Emocjonalne słowa reprezentanta Polski. "Mój tata i dziadkowie zostali w Kijowie. To mnie zabija"

- Nasz świat chyba zwariował - powiedział po głębszym wdechu Artur Fursenko, zawodnik rugby pochodzący z Kijowa, a obecnie reprezentant Polski. Od rozpoczęcia wojny pracuje w ogromnym stresie, bo w Ukrainie musieli zostać jego dziadkowie i ojciec. - Bardzo się martwię. A to, że nie mogę nic zrobić, też mnie w jakimś stopniu zabija - opowiada Fursenko.

Od 24 lutego Ukraina broni się po bestialskim ataku wojsk rosyjskich. Każdego dnia rośnie skala zniszczeń na terenie całego kraju, liczba strat wśród żołnierzy, a także ludności cywilnej. Wiele osób uciekło z kraju, głównie kobiety z dziećmi. Dotychczas Ukraina dzielnie się broni, ale nie wiadomo, co jeszcze planują władze Federacji Rosyjskiej. - Właśnie obawiam się, że to będzie trwało długo. I z mojej, biednej Ukrainy, nic nie zostanie - powiedział Artur Fursenko w rozmowie z Interią Sport

Zobacz wideo Kliczko walczył przez całe życie. "Teraz chwycił za broń i stanął do obrony Kijowa"

Wojna w Ukrainie. "Nie wyobrażam sobie, jakie to jest obciążenie"

Artur Fursenko przebywa w Polsce już od 10 lat. Urodził się w Kijowie. Obecnie mieszka w Krakowie, a na co dzień gra w rugby. Jest zawodnikiem klubu KS Orkan Sochaczew. Do tego występuje w reprezentacji Polski. Wojna w Ukrainie dotyka go personalnie, bo część jego rodziny wciąż przebywa w Ukrainie. 

Więcej treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

- Niestety mój tata i dziadkowie zostali w Kijowie. Z nimi jest ciężej, bo tata podlega obowiązkowej rezerwie dla mężczyzn do 60. roku życia. Nie jest już najmłodszy, ale jednak nie może opuścić kraju. Tak więc zabrać go nie mogę, a dodatkowo pilnuje moich dziadków. Byłbym maksymalnie zadowolony, gdyby mógł dojechać do mnie, ale to nierealne - powiedział Fursenko. 

I dodał: - Miejmy nadzieję, że Ruscy nie dojdą do Kijowa. To znaczy, są już blisko, ale że nie będą chcieli bombardować stolicy tak, jak robią to teraz z Charkowem czy Mariupolem. Natomiast bardzo się o tatę martwię. Dzwonię codziennie, rozmawiamy na kamerce i normalnie słyszę, jak padają strzały. To jest masakra. 

W Polsce znalazły się już matka i chrzestna Fursenki. Zgodnie z obowiązującym w Ukrainie prawem w czasie stanu wojennego granicę kraju mogą przekroczyć kobiety, dzieci i emeryci. Mężczyźni od 18. do 60. roku życia muszą pozostać, gdyż mogą być powołani do armii.

- Mój tata to były żołnierz i jest, mogę tak powiedzieć, twardzielem, zresztą sporo przeżył. Więc jeśli już on mówi mi, że jest mu ciężko, to nawet sobie nie wyobrażam, jakie to jest obciążenie. Bardzo się o niego martwię. A to, że nie mogę nic zrobić, też mnie w jakimś stopniu zabija - powiedział Fursenko.

Póki co zawodnik rugby nie zamierza teraz wracać do Ukrainy, bo wie, że nie mógłby stamtąd wyjechać. - Robię wszystko to, co pokojowo może każdy cywil. A żeby wojować? Ja nie jestem takim człowiekiem. Dla mnie wziąć broń, żeby kogoś zabić, byłoby nie do zniesienia. Myślę, że nie dałbym rady, dlatego pomagam w inny sposób - natychmiast podkreślił. 

Fursenko korzystając z okazji podziękował wszystkim Polakom za pomoc, jaką okazali Ukraińcom w czasie wojny. On sam angażuje się w pomoc. Stara się przyspieszyć proces poszukiwania mieszkania w Polsce oraz organizuje środki na pomoc humanitarną. 

Więcej o: