Andrzej Bargiel wyznaczył sobie niezwykle ambitny cel. Chce zostać pierwszym człowiekiem w historii, który bez użycia dodatkowego tlenu wejdzie na szczyt Mount Everestu (8848 m n.p.m.), a następnie zjedzie z niego na nartach. Bargiel i jego towarzysz, Janusz Gołąb, w środę rozpoczęli atak szczytowy.
Niestety, szybko okazało się, że próbę wejścia na najwyższy szczyt globu mocno utrudni pogoda. Ekipie udało się dotrzeć do obozu czwartego, jednak fatalne warunki atmosferyczne uniemożliwiły rozbicie tam namiotu. Porywy wiatru sięgały nawet 70 km/h. Andrzej Bargiel i jego towarzysz zdecydowali się cofnąć do obozu numer 2 i zaczekać na poprawę pogody.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Himalaiści odłożyli próbę zdobycia szczytu na niedzielę lub poniedziałek. W niedzielny poranek Andrzej Bargiel na swoim oficjalnym profilu na Facebooku przekazał nowe informacje na temat sytuacji. Jak się okazało, grupa nie była w stanie posunąć się do przodu. Co więcej, konieczny był powrót do bazy.
"Dzisiaj nad ranem wróciliśmy do bazy, spędziliśmy w obozie drugim trzy noce oczekując na poprawę pogody. Niestety, silny wiatr oraz mocne zachmurzenie nie pozwoliło nam podjąć kolejnej próby. W najbliższym czasie zdecydujemy co dalej" - przekazał skialpinista.