Polskie małżeństwo wywołało skandal w Anglii. "Tłum chciał nas dopaść, to zrujnowało mi życie"

Ogromny skandal wybuchł w Wielkiej Brytanii po Maratonie Londyńskim. Przyczyniła się do tego dwójka Polaków, którzy skserowała numer startowy. Po fali hejtu, która się na nich wylała, postanowili wyjaśnić swoje zachowanie.

Maraton Londyński to jeden z największych maratonów na świecie, który należy do World Marathon Majors. W tegorocznej edycji wzięło udział około 40 tysięcy osób. Większość z nich (ok. 30 tys.) to zawodnicy, którzy mieli możliwość zakupienia pakietów pozwalających na udział dzięki losowaniu. Trzeba mieć, więc ogromne szczęście, aby dostąpić zaszczytu udział w tych zawodach.

Zobacz wideo Polscy siatkarze mają swojego Kozamernika. "Wzorowałem się na nim"

Temu szczęściu postanowiła pomóc dwójka Polaków, którzy zdecydowali się nieco obejść przepisy. Jak poinformował portal Biegowe.pl, pewna Polka kupiła pakiet o numerze 11250, z którym miała wystąpić w maratonie. Problem jednak w tym, że z tym samym numerem wystąpił towarzyszący jej mężczyzna. Cała sprawa być może nie wyszłaby na jaw, gdyby biegacze z Polski nie biegli obok siebie.

Zbieżność numerów zauważył jeden z internautów na Twitterze, który udostępnił zdjęcie, na którym widać dwie osoby z takim samym numerem. Sprawą zajęli się już organizatorzy maratonu, którzy prawdopodobnie nałożą na Polkę bardzo długi zakaz występów w londyńskim biegu. Ostatecznie zajęła ona 26 979. miejsce z czasem 4:40:58.

Para Polaków tłumaczy swoje oszustwo. "Potrzebowałam wsparcia męża"

Po kilku dniach postanowili opowiedzieć, dlaczego oszukali organizatorów i skopiowali numer startowy kobiety. - Szczerze przepraszam za to, co zrobiliśmy i nie chciałam nikomu zaszkodzić. To był mój pierwszy maraton i potrzebowałam wsparcia męża, bo obawiałam się, że nie będę w stanie go ukończyć - opowiedziała 41-letnia Monika Czarnecka w rozmowie z DailyMail.

- To był mój pomysł i biorę za to pełną odpowiedzialność. Wiem, że to złe i jest mi naprawdę przykro. Jednak zrobiłem to, co zrobiłem, by wspierać moją żonę - przyznał 42-letni Piotr Czarnecki. Tłumaczył, że nie zapewnił sobie prawa startu w Maratonie Londyńskim, bo nie zarejestrował nawet chęci udziału.

Jak dodała Monika Czarnecka, w mediach społecznościowych otrzymała masę wiadomości, w których wylała się fala hejtu z powodu jej zachowania. - Nie zrobimy tego ponownie. To, jak tłum chciał nas dopaść, było okropne i zrujnowało mi życie. Mam tylko nadzieję, że to wszystko zostanie nam zapomniane - dodała w rozmowie z Daily Mail.

- Kiedy ukończyłam maraton, byłam tak szczęśliwa, że nie mogłam uwierzyć w to, że to zrobiłam. Może byłam samolubna, bo chciałam mieć Piotra obok siebie, ale chciałam z nim dzielić tę chwilę. Bardzo mi przykro, że to wszystko się wydarzyło - zakończyła.

"Nie odebrałem medalu", "Moje czasy są dużo lepsze"

41-letni Piotr Czarnecki zdradził, że przebiegł już około 20 maratonów, osiągający średnie czasy w granicach 3 godzin i 30 minut. - Nie odebrałem medalu, bo byłem tam tylko po to, by dopingować Monikę. Ten bieg był dla mnie jak spacer, bo moje czasy w maratonach są dużo lepsze - podkreślił. - W przeszłości przebiegłem dwa londyńskie maratony. Tym razem chodziło o moją żonę. Ludzie zachowują się tak, jakbyśmy popełnili poważne przestępstwo. Traktują nas gorzej niż sportowców przyłapanych na oszustwie narkotykowym - zakończył.

Anglicy oburzeni zachowaniem Polaków! Żądają zwrotu medalu za start

W Wielkiej Brytanii rozpętała się prawdziwa burza. Anglicy żądają, żeby Polka oddała swój medal za ukończenie biegu. "To naprawdę kiepskie. Zbyt wielu ludzi myśli, że mogą robić to, co chcą, nie bacząc na zasady. Na miejsce w maratonie czekałem lata, ani razu nie rozważałem fałszerstwa", "Rozumiem, że ukończenie maratonu to duże osiągnięcie, ale zrobienie tego w taki sposób nie jest właściwe. Mogli wziąć udział w wirtualnym biegu, też dostaliby medal" - to tylko niektóre z komentarzy oburzonych Anglików.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.