Rozmowa z Przemysławem Saletą

Pewnie, fajnie byłoby pokazywać walki Polaków o mistrzostwo świata, ale takich nie ma. Poziom gal bokserskich był słaby, ale będzie wyższy - mówi Przemysław Saleta

Rozmowa z Przemysławem Saletą

Pewnie, fajnie byłoby pokazywać walki Polaków o mistrzostwo świata, ale takich nie ma. Poziom gal bokserskich był słaby, ale będzie wyższy - mówi Przemysław Saleta

Tego samego dnia (28 kwietnia), kiedy w "Gazecie" opublikowaliśmy artykuł "Mistrzowie Polski", na forum portalu www.gazeta.pl pojawił się list Przemysława Salety, w którym pięściarz zarzucał nam nieobiektywność i niezrozumienie problemów boksu.

Saleta jest współpromotorem turniejów pokazywanych przez 1 TVP co miesiąc w sobotnie wieczory w najlepszym czasie antenowym. W artykule skrytykowaliśmy decyzję publicznej telewizji o kupnie ośmiu takich gal. Według nas decyzja 1 TVP:

kosztuje 900 tys. zł,

da telewidzom pokaz podwórkowego sportu,

wiąże 1 TVP ze związkiem, który nie dbał o zdrowie zawodników walczących pod jego egidą,

została podjęta mimo groźby delegalizacji związku, który podpisywał umowę - wniosek został złożony przez "państwową" federację - PZB.

Radosław Leniarski: Czy nie sądzi Pan, że 110 tysięcy złotych za jedną galę to za dużo jak za pokaz bardzo słabego boksu w wielkiej, publicznej telewizji?

Przemysław Saleta: To są pana wyliczenia. Prawo do transmisji jednej naszej gali kosztuje 12 tysięcy dolarów. Oczywiście, jak się doliczy koszt wozu transmisyjnego - choć wóz i kamery są własnością telewizji - to wychodzi suma bardzo wysoka. Ale nie jest ona wysoka jak na prawa telewizyjne. Pokazanie walki o tytuł mistrzowski może kosztować od 50 tysięcy dolarów nawet do miliona - bo zdaje się, że tyle żądali właściciele praw do walki Gołoty z Tysonem - nie mówiąc o piłce nożnej.

Tyle płaci się za wielki sport, za poruszające ludzi wydarzenia. Takim wydarzeniem nie jest i nigdy nie będzie pojedynek Andrzeja Ziory z Czechem Franciskiem Kovarem, który prosił Polaka, aby mocno nie bił. Do takiego pokazu boksu telewizja publiczna i organizatorzy nie powinni dopuścić...

- Zgadza się, ale historie takie jak z walką Ziory z Czechem są stałym elementem w boksie. Meksykanin, który miał walczyć z Ziorą, nie odebrał biletu lotniczego, jego menedżer nie mógł się do niego dodzwonić, żeby dowiedzieć się, co się stało. Człowiek zniknął i tak jest do dziś. Trzeba było w jeden dzień znaleźć przeciwnika w wadze 53 kg, który by był zdecydowany i przygotowany na 10 rund, i to już, i dowieźć go na miejsce. To nie jest takie proste. Na szczęście Czesi dostarczają takich zawodników w ilościach hurtowych.

10 rund Francisek Kovar może zobaczyć tylko w telewizji. Przecież w swojej drugiej walce zawodowej z trudem utrzymał się na nogach przez dwie, a w pierwszej - też z Ziorą - skończyło się na jednej rundzie.

- Czesi to nie jest polski wynalazek. Na gali Michalczewskiego oprócz jeszcze jednej walki w miarę znanego niemieckiego pięściarza z Amerykaninem Niemcy walczyli głównie z Czechami, których można obejrzeć i w polskich galach. Pewnie, fajnie byłoby pokazywać walki o mistrzostwo świata z udziałem Polaków, ale takich nie ma. Czesi są wybierani głównie ze względów finansowych i dlatego, że polskich zawodników na razie nie można wystawiać do walk z poważnymi przeciwnikami. Na to przyjdzie czas, gdy się trochę nauczą boksu zawodowego.

Czy w takim razie warto takie gale robić, skoro nie ma dobrych Polaków, nie ma wysokiego ani nawet średniego poziomu widowiska?

- Alternatywą jest zastój. Coś trzeba robić.

Czy nie sądzi Pan, że Pan i inni promotorzy chcą wykreować boks na wyrost? Że - sprzedając wielkiej telewizji słaby boks -ugryźliście kawał zbyt wielki do przełknięcia? Nie mając wystarczającej liczby dobrych pięściarzy, skazujecie widzów na żałosne widowisko, co w efekcie może się skończyć odwróceniem reszty publiczności od boksu?

- Poziom był słaby, ale będzie wyższy. Boks to jest produkt, który dopiero trzeba wykreować.

Czy takimi pokazami jak w Jaworznie? Zresztą Pan też nie walczy po to, aby boks wykreować, tylko dla pieniędzy. Mówi się, że tkwi Pan w długach, a wierzyciele - znani gangsterzy z podwarszawskiej miejscowości - domagają się zwrotu i stąd powrót na ring...

- To kompletne bzdury. Na razie mam z czego żyć, mam kontrakt reklamowy z Ideą, ze wspólnikiem otwieramy nocny klub w centrum Warszawy, mamy restaurację, jestem współwłaścicielem agencji reklamowej, właśnie otwieram stronę internetową www.tko.pl. Na boksie już nie zarabiam. Cieszę się, jak mało dołożę. Powtarzam, najpierw boks trzeba stworzyć, aby na nim zarabiać.

Może raczej pracą u podstaw, walkami w małych salach stopniowo zwiększać atrakcyjność przeciwników, niekoniecznie od razu z wielką telewizją, niekoniecznie bombastycznie nazywając słabych pięściarzy Dragonami lub Diabłami.

- Bez telewizji nikogo się do tych sal nie przyciągnie. Czy liga bokserska kogoś przyciągnęła? Boks zawodowy może wyciągnąć całe pięściarstwo z marazmu. A boks, jaki pokazuje TVP, przyciągnie choćby przez to, że walczą polscy pięściarze. Dla potencjalnego boksera Kowalskiego Lennox Lewis i Las Vegas ma się nijak do jego rzeczywistości. Natomiast pokazanie się na gali w Środzie Wielkopolskiej jest dużo bardziej prawdopodobne i jeszcze może tam zarobić. Choć na pewno oprawa będzie dużo lepsza niż poziom sportowy.

Czy uważa Pan, że Związek Boksu Zawodowego w Polsce (ZBZ), który lekceważy podpisane umowy z EBU, powinien nadzorować cały boks zawodowy w Polsce? Czy taki związek powinien czuwać nad bokserami, żeby nie zrobili sobie krzywdy, ani żeby promotorzy i menedżerowie nie zrobili im krzywdy?

- Mówi pan zapewne o przypadku boksera Jerzego G. [opisaliśmy sytuację w artykule "Anarchia w boksie": pięściarz bez wymaganych umową badań lekarskich toczył walki, do czego nie powinien dopuścić ZBZ. Później wykryto u niego uraz mózgu, który zakończył karierę pięściarza. Inicjały zmienione - przyp. rl]. Moim zdaniem on nie nabawił się urazu mózgu na ringu zawodowym. Ten pięściarz toczył walki w kick-boxingu i w wolnej walce, i nagle....

Ja mówię o tym, że ktoś nie sprawdził, czy ten bokser jest zdrowy.

- Nie ma na to wytłumaczenia. Ale od tamtej pory wszystko zostało uporządkowane, lekarze przyglądają się uważnie bokserom i kartom badań. Z tym związkiem bardzo dobrze się współpracuje.

Czy nie dlatego, że na wszystko pozwala promotorom?

- Nie. Zgromadził wokół siebie kilkunastu promotorów dlatego, że nie wymaga od nich wyłączności i zapewnia walki. Konkurencyjny związek jest organizacją jednego promotora - Polish Boxing Promotion - i wymaga wyłączności. A monopol w boksie nie jest wskazany. Dzięki temu, że istnieje drugi związek, mam pewność, że któregoś dnia pan Burzyński [prezes ZBZ - przyp. rl] nie powie: "Słuchajcie, ma być tak i tak, a jak nie, to do widzenia".

Kto powinien mieć prawo do tytułu mistrza Polski (niedawno "państwowy", bo dotowany przez UKFiS, Polski Związek Bokserski złożył wniosek o delegalizację ZBZ z powodu bezprawnego - jego zdaniem - użycia nazwy "mistrz Polski")?

- To śmieszna sytuacja. Są mistrzowie świata federacji WBC, WBO, itd. Jeśli ja założę sobie federację, też mogę zorganizować walkę o tytuł mistrza świata. To dlaczego nie mógłbym zrobić walki o tytuł mistrza Polski?

Może dlatego, że używano tytułu "mistrz Polski", do którego od 75 lat prawo ma PZB, a nie "mistrz Polski federacji ZBZ"?

- Nie widzę w tym problemu, poza tym jest to tytuł "międzynarodowego mistrza Polski".

Chodzi o to, że ZBZ lekceważy kolejne zasady, zwyczaje, umowy...

- PZB nie powinien się wypowiadać na ten temat, bo boks zawodowy i amatorski jest w całej Europie - oprócz Włoch i Francji - rozdzielany. PZB może przez to wpakować się w kłopoty, jeśli o sprawie dowie się AIBA [Światowa Federacja Boksu Amatorskiego - przyp. rl]. Chcieliśmy współpracować z PZB tak, aby nie było kaperowania najlepszych amatorów na zawodowstwo. Doszło do jednego spotkania promotorów z prezesem PZB Czesławem Ptakiem, potem drugiego, na którym PZB, a właściwie Olgierd Isbrandt [wiceprezes PZB i jednocześnie nieoficjalny doradca Polish Boxing Promotion - przyp. rl], zakomunikował, że takie spotkania są niepotrzebne.

Konflikty będą, bo rynek jest mały, bokserów mało, imprez mało, promotorów dużo i do tego trzy związki...

- Promotorzy zawsze będą rywalizować, ale wolałbym, żeby rywalizowali poziomem organizowanych walk. Wojen jednak nie będzie, gdyż trzeba mieć o co się bić - a nie ma. Telewizje płacą mało lub wcale. Spotkanie wszystkich promotorów z PZB jest konieczne, bo nie mamy produktu i ten produkt musimy stworzyć. Razem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.