"Czegoś takiego nie widziałem od 42 lat w wyścigu dwóch koni" - takie głosy od kilku dni w Wielkiej Brytanii nie są niczym niezwykłym. W gonitwie pomiędzy zdecydowanym faworytem - koniem Golden Sands prowadzonym przez Liama Keniry'ego - a Havaną Goldrush i dżokejem Joe Fanningiem doszło do sytuacji absolutnie niespotykanej, gdy przez niemal pół godziny po wyścigu dopiero udało się ogłosić jego zwycięzcę.
Oba konie szły łeb w łeb praktycznie przez cały wyścig. Aż do samej mety. Przez momenty wydawało się, że Keniry minimalnie wyprzedził swojego rywala, ale na metę i tak oba konie wpadły praktycznie jednocześnie, co w wyścigach dwóch koni praktycznie się nie zdarza.
Jury w Wolverhampton było zdezorientowane i potrzebowało aż 25 minut, by określić zwycięzcę. Rozpatrywano nie tylko to, który koń wpadł na metę minimalnie pierwszy, ale też czy po drodze nie doszło do faulu jednego z zawodników. Ostatecznie zwyciężył Liam Keniry, którego koń był szybszy dosłownie o czubek nosa. Dla 39-latka było to 1000. zwycięstwo w karierze.
- W życiu bym się nie spodziewał takiego finiszu w wyścigu dwóch koni. Nie wiem, czy kiedykolwiek coś takiego się w ogóle wydarzyło - mówił Keniry. - Jestem zachwycony. Warto było poczekać na ten werdykt.
Keniry i Fanning spotkali się także po wyścigu i, jak widać, między nimi nie było żadnych negatywnych emocji.