Wielki sukces polskich warcabistek. Tak dobrze nie grała żadna drużyna. "Powód do radości i dumy"

Konrad Ferszter
Złoto i dwa brązowe medale przywiozły polskie warcabistki z drużynowych mistrzostw świata w Turcji. Polki jako jedyne trzykrotnie stawały na podium, osiągając jeden z największych sukcesów w karierze. - To powód do wielkiej radości i dumy - mówi nam Natalia Sadowska.

Do zakończenia rywalizacji w warcabowych mistrzostwach świata w drużynowej grze szybkiej pozostawała jedna runda. Polki, które grały w składzie: Natalia Sadowska, Arleta Flisikowska i Katarzyna Stańczuk zajmowały drugie miejsce. By marzyć o złocie, musiały nie tylko wygrać ostatni mecz z Łotyszkami, ale i zdobyć jeden mały punkt więcej od prowadzących Holenderek, które grały z Ukrainkami.

Zobacz wideo Quiz Sport.pl

Udało się. Polki wygrały 5:1, Holenderki 4:2. Wyniki oznaczały, że obie reprezentacje zdobyły tyle samo punktów, a o końcowym triumfie decydowała większa liczba punktów zdobytych w pierwszych partiach meczów, tzw. pierwszych deskach. Sadowska, która zawsze grała w pierwszych partiach, zdobyła o dwa punkty więcej od Holenderek.

- Pierwsze partie są bardzo ważne, bo od tego jak zaczniesz mecz, często zależy wynik całego spotkania. Taktyki są różne: jedni stawiają tylko na jednego zawodnika, inni dokonują zmian. Nasza taktyka się powiodła. Dziewczyny mi zaufały i na szczęście ich nie rozczarowałam - mówi Sport.pl Sadowska.

Niedosyt na początek

Drużynowe mistrzostwa świata odbyły się w Turcji na początku maja. Najpierw zawodniczki rywalizowały w grze klasycznej, później była gra szybka (15 minut plus 5 sekund na ruch), a na końcu gra błyskawiczna (5 minut plus 3 sekundy na ruch). Polki osiągnęły w Turcji wielki sukces. Do złota w grze szybkiej dorzuciły brązowe medale w grze klasycznej i błyskawicznej. Nasze reprezentantki jako jedyne stawały na podium w każdej rywalizacji.

- Do Turcji jechałyśmy co najmniej po jedno złoto - zapewnia Sadowska. - Najbardziej nastawiałyśmy się na grę klasyczną, bo w teorii to w niej byłyśmy najsilniejsze. Na ostatnich indywidualnych mistrzostwach świata zajęłam czwarte, a Arleta piąte miejsce. Byłyśmy faworytkami, ale skończyło się niedosytem. Ale tak to już jest w drużynówkach: kiedy jedna z nas ma spadek formy, reszcie bardzo trudno jest odrobić straty.

Mimo słabszej dyspozycji tureckie mistrzostwa Polki rozpoczęły od brązowego medalu. Jak się okazało, był to tylko wstęp do dalszych emocji. - Po grze klasycznej byłyśmy trochę rozczarowane, ale na pewno nie było w nas złości. Była w nas chęć rewanżu, dlatego po rozgrywce porozmawiałyśmy i powiedziałyśmy sobie, że teraz już naprawdę dajemy z siebie wszystko, bo przed nami jeszcze tylko dwie szanse na złoto, które było naszym nadrzędnym celem. Bez niego na pewno nie wróciłybyśmy do Polski w tak dobrych nastrojach - mówi Sadowska.

Pierwsze drużynowe złoto mistrzostw świata

Wszystko, co najlepsze dla naszych zawodniczek, wydarzyło się w sobotę, 7 maja. Jak przyznaje Sadowska, po niedosycie z otwarcia w zespole nie było nerwowości. - Śmiałam się, że może dziewczyny bały się mojej reakcji po ich porażkach, ale ja nigdy nie byłam zła! Nigdy nie podchodziłam nerwowo, nie chciałam, żeby dziewczyny się dodatkowo stresowały, czy czuły, że mam do nich jakiekolwiek pretensje - zapewnia Sadowska.

I dodaje: - Zawody drużynowe naprawdę są specyficzne. Znam zawodniczki, które dużo lepiej radzą sobie w rywalizacji indywidualnej, bo wtedy nie czują stresu i odpowiedzialności za zespół. Świadomość, że gorszy mecz może popsuć wysiłek drużyny, potrafi sparaliżować i dlatego nigdy nie nakładałam na koleżanki dodatkowej presji. Zawsze chciałam, żeby dziewczyny grały, tak jak chcą i lubią.

Dobra atmosfera w drużynie przełożyła się na znakomity wynik. Polki zapewniły sobie tytuł drużynowych mistrzyń świata w grze szybkiej po pokonaniu Łotyszek w ostatniej rundzie. - Mimo że wynik mówi co innego, to naprawdę był bardzo trudny mecz. W składzie naszych rywalek grała 16-krotna mistrzyni świata Zoja Gołubiewa - zaznacza Sadowska.

Dla Polek to jedne z największych sukcesów w karierze. Z całej trójki najbardziej utytułowana jest Sadowska, która była już indywidualną mistrzynią świata. Flisikowska to wielokrotna mistrzyni Polski, medalistka młodzieżowych mistrzostw świata i Europy czy zwyciężczyni Pucharu Świata z 2019 roku w Rydze. Stańczuk to także wielokrotna medalistka rywalizacji krajowych i międzynarodowych oraz mistrzyni Polski kobiet z ubiegłego roku.

To nie pierwszy raz, kiedy nasze zawodniczki błyszczą w drużynie. W październiku 2016 r. Sadowska i Flisikowska zostały mistrzyniami Europy w grze błyskawicznej. Przed rokiem Sadowska w duecie ze Stańczuk w tej samej rywalizacji wywalczyły srebrne medale. Teraz przyszły pierwsze sukcesy na drużynowych mistrzostwach świata.

- Złoty medal dla Polski i możliwość wysłuchania hymnu zawsze są powodem do wielkiej dumy i radości. Ta jest tym większa, że zdobyte w Turcji tytuły są jednymi z najważniejszych w karierach Arlety i Kasi, a to zawsze bardzo motywuje do dalszej pracy i rozwoju. Nie ma co jednak ukrywać, indywidualne sukcesy zawsze bardziej cieszą - uśmiecha się Sadowska.

Polsko-polska rywalizacja w Holandii

W ostatnim czasie nasza zawodniczka miała jeszcze więcej powodów do radości. W sobotę Sadowska triumfowała w Grand Prix w grze szybkiej w holenderskim Hoogeveen. To zawody, które w tym roku rozgrywane są po raz pierwszy i składać się będą z trzech turniejów. Kolejne odbędą się we wrześniu w Utrechcie, ostatnie pod koniec roku również w Holandii.

- W grze szybkiej czuję się dobrze i na ogół osiągam dobre wyniki, ale w sobotę poszło mi wyjątkowo dobrze. Wygrałam wszystkie partie, a zwycięstwa w Grand Prix byłam pewna już na rundę przed końcem rywalizacji. Wszystko układało się po mojej myśli, naprawdę czułam, że jestem nie do pokonania. Przekonały się o tym między innymi Arleta i Kasia, bo z nimi też niestety wygrałam. Mam nadzieję, że mi wybaczyły - śmieje się Sadowska.

Polską mistrzynię czekają teraz spokojniejsze tygodnie. W lipcu Sadowska weźmie udział w dwóch Pucharach Świata oraz mistrzostwach świata w grze błyskawicznej. - W trakcie pandemii większość turniejów została odwołana i nie ukrywam, że stęskniłam się za podróżami i rywalizacją. W ostatnim czasie było tego sporo i teraz przyda się chwila oddechu. Najbliższe miesiące spędzę na solidnym treningu, by do kolejnych zawodów przystąpić w jeszcze lepszej formie - zapowiada Sadowska.

Więcej o:
Copyright © Agora SA