31. koń w jego karierze na dopingu. A Bob Baffert tylko się śmieje

Bartłomiej Kubiak
Bob Baffert, znany trener koni wyścigowych, po raz pierwszy od 2013 roku nie weźmie udziału w Kentucky Derby. 69-latek został uznany za winnego naruszenia przepisów antydopingowych. To już 31. koń w jego karierze, u którego wykryto nielegalne substancje. W Stanach Zjednoczonych nazywany bywa "Lance'em Armstrongiem wyścigów konnych".

Siwe włosy, szeroki uśmiech i ciemne okulary przeciwsłoneczne, które nosi nawet w najbardziej pochmurne dni. To wizerunek Boba Bafferta. Z wyglądu 69-latek bardziej przypomina podstarzałych rockmenów i pod względem popularności może się z nimi równać. Przynajmniej w Stanach Zjednoczonych i świecie wyścigów konnych, gdzie Baffert jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci.

Zobacz wideo Drugie dno w zatrudnieniu Lewandowskiego? "Nikt się z tym nie kryje"

Sam o sobie mówi, że jest najlepszy. Ale wystarczy spojrzeć w wyniki, by zobaczyć, że to prawda. Że to konie trenowane przez Bafferta wygrywały rekordowe sześć Kentucky Derby, siedem Preakness Stakes i trzy Belmont Stakes. Czyli cykl trzech wyścigów dla koni pełnej krwi angielskiej, który odbywa się w Stanach Zjednoczonych. Rozpoczyna w pierwszą sobotę maja, a kończy pięć tygodni później.

By koń uzyskał tytuł trójkoronowanego (US Triple Crown), musi wygrać wszystkie trzy wyścigi. W ponadstuletniej historii tego cyklu udało się to tylko 13 razy, z czego dwa razy Baffertowi - w 2015 roku z koniem American Pharoah i dżokejem Victorem Espinozą i w 2018 roku z Justify, którego dosiadał Mike Smith.

Drugi taki przypadek w 147-letniej historii Kentucky Derby

W tym roku konie trenowane przez Bafferta - Messier i Taiba - też są faworytami do Potrójnej Korony. Ale on sam nie weźmie udziału w żadnym wyścigu. W lutym Komisja Wyścigów Konnych Kentucky wydała raport, w którym potwierdziła dyskwalifikację Medina Spirit, zwycięzcy ubiegłorocznego Kentucky Derby. To był koń trenowany przez Bafferta, u którego wykryto betametazon - zakazany steryd wstrzykiwany do stawów w celu zmniejszenia bólu i obrzęku.

Baffert i jego prawnicy szybko zaprzeczyli, że wstrzyknięto Medina Spirit zakazaną substancję. Tłumaczyli, że betametazon był stosowany miejscowo w celu leczenia wysypki skórnej na zadku konia.

Mało kto uwierzył w te tłumaczenia. A skandal był przepotężny - huczała o tym cała Ameryka i w sumie nadal huczy, bo Medina Spirit to dopiero drugi koń w 147-letniej historii Kentucky Derby i pierwszy od 1968 roku, który został zdyskwalifikowany za obecność w organizmie zakazanych substancji. Do tego zmarł nagle w grudniu. "New York Times" informował, że przyczyną śmierci konia mógł być atak serca, ale to ostatecznie nie zostało potwierdzone, bo raport z sekcji zwłok nie był jednoznaczny.

 

Baffert wyśmiewał te liczby

Śmierć konia znowu rzuciła się cieniem na działalności Bafferta. Tym bardziej że Medina Spirit - jak wyliczał "The Courier Journal" - to był piąty koń z jego stajni, który w ciągu 12 miesięcy miał pozytywny wynik testów antydopingowych. I 31. w jego karierze. Baffert wyśmiewał te liczby i nazywał to zestawienie "nieporozumieniem", zauważając za pośrednictwem prawników, że "jedynie naruszał, a nie łamał przepisy dotyczące zakazanych leków w stanie Kentucky".

Mimo to Baffert w sobotę przegapi swoje pierwsze derby od 2013 roku. Właściciele toru Churchill Downs już przed rokiem zakazali mu wstępu na dwa lata, a Komisja Wyścigów Konnych Kentucky w lutym zawiesiła go na 90 dni. To samo zrobił stan Maryland, gdzie odbywa się Preakness Stakes. A teraz zawieszenia Bafferta domaga się też New York Racing Association, czyli organizacja, która odpowiada za trzy największe tory wyścigów konnych w stanie Nowy Jork. W tym za Belmont Park, gdzie odbywa się sprawdzian dla prawdziwych czempionów. Najcięższa gonitwa - zaplanowana trzy tygodnie po Preakness Stakes - która jest dopełnieniem Potrójnej Korony.

"Tak bardzo chciałem wygrać"

"Nie mogłem wygrać wyścigu, a tak bardzo chciałem" - napisał Baffert po latach w swojej autobiografii "Dirt Road to the Derby". To było jego wspomnienie z 1976 roku. Młody Bobby, który dorastał jako jedno z siedmiorga rodzeństwa na ranczu w Arizonie, był już wtedy trenerem. I już wtedy stosował nieczyste zagrywki. Pozwolił podać swojemu koniowi środek przeciwbólowy. "Nie wiedziałem, co to było i ledwo znałem tego faceta. Ale tak bardzo chciałem wygrać" - wspominał w swojej książce.

Okazało się, że lekiem była morfina, ale koń i tak przegrał. Kalifornijskie organy regulacyjne zawiesiły wtedy 23-letniego Bobby'ego na rok. Udało mu się jednak zlekceważyć te sankcje, bo za każdym razem, gdy ciągnęli konia na tor, zakradał się na tyły toru wyścigowego Los Alamitos w przyczepie dla koni i po kryjomu przygotowywał je do wyścigów. W 1979 roku Baffert w końcu wygrał. Na torze Rillito Park w Arizonie, gdzie jego pierwszym zwycięzcą okazał się ćwiartkowy Flipper Star.

"Nie ma lepszego kupującego"

Baffert przez lata gruntował swoją pozycję też dzięki tańszym koniom. Uchodził za zdolnego trenera, który na dodatek ma niezwykle dobre oko do tych zwierząt. - Nie ma lepszego kupującego - zachwalał go Mike Pegram, franczyzobiorca McDonald's, dla którego Baffert trenował zakupionego za okazyjne 17 tys. dolarów konia Real Quiet, zwycięzcę Kentucky Derby i Preakness Stakes z 1998 roku.

Baffert wielokrotnie udowadniał, że konie kupione przez niego po okazyjnej cenie są w stanie skutecznie rywalizować z tymi, które są warte miliony. Sam zresztą też podnosił ich wartość i dorobił się dużej fortuny - w trakcie kariery zarobił na torze ponad 320 milionów dolarów. Do tego pośredniczył w kupnie koni. Dziś lista jego klientów obejmuje kilku najbogatszych ludzi na świecie. W tym miliardera George'a Sorosa czy tajne konsorcjum Chinese Horse Club, które skupia ponad 200 członków gotowych zapłacić miliony dolarów za konie wskazane przez Bafferta.

"Lance Armstrong wyścigów konnych"

Za swoje występki Baffertowi zdarza się płacić kary. A raczej "kary", bo za zdyskwalifikowanego przed rokiem Medina Spirit wymierzono mu grzywnę w wysokości 7,5 tys. dolarów. Ale tutaj już nie chodzi tylko o pieniądze, a także o reputację. Bill Carstanjen, dyrektor generalny toru Churchill Downs w Kentucky zwraca uwagę, że historia niepowodzeń koni Bafferta w testach antydopingowych i jego kuriozalne wymówki zagrażają publicznemu zaufaniu do wyścigów konnych.

O krok dalej idzie Marty Irby - dyrektor Animal Wellness Action, grupy walczącej z okrucieństwem wobec zwierząt z siedzibą w Waszyngtonie - który nazwa Bafferta "Lance'em Armstrongiem wyścigów konnych". A więc stawia go na równi z kolarzem, który w każdym szczególe jest wzorcem dopingowicza.

"Baffert posuwa się za daleko i nie ponosi konsekwencji swoich działań. To człowiek, który od lat nawiedza ten sport skandalami. Dlatego pochwalamy Komisję Wyścigów Konnych Kentucky za utrzymanie zawieszenia. I wierzymy, że wykluczenie Bafferta będzie punktem zwrotnym dla całych wyścigów konnych w USA" - pisze Irby w oświadczeniu.

Co na to sam Baffert? On przypisuje swój sukces etyce pracy wpajanej przez rodziców i trwałej miłości do koni. Powtarza to od lat. I choć nie unika mediów, w ostatnich tygodniach kontaktuje się z prasą wyłącznie przez prawników. A ci zapowiadają apelację od decyzji sędziego O. Petera Sherwooda, który przychylił się do wniosku New York Racing Association, czyli kolejnej organizacji chcącej zawiesić Bafferta.

- Będziemy odwoływać się do momentu, aż decyzji nie wyda prawdziwy, neutralny i niezależny sędzia - mówi Clerk Brewster, jeden z prawników Bafferta, który kwestionuje bezstronność sędziego Sherwooda.

Więcej o: