"Kraina gigantów" z sumami większymi od ludzi. "Byliśmy zszokowani"

Dominik Wardzichowski
20 godzin jazdy autem, hol w małym pontonie, w pędzącej rzece i przy znikomej widoczności spowodowanej mgłą. - Byłem wyczerpany. To był mój życiowy rekord, już w pierwszych godzinach łowienia - mówi nam Piotr Boufał, łowca gigantycznych sumów i przewodnik wędkarski. On już znalazł "krainę gigantów", choć lekko nie było. "Gdy dotarliśmy na miejsce, byliśmy zszokowani".
Zobacz wideo

Sum to największa słodkowodna ryba żyjąca w Polsce. Jej okazy osiągają długość ponad 250 cm i wagę ponad stu kilogramów. Są regularnie łowione przez wędkarzy w Polsce, a zdjęcia i filmy z ich połowów robią wrażenie nie tylko na ludziach zainteresowanych wędkarstwem. Sum gigant w centrum Krakowa, który nagle zaczął obracać łódkę był tak wielkim wydarzeniem, że po naszym artykule jego łowca został zaproszony do programu "Dzień Dobry TVN". Wędkarskie rekordy coraz częściej goszczą również na łamach ogólnopolskich mediów. Ludzi interesuje to, co pod wodą, zwłaszcza jeśli jest tak potężne i robiące wrażenie, jak sum. A warto wiedzieć, że poza granicami naszego kraju pływają jeszcze większe okazy.

"Gdy dotarliśmy na miejsce, byliśmy zszokowani"

- Między sezonami często przeglądam internet, mapy, czy zagraniczne fora w poszukiwaniu wody, w której mogą żyć prawdziwe, rzeczne potwory. Teraz też tak było. W końcu znalazłem i zdecydowałem wspólnie z moim przyjacielem Danielem, że ruszymy w nieznane dla nas rejony Europy - mówi już na samym początku Piotr Boufał, łowca sumów i przewodnik wędkarski. Kierunku, kraju, a przede wszystkim rzeki nie zdradza. To pilnie strzeżona tajemnica. Wytypowanie odpowiedniej miejscówki to jakieś 90 proc. sukcesu, wymaga wiedzy, doświadczenia i czasu, a dzielenie się nią z innymi wędkarzami, zwłaszcza tymi, którzy nie wypuszczają złowionych ryb, nie ma najmniejszego sensu. Ale wróćmy nad wodę.

- Gdy dotarliśmy na miejsce, byliśmy zszokowani. Zaplanowaliśmy trzy dni łowienia, mieliśmy wszystko ustalone, zaplanowane, ale bardzo wysoki poziom rzeki, można powiedzieć, że powodziowy, zniszczył wszystkie nasze wcześniejsze ustalenia. Co grosza, nie mieliśmy planu B. Dobry wędkarz powinien dostosować się jednak do każdych warunków, więc szybko opracowaliśmy nową strategię - opisuje Boufał. Jest podekscytowany, nawet kilka miesięcy po wyprawie. Może dlatego, że wie, co będzie dalej, a może to już przypadłość wszystkich wędkarzy opowiadający o swoich przygodach.

 

- Sumy w takich warunkach potrafią być bardzo nieprzewidywalne. Zajmują zupełnie inne stanowiska, niż podczas niskiego stanu rzeki. A nam w trzy dni udało się złowić kilka pięknych ryb. W tym trzy giganty przekraczające długość 240 cm i wagę 100 kg. Co ciekawe, największe ryby złowione były trzema różnymi metodami. Pierwszy potwór został złowiony metoda stacjonarna - na żywą rybę. I to w jakich okolicznościach: po ponad 20 godzinach jazdy autem, holu w małym pontonie, w pędzącej rzece i przy znikomej widoczności spowodowanej mgłą. Byłem wyczerpany. To był mój życiowy rekord, już w pierwszych godzinach łowienia - mówi. A to nie koniec.

"Nasza kraina gigantów"

- Drugi olbrzym został złowiony metoda verticalną - pionowe łowienie z łodzi przynętami sztucznymi oraz żywymi poprzez stałe opuszczanie i podciąganie przynęty "góra – dół". Przeżyłem najlepszy hol w swoim wędkarskim życiu. Sum pobrał przynętę w płytkiej wodzie o głębokości około 2 metrów. Pod samym brzegiem, tuż obok powalonych drzew. Tą rybą kolejny raz pobiłem swój rekord – 242 cm. Trzeci gigant został złowiony metoda trollingu – ciągnięcie sztucznej przynęty za jednostką pływającą. I tym razem szczęście uśmiechnęło się do mojego przyjaciela Daniela. W ostatnich godzinach łowienia zaciął rybsko o długości 242 cm i pobił swój rekord życiowy - opowiada Piotr Boufał.

 

Na koniec dodaje tylko: - Jasne, że w Europie łowione są jeszcze większe sumy (rekord świata to sum o długości 267 cm z włoskiej rzeki Pad - red.), ale łowienie tych walecznych i gigantycznych ryb w takich okolicznościach przyrody jest czymś niesamowitym i trudnym do opisania. Totalnie dzika i urokliwa rzeka, nietknięta ludzką ręką, a do tego sumy przekraczające 260 cm. Jestem pewny, że takie tam pływają. Kiedyś po nie wrócę, a każdemu wędkarzowi, który wypuszcza okazy i dba o ich zdrowie, życzę, żeby znalazł swój raj na ziemi. My bez wątpienia znaleźliśmy. Nasza kraina gigantów.

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.