Andrzej Bargiel zaczął udzielać wywiadów nt. swojej próby zjazdu na nartach z Mount Everestu. Ze względu na niekorzystne warunki atmosferyczne nie udało się tego zrobić i plany o zjeździe trzeba było przełożyć na nieokreślony termin. Choć nie ukrywa niezadowolenia z tego powodu, to jest rzecz, która porusza go bardziej, a właściwie przeraża.
Pierwszy raz najwyższą górę świata zdobyto w 1953 r., choć próbowano już to zrobić w XX-leciu międzywojennym. Przez prawie 100 lat było sporo śmiałków, którym się to udawało lub rezygnowali, albo tracili życie. W związku z licznymi próbami wejścia na szczyt po drodze można natrafić na porzucone obozy, namioty, a do tego wszędzie zauważalne są różne śmieci.
O Mount Evereście mówi się, że to góra przejęta przez skomercjalizowane grupy. Sam Bargiel narzeka, że himalajski szczyt został "zniszczony przez ludzi", a nepalskie władze "nie robią nic, by zmusić ludzi do sprzątania po sobie".
- Niestety już teraz można powiedzieć, że Everest został zniszczony przez ludzi. Dużo na sumieniu mają przede wszystkim agencje, które zajmują się organizowaniem wypraw na szczyt. Zresztą nawet tamtejsze ministerstwo środowiska i władze parku narodowego nie robią nic, by stworzyć odpowiednie procedury funkcjonowania tych wypraw i zmusić ludzi do sprzątania po sobie. Efekt jest taki, że na Evereście jest mnóstwo rzeczy, które zamieniają tę górę w śmietnisko. Każda wyprawa zostawia tam swoje depozyty, a potem nikt tego nie sprząta. Agencje tego nie robią, bo nikt ich nie pilnuje. Problem jest coraz większy - mówił w wywiadzie dla WP SportoweFakty.
Polski himalaista nie przypuszczał, że skala problemu może być aż tak duża. - Naprawdę byłem strasznie zdziwiony tym, co tam zastaliśmy. Spodziewałem się problemów w bazie, ale okazało się, że tam poradzili sobie ze śmieciami całkiem nieźle. Gigantyczny problem ujrzeliśmy jednak na poziomie drugiego obozu. Skala brudu i ilość śmieci jest tam tak duża, że w tym momencie trudno to ogarnąć. Problemu nie rozwiąże nawet śmigłowiec, który mógłby zabrać część pozostałości po wyprawach. Dla mnie było to szokujące, bo nigdy czegoś takiego nie widziałem i nie przypuszczałem, że skala problemu jest aż tak duża - przyznał.
W 2019 r. rząd Nepalu rozpoczął kampanię mającą na celu usunięcie aż 10 tys. kg śmieci z rejonu Mount Everestu. Każdy wchodzący musi zapłacić kaucję w wysokości 4 tys. dol. Pieniądze są zwracane, jeśli osoba wróci z 8 kg śmieci - to średnia produkowanych śmieci przez każdego odwiedzającego Mount Everest.
Do tego wszędzie można zauważyć zwłoki himalaistów, którzy ginęli w trakcie wypraw. Szacuje się, że wokół góry leży ok. 300 ciał. Niektórych nigdy nie odnaleziono lub nie zidentyfikowano. O tym, że Mount Everest to "góra śmierci", pisaliśmy TUTAJ.
Lodowiec na Mount Evereście topnieje wskutek zmian klimatu, więc Bargiel ma coraz mniej czasu na kolejne próby zjazdu. Do tego zaśmiecona góra i jej okolice źle wpływają na przyrodę, ekosystem, a niektórzy turyści na miejscu przyczyniają się do topnienia lodowca.
- To strasznie boli, bo doszło tam do rażącego zaburzenia równowagi w przyrodzie i faktycznie nikt z tym nic nie robi. Z każdym rokiem na Everest wchodzi coraz więcej ludzi, turystyka rozwija się w zastraszającym tempie, a gospodarze tego terenu nie nadążają za tymi zmianami. Oni kulturowo i mentalnie nie są gotowi na takie wyzwanie. Kolejnym przykładem jest choćby palenie śmieci w górach. Część pozostałości faktycznie znika, ale takie ogniska powodują także topnienie lodowca w tych miejscach - stwierdził Bargiel.
Polak czuje, że musi się pospieszyć, bo zmienia się nie tylko Mount Everest. - Mam na to coraz mniej czasu, więc naprawdę musiałbym się spieszyć. Lodowiec na Evereście degraduje się w bardzo szybkim tempie. Jeszcze 10 lat temu wydawało się, że degradacja lodowców, to temat odległy, ale teraz wszystko przyspieszyło w zawrotnym tempie. Za kilka lat z wielu gór już nie będzie dało się zjechać - ocenił.