6-letni Polak w bazie pod Everestem, a Wielicki zadaje bardzo ważne pytanie

Kacper Sosnowski
Sześcioletni Mikołaj Adamczyk wszedł z rodzicami do zbudowanej na wysokości 5364 metrów bazy pod Mount Everestem. - Trudno to uznać za jakiś sukces czy wyczyn, choć medialnie to dobrze brzmi. Przecież na tę wysokość wnoszone są maluchy na plecach tragarzy, gdy rodzicom-turystom idącym w góry nie chce się już ich nieść - mówi Sport.pl wybitny himalaista Krzysztof Wielicki.

Mikołaj Adamczyk przeszedł do historii jako najmłodszy zdobywca bazy pod Mount Everestem. Najmłodszy, bo ledwie sześcioletni. Jego ojciec, pan Łukasz, regularnie uczestniczy w górskich wspinaczkach, a wyjazdy organizuje tak, by obecni byli na nich także żona i syn. Wyjazdy, dodajmy, organizowane się profesjonalnie, jeśli chodzi o zabezpieczenia i sprzęt.

Obecnością sześciolatka w wysokich górach szybko zainteresowały się media, bo choć na Mount Everest już od lat wchodzą tłumy turystów, to jednak widok przedszkolaka na takim szlaku wciąż jest niezwykły.

Zobacz wideo Himalaizm marzeniem dla bogatych? Sprawdzamy, ile to kosztuje!

Baza pod Everestem? "Tam wnoszone są maluchy"

- Trudno to uznać za jakiś sukces czy wyczyn, choć medialnie to dobrze brzmi. Przecież na tę wysokość wnoszone są maluchy na plecach tragarzy, gdy rodzicom-turystom idącym w góry nie chce się już ich nieść - mówi w rozmowie ze Sport.pl Krzysztof Wielicki, który niedawno obchodził 42-lecie zimowego wejścia na Mount Everest. 

- W sezonie bazę pod szczytem odwiedzają setki turystów, mniej jest ich w zimie. Poza tym pod Everestem na czterech tysiącach z hakiem normalnie żyją ludzie. To wejście Adamczyków traktowałbym raczej jak zwykły trekking. Pomysł jest oczywiście fajny, gdy mama i tata idą z synem w góry, ale chyba niepotrzebne jest nadawanie temu wydarzeniu jakiejś wyjątkowości - mówi nam jedna z legend polskiego himalaizmu.

Narracja wokół wyprawy rzeczywiście była bogata. Sześciolatek do wejścia na 5364 metrów szykował się od jakiegoś czasu. Ma swojego ortopedę i kardiologa, a także klinikę, która się nim opiekowała. Uszyto dla niego specjalne, profesjonalne kombinezony, zamówiono specjalne małe raki i czekany. W przygotowaniu do wyprawy pomagali i doradzali ratownicy TOPR.

- By znaleźć się w bazie Everestu, nie są potrzebne ani raki, ani czekany. To wycieczka raczej bezpieczna, nawet z punktu widzenia aklimatyzacji, bo tę wysokość uzyskuje się w ciągu kilku dni - mówi Wielicki. Dodaje, że żadnej wspinaczki na tej części szlaku nie ma, momentami idzie się po terenie płaskim lub po kamieniach. 

 

"Czy to ojciec jest dla syna, czy syn dla ojca?"

Wielicki, który w niektórych internetowych materiałach przedstawiany jest jako patron Mikołaja, trochę tym całym hałasem wokół sześciolatka jest zaskoczony. - Na początku mi się to podobało. Znałem historię o przedszkolaku, którego ciągnie w góry, spotkałem się z nim, gdy nie było o tym głośno. Potem miałem wrażenie, że jest to już bardziej historia medialna niż osobista. Zacząłem się zastanawiać, czy to ojciec jest dla syna, czy syn dla ojca? - mówi nam 72-letni himalaista.

Gdy pytamy Wielickiego, który sam ma czwórkę dzieci, czy on też chodził ze swoimi pociechami w góry, kręci głową. Mówi też, że nie pamięta takiej historii w swoim środowisku.

Więcej o himalaizmie znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

- Nie spotkałem się z sześcioletnim himalaistą. Ciekawe, że w naszym środowisku ten himalaizm rzadko przechodzi na dzieci. My zresztą do tego podchodzimy inaczej - głównie przez wzgląd na bezpieczeństwo. Ci, którzy długo wspinają się w wysokich górach, wiedzą, ile rzeczy nie zależy tam od nas. Gdy ma się taką wiedzę i patrzy na dziecko, które zaczyna się wspinać i robi rzeczy niebezpieczne, hamowanie go uważam za normalny odruch rodzicielski. Tu mniej liczy się spełnienie dziecka, czy jego sukces, a bardziej to, by żyło - dość poważnie opisuje sprawę Wielicki. Jak dodaje, nie jest za tym, by namawiać dzieci do alpinizmu.

Tenis i piłka nożna to sporty bezpieczne. "A jak się nie powiedzie na górze?"

- To jest dyscyplina dla ludzi dojrzałych i wtedy powinno się w nią wchodzić. To jest odpowiedzialna rzecz, wymaga własnej decyzji każdego człowieka. Jestem w stanie zrozumieć, że ten sześciolatek jest podekscytowany górami, tylko u dzieci to jest tak, że ich zapał często mija. A może on za trzy lata będzie chciał pływać albo pisać wiersze? Nie ma co teraz kreować go na himalaistę, bo można mu tylko zaszkodzić - mówi Wielicki.

- Już bardziej rozumiem to - choć też nie do końca mi się to podoba - gdy rodzice chcą zrobić z dziecka wielkiego tenisistę czy piłkarza. Może się dziecku powiedzie, może nie, ale to przynajmniej są względnie bezpieczne sporty. A co jak nie powiedzie się na górze? - retorycznie pyta Wielicki.

Adamczykowie, korzystając z wycieczki do Nepalu, mają też zamiar wejść z synem na Kala Pattar, szczyt, który ma 5644 metry i na który trzeba się już trochę powspinać. Na razie z powodu niskiej temperatury tego pomysłu nie zrealizowali.

Więcej o:
Copyright © Agora SA