Robert Karaś tłumaczy, dlaczego przerwał wyścig. "Guz się cały czas powiększał"

Przejechał 1800 km, przepłynął 38 km i przebiegł 65 km. Wtedy lekarze powiedzieli: stop. Robert Karaś nie ukończył 10-krotnego Ironmana i teraz tłumaczy, co tak naprawdę się stało. - Na rowerze guz się cały czas powiększał. Na biegu rozerwała się rana pooperacyjna. Zaczęła lecieć ropa - powiedział triathlonista.

Robert Karaś mógł zostać mistrzem świata w 10-krotnym Ironmana. Startujący w zawodach zawodnicy musieli przepłynąć 38 km, przejechać rowerem 1800 km oraz przebiec 422 km. Karaś był już na ostatnim etapie rywalizacji i miał dużą przewagę nad resztą stawki. Ale wtedy zaczęły się problemy. Informowaliśmy w Sport.pl, że Karaś musiał przerwać wyścig, bo lekarze mu zakazali w obawie o jego życie

Zobacz wideo "Nie potrafię niczego poza walką". Szpilka tłumaczy, dlaczego wybrał KSW

Robert Karaś tłumaczy: Po prostu nie było szans na zakończenie tych zawodów

- Na wyścigu w Meksyku w listopadzie zrobił mi się guz, którego musiałem wyciąć, ponieważ nie mogłem ani usiąść na siodełko, ani biegać. Trzy tygodnie temu on się tak powiększył tak, że nie byłem w stanie zrobić już treningu, więc trzeba było to wyciąć. Mój start tutaj w Szwajcarii stał pod znakiem zapytania - powiedziała Robert Karaś na swoim Instagramie.

Więcej treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Triathlonista chciał też wyjaśnić, że nie przerwał wyścigu z powodu zmęczenia. Zapewniał, że byłby w stanie ukończyć 10-krotnego Ironmana, gdyby nie nagłe pogorszenie stanu zdrowia. To z kolei wynik powikłań po ostatniej operacji urologicznej. Te pogłębiły się w trakcie jazdy rowerem.

- Na rowerze ten guz się cały czas powiększał. W biegu już ta rana pooperacyjna się rozerwała, zaczęła lecieć ropa. Wezwaliśmy karetkę, żeby to zatamować, może zrobić jakiś krótki zabieg. Lekarz powiedział, że jest to niemożliwe, że trzeba zrobić operację, że tam się robi infekcja itd. Była opcja, że da mi zastrzyki, które są zakazane, więc nie przeszedłbym testów antydopingowych. A drugie, że i tak nie dokończę tego wyścigu. Było jeszcze 40 godzin biegu, a to wszystko puchło - dodał.

Podkreślił, że jego samopoczucie było bardzo dobre. Humor dopisywał całemu zespołowi, o czym Karaś na bieżąco informował na swoim Instagramie. Były obiady przygotowane przez żonę, a także spotkania ze swoim dzieckiem. Jednak gdy tylko usiadł w karetce po tym dużym wysiłku, organizm już "się zastał". - Jak wstałem to już czułem, że nie ruszę, bo mnie tak zaczęło boleć, wypływać krew, czy ropa, że po prostu nie było szans na zakończenie tych zawodów - zakończył. Jego pełną wypowiedź znajdziecie na Instagramie, TUTAJ>>>

Przypomnijmy, że w 10-krotnym Ironmanie łącznie wystartował dwudziestu zawodników. W tym trzech Polaków. Oprócz Karasia są to Adrian Kostera oraz Tomasz Lis.

Więcej o: