Łykasz i śpisz, ale po jakimś czasie "czujesz się jak gówno". Pigułki łamią życie sportowcom

Kacper Sosnowski
Jeśli spytalibyśmy przypadkowego piłkarza, jak udaje mu się zachować higienę snu, uznałby to za ponury żart. Emocje, adrenalina buzują po meczu niemal do rana. Ulgę dają tabletki nasenne, które sportowcy łykają chętnie. Ale to ułuda. Niektórym te niewinne, zdawałoby się, pigułki łamały życie.

Pigułki na sen? - Bierzemy. Kiedy jedziesz na mecz wyjazdowy, oglądasz w autokarze Netflixa albo jakieś mecze. Wieczorem, noc przed spotkaniem, trudno zasnąć. A po tabletce zasypiasz momentalnie, czasem trudno się dobudzić przed dziesiątą rano - tłumaczy polski piłkarz.

I dodaje: - Jedna tabletka jest bardziej na sen, druga na rozluźnienie, często dają nam je w zestawach. Po drugiej czujesz się jak nowonarodzony, rozluźnia aż za bardzo. Nasz fizjoterapeuta zawsze powtarza: najpierw umyj zęby, połóż się i dopiero weź tabletkę. I ma rację: żeby w nocy wstać do łazienki, musisz przytrzymać się szafy. 

I dodaje, że najchętniej z tabletek korzystają gracze latynoscy. - Mają taką mentalność, że wolą posiedzieć dłużej, a kiedy trzeba się położyć wcześniej, to robi się problem. A po tabletce on znika.

Zobacz wideo Jan Urban komentuje zwolnienie Michniewicza. Wskazał powody problemów. [SEKCJA PIŁKARSKA 97]

10 proc. sportowców z chronicznymi problemami snu?

Trudno wyobrażać sobie, że sportowiec, który kończy pracę - schodzi z parkietu, boiska czy kortu - o 23 i jest po maksymalnym wysiłku fizycznym i psychicznym, zaśnie jak dziecko. Adrenalina buzuje, emocje nie opadają, a trochę czasu zabiera też prysznic, rozmowy z kibicami i dziennikarzami, często odnowa u fizjoterapeutów i powrót do domu czy hotelu.

- Adrenalina jest taka, że nie mogę zasnąć do czwartej, piątej rano. Muszę brać pastylki - mówił Sport.pl. Andrzej Wrona podczas MŚ siatkarzy rozgrywanych w Polsce. Zresztą to była norma też dla jego kolegów. - Przeżywamy razem to, co się stało. Długo gadamy, naprawdę trudno jest zasnąć - opisywał Wrona.

Nie ma polskich badań, które pokazują ilu sportowców bierze leki nasenne regularnie, a ilu okazjonalnie. Dane zebrano przy okazji innego projektu realizowanego przez zespół dr. Andrzeja Pokrywki z Wydziału Farmaceutycznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej, we współpracy z Polską Agencją Antydopingową.

Naukowcy przeanalizowali ponad dwa tysiące protokołów kontroli dopingu. Wypełniają je tuż przed kontrolą sami sportowcy. Powinni wypisać wszystkie leki i suplementy, które przyjmowali w ciągu siedmiu dni przed badaniem. W interesie sportowca jest, aby protokół wypełnić uważnie, bo zawarte tam dane mogą pomóc w wyjaśnieniu wątpliwości w wynikach badań laboratoryjnych. Z przeanalizowanych protokołów wynika, że tylko sześciu sportowców zastosowało zolpidem, a jeden użył hydroksyzyny. Siedem przypadków na około dwa tysiące to niewiele, ale zdaniem dr. Krzywańskiego, od 2009 r. członka Komisji Medycznej Polskiego Komitetu Olimpijskiego, całej prawdy o zjawisku tu nie widać.

- To wynik niedoszacowany, który dotyczy leków używanych w ostatnich siedmiu dniach, zadeklarowanych przez sportowców - mówi nam dr Krzywański. Aby zdać sobie sprawę ze skali problemów ze snem, poleca sięgnięcie do danych dotyczących całej populacji. Szacuje się, że nawet połowa Polaków deklaruje kłopoty z zasypianiem, utrzymaniem ciągłości i dobrą jakością snu. U kilkunastu procent problemy są długotrwałe.

- Trzeba odróżnić sporadyczne, przemijające zaburzenia snu od tych przewlekłych. Są takie momenty, że nawet my, lekarze zalecamy sportowcowi lek nasenny. Kiedy ktoś kończy rywalizację późno w nocy, a następnego dnia znów ma zawody, to ważne, by szybko usnął. To zdarza się jednak sporadycznie, może kilka razy w roku, pewnie częściej w grach zespołowych. Co innego z osobami, które mają chroniczne problemy ze snem. W mojej ocenie ten problem może dotykać nawet 10 proc. sportowców. Nie twierdzę przy tym, że oni wszyscy korzystają z leków nasennych, ale sygnalizuję skalę - mówi dr Krzywański.

Jeden z załamaniem psychicznym, drugi nie pamiętał meczów

Niegdyś alarm spowodowany lekami nasennymi podniósł Australijski Komitet Olimpijski, który po kilku historiach ze swoimi zawodnikami starał się z "usypiaczami" wojować i ich zakazał. Stało się to po tym, jak mistrz olimpijski z Sydney w pływaniu Grant Hackett przyznał publicznie, że jest uzależniony od leku nasennego zawierającego zolpidem. Dodał, że lek brany jest właściwie powszechnie przez jego kolegów z basenu od 2003 r. Specyfik nazwał "złem", sprawą komitet zajął się przed igrzyskami w Londynie w 2012 roku.

Dlaczego zolpidem może być złem? - To są leki, które wcześniej czy później uzależniają. Zolpidem wolniej niż benzodiazepiny, ale też uzależnia. Zaburza się fizjologiczny rytm snu i czuwania. Taki zolpidem w dłuższej perspektywie nasila bezsenność. Bez niego w którymś momencie trudno jest zasnąć, a i kolejnym problemem jest to, że po jakimś czasie daje coraz słabsze efekty, tzw. zjawisko tolerancji i zaczyna się sięganie po cięższe leki nasenne. One mają już poważniejsze skutki uboczne - tłumaczy dr Krzywański.

Przypadek Hacketta był dramatyczny. Jeden z najlepszych pływaków z Australii pogrążał się w nałogach. W pewnym momencie doznał załamania psychicznego, w trakcie jednej z awantur został aresztowany. Nie postawiono mu zarzutów, ale po tym incydencie ukrywał się ze wstydu przed rodziną tak długo, że zarządzono poszukiwania.

Hackett nie był jedyny. Mike Phenix, piłkarz m.in. Barnsley czy Southport, po tabletkach nasennych zawalał sportowe obowiązki. Zdarzało mu się nie wstać na wyjazdowy mecz, nie pamiętał spotkań, w których grał, a koledzy opowiadali mu później, że stał na boisku na 10-metrowym spalonym i prosił o piłkę. Zdarzyło się, że na meczu Southport z Kidderminster Harriers trener zdjął go po 10 minutach. Napastnik karierę skończył w wieku 29 lat, a w jego organizmie wykryto sterydy.

Phenix w jednym z podcastów wyznał, że tabletki nasenne miały - tak jak sterydy - jedynie pomóc mu przygotować się do gry. Ale w końcu tę grę mu odebrały.

Dzieci nie mogły go dobudzić

Historii jest więcej: The Athletic pisze o piłkarzu z czołowego klubu Premier League, który przez tabletkowe problemy został pominięty przy ustalaniu składu na mecz. "The Sun" wiosną opisał, że jedna z angielskich gwiazd piłki "łyka paczkę za paczką zopiklonu, a tabletki popija alkoholem". Problem z uzależnieniem od tabletek ma ponoć też dwóch graczy reprezentacji Anglii. Jeden zawodnik zażył tabletki, kiedy został sam z dziećmi w domu. Usnął na kanapie, a dzieci nie mogły go dobudzić. Sytuację uratowała jego partnerka, która w porę wróciła do domu. Kim konkretnie są ci piłkarze tabloid jednak nie napisał.

O tabletkowych problemach Anglicy głośno informowali już w 2012 r., kiedy zremisowali z Polską 1:1 w meczu el. MŚ. Spotkanie przez gwałtowną ulewę nie mogło się odbyć we wtorek o 21. Murawa Stadionu Narodowego była zalana. Po krótkim czasie niepewności mecz przełożono na środę na 17. Jak donosiła brytyjska prasa, zakłóciło to tryb pracy niektórych graczy. Kilku członków drużyny przed meczem zażyło kofeinę, co jest powszechną formą wspomagania i pobudzenia u sportowców. Kofeina zwykle działa od pięciu do siedmiu godzin. Pobudzeni gracze mieli problemy z zaśnięciem, więc pomocy przy zasypianiu szukali w lekach nasennych. Taki mechanizm działania sportowców przypomina czasem błędne koło. A to już i tak grupa, która często (zwykle nie mając innego wyboru) łamie zasady higieny snu.

Higiena snu? U sportowców to żart

Jak czytamy w publikacji "Zasady rozpoznawania i leczenia bezsenności" (Aleksandra Wierzbicka, Adam Wichniak, Wojciech Jernajczyk), zaliczamy do nich m.in.: unikanie spożywania nikotyny, kofeiny i alkoholu przed snem, zachowanie stałego czasu kładzenia się do łóżka i wstawania, nie kładzenie się do łóżka w czasie dnia, unikanie wieczorem silnego światła, unikanie wysiłku fizycznego i wzmożonej aktywności umysłowej w ciągu trzech godzin przed planowanym czasem snu.

Sportowcy na większość wytycznych zareagować pobłażliwym uśmiechem. Co ciekawe, obecnie w piłce nożnej na wieczorne godziny ustawia się 30 proc. więcej spotkań niż 10 lat temu. The Athletic przytacza relację jednego z lekarzy, którego zmagania z problemem przypominają walkę z wiatrakami.

- Możesz próbować tłumaczyć, przeprowadzać długie rozmowy, ale dziewięciu na dziesięciu graczy poprosi cię o tabletkę. Czasem gracze udają się nawet do kierownika i narzekają, że nie dostają wsparcia, jakiego potrzebują. Czasem jest gorzej, bo tabletek szukają gdzie indziej i leczą się bez nadzoru - mówił.

Lekarze zwracają zresztą uwagę, że w sprawie leków nasennych przydałyby się kampanie informacyjne podnoszące świadomość zagrożeń, podobnych do tych związanych z narkotykami, alkoholem i hazardem.

"Jeśli jeden zacznie obcinać skarpetki, inni zaczną robić to samo"

The Athletic przedstawia anonimową relację jednego z trenerów pracujących w English Football League (kluby z 2,3 i 4 poziomu rozgrywkowego w Anglii). Ten wyjaśnia, dlaczego zaczął brać pigułki nasenne.

- Jak gasiłem światło, to zasypiałem na trzy lub cztery godziny, ale potem wstawałem i myślałem o tym, co będę robił następnego dnia. Gdy to działo się przez dwa lub trzy dni z rzędu, zaczynało wpływać na jakość mojego życia i pracy, więc postanowiłem znaleźć rozwiązanie - mówi szkoleniowiec.

Znalazł go wraz z lekarzem, który przepisał mu zopiklon, zwykle wydawany na dwa do czterech tygodni. Tylko na tyle, ponieważ jak informuje ulotka "organizm się do niego szybko przyzwyczaja i po tym czasie jest mniej efektywny". Trenerowi zopiklon pomógł, choć na miesiącu stosowania się nie skończyło. Po roku trener zdał sobie sprawę, że coś jest z nim nie tak. - Kilka dni po każdej pigułce zaczynałem czuć się ospały. Mój umysł nie był tak bystry, jak bym chciał. Ciągłe zmęczenie nie ułatwiało snu, kiedy przestałem brać tabletki, więc zaczynałem brać je ponownie. To było błędne koło - relacjonował.

Szkoleniowiec jednak poszedł do kolejnych specjalistów i wybrnął z problemu. Teraz gdy ma problemy ze spaniem, słucha podcastów lub dźwięków oceanu. Niedawno poznał też metodę autohipnozy i przekonuje, że potrafi zasnąć w ciągu 20 sekund. - Tabletki nasenne są łatwą opcją, ale nie są rozwiązaniem. Tylko że to da się zrozumieć po czasie – opisywał. Podobnie brzmiała relacja jeszcze jednego anonimowego piłkarza z Anglii, który używał lorazepamu. - Na początku budzisz się i czujesz świetnie. Ale tylko spychasz problem na dalszy plan. Po jakimś czasie czujesz się jak gówno - opisywał.

W całej sprawie z nasennym wspomaganiem rysuje się jeszcze jeden kłopot. Ten łatwy sposób radzenia sobie z problemami promują między sobą sami gracze. - Są jak owce. Jeśli jeden zacznie obcinać skarpetki, inni zaczną robić to samo. Niewielu będzie zastanawiać się nad słusznością tego, co robią - opisywał sprawę jeden z trenerów.

Więcej o: