że mentalność sportowca pomogła też Piekarskiej, która w czasie swojej choroby, się z nim kontaktowała.

Chemioterapia szpadzistki trwała pięć i pół miesiąca. Lekarze ruchu przy tym nie zalecali, a zawodniczka się do tych zaleceń stosowała. Na pierwszy rozruch odważyła się dwa tygodnie po zakończeniu ostatniej chemii. To był trucht połączony z marszem.

- Psychicznie poczułam się wtedy świetnie, bo ucieszyłam się, że mogę się wreszcie poruszać. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że kondycję miałam słabą, ale skupiłam się na pozytywach i czerpałam radość z samego ruchu – opisuje zawodniczka. - Zaskoczyło mnie to, że jak już zaczęły się treningi, prawie wcale nie bolało mnie ciało. Byłam zdziwiona, że nie mam zakwasów. Długo nie odczuwałam czegoś takiego jak zmęczone mięśnie. Myślałam, że po chorobie i przerwie od sportu będzie z tym gorzej – opisuje.

Aktywność w końcowej fazie choroby

To, że po wyzdrowieniu sportowcy amatorzy czy zawodowcy wracają do sportu, wydaje się naturalne. Lekarze często zresztą zalecają sport ozdrowieńcom. W wielu krajach ośrodki onkologiczne prowadzą nawet grupy wsparcia, zachęcające i mobilizujące pacjentów do cyklicznego ruchu. Lekarze przytaczają tu wyniki badań, które wykazują, że np. kobiety uprawiające sport po wyleczeniu raka piersi, mają o 40 proc. mniejsze ryzyko nawrotu choroby w porównaniu z tymi, które nie zrobiły się aktywne.

Jagiełło-Gruszfeld przekonywała też, że nawet osoby w końcowej fazie choroby nowotworowej, jeśli mogą ćwiczyć, nie powinny odwracać się od ćwiczeń i aktywności. Udowodniono, że dzięki ruchowi zmniejszają się objawy kacheksji (wyniszczenie organizmu wynikającego z choroby lub zażywania leków). Mniejsze jest też ryzyko powikłań związanych ze stosowaniem leków opioidowych. Poprawia się kontrola dolegliwości bólowych oraz zmniejsza utrata masy mięśniowej. Te wszystkie czynniki powodują, że dzięki aktywności, poprawia się jakość życia chorego.

Więcej o:
Copyright © Agora SA