Rozprawa dotycząca likwidacji Polskiego Związku Curlingu miała odbyć się 14 września. Ale przełożono ją o tydzień. A potem po raz kolejny ustalono nowy termin na 26 października. Dla polskich curlerów to fatalna informacja.
- Bez decyzji sądu nie da się zakończyć całej tej historii. Nie da się wprowadzić do Światowej Federacji Curlingu (WCF) nowej organizacji, nowego polskiego związku sportowego, który reprezentowałby polski curling. Nawet jeśli za miesiąc zapadnie wreszcie jakiś wyrok, Polski Związek Curlingu ma jeszcze bardzo długą ścieżkę apelacji, która może potrwać kolejnych kilka lat - mówi Sport.pl Adela Walczak, zawodniczka Curling Łódź. I gorzko dodaje: - To jest absurdalne, że zawodnicy, którzy nie ponoszą żadnej winy za tę sytuację, zostali na długie lata wykreśleni z rywalizacji międzynarodowej przez oszustów w związku.
O co chodzi w całej sprawie? Polski Związek Curlingu od lat był prowadzony w sposób niewłaściwy. Dwa lata temu Ministerstwo Sportu podjęło decyzję o złożeniu do sądu wniosku o likwidację związku. Zbiegło się w czasie z decyzją Światowej Federacji Curlingu (WCF) o zawieszeniu PZC w prawach członka. To znaczy zaś, że polscy zawodnicy nie mogą startować na arenie międzynarodowej.
Światowa federacja wypisała polskiego związkowi sześć punktów, które sprawią, że Polacy wrócą do gry. Od tego czasu minęło półtora roku. Planu polskim działaczom wypełnić się nie udało. Cierpią sportowcy.
Czego oczekiwała WCF? Po pierwsze, że Polski Związek Curlingu rozstrzygnie sprawę sądową, sprawy związane z prezesem PZC, dokończy walne zgromadzenie (rozpoczęte jeszcze w 2018 r.), przyjmie nowy statut, angażować będzie jedynie kluby zajmujące się w Polsce curlingiem oraz wybierze nowy zarząd związku. Problem w tym, że niektórych punktów nie można było spełnić - m.in. dokończyć walnego zgromadzenia czy wybrać nowy zarząd w sytuacji, gdy nie wiadomo, czy związek będzie w ogóle dalej istniał. Z tego powodu 11 września WCF podjął decyzję ostateczną - wyrzucając Polski Związek Curlingu z szeregów WCF.
Głośno o Polskim Związku Curlingu zrobiło się w 2019 roku, gdy tuż przed krajowym turniejem eliminacyjnym do reprezentacji Polski na zawody kwalifikacyjne do mistrzostw świata par mieszanych okazało się, że polscy zawodnicy nie mają właściwie o co walczyć. Działacze nie zgłosili polskiej kadry do kwalifikacji, przez co jeszcze przed ich startem Polacy stracili szansę walki w mistrzostwach świata. Z kolei Ministerstwo Sportu po przeprowadzeniu kontroli uznało, że nie ma szans już na ratunek dla związku w obecnym kształcie.
Ratunkiem dla polskich curlerów miała być sądowa likwidacja Polskiego Związku Curlingu. W to miejsce powstać mógłby nowy twór, dzięki któremu reprezentanci Polski mogliby wrócić na arenę międzynarodową.
I wydawałoby się, że to krok, który pozwoli zakończyć sprawę. 14 września miała odbyć się rozprawa, podczas której mogła zapaść decyzja o ostatecznej likwidacji Polskiego Związku Curlingu. Została ona jednak przełożona i... ponownie przełożona, bo - jak się okazało - pełnomocnik jednej ze stron otrzymała powiadomienie o nowym terminie rozprawy z błędnie podaną godziną. Nowy termin ustalono dopiero na 26 października.
Mijające tygodnie dla polskich sportowców mogą de facto zamienić się w kilkumiesięczną, bądź kilkuletnią przerwę w międzynarodowej rywalizacji. W tym nieobecność na najbliższych zimowych igrzyskach.
Światowa Federacja Curlingu dawała PZC mnóstwo czasu na podjęcie działań, jednak w Polsce nie wydarzyło się nic, co mogłoby dać szansę na zmianę podejścia WCF. - WCF długo dawała PZC szansę na poprawę. Jednak kiedy zobaczyli, że w ciągu paru lat związek nie zrobił zupełnie nic, aby naprawić sytuację, ich cierpliwość się skończyła i zaczęli działać stanowczo. Teraz wydaje się, że faktycznie stoją po stronie zawodników. Po stronie polskiej to nie wygląda tak kolorowo. Jest wsparcie Ministerstwa Sportu (obecnie Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu), które też robi, co może, by wyprowadzić curling na prostą, ale brakuje wsparcia PKOl, nad czym ubolewamy, bo ono też jest konieczne do rozwiązania tej sprawy - dodaje Walczak.
Co zdaniem polskich zawodników można poprawić po stronie polskiej? - PKOl mógłby rozmawiać z WCF, a z tego, co wiem, nie jest zbyt chętny do podjęcia rozmów i walki o możliwość startu polskich zawodników. Władze wysłały co prawda pismo z wnioskiem dopuszczenie polskiej reprezentacji pod neutralną flagą do prekwalifikacji olimpijskich, ale ta prośba nie została rozpatrzona przez WCF, która oczekuje ostatecznego zakończenia problemów w polskim curlingu. Po otrzymaniu tej odpowiedzi PKOl właściwie zakończył działania - mówi Adela Walczak.
I dodaje: - Bardzo nas smuci, że dyscyplina olimpijska nie ma w PKOl wsparcia. WCF zapraszała polską stronę do rozmów. Gdyby udało się wypracować wspólną ścieżkę działania, wierzę, że powrót polskich zawodników do rywalizacji międzynarodowej byłby możliwy znacznie szybciej, niż za kilka lat. Sprawa stoi jednak cały czas na niczym, bo działacze nie mają tyle zapału, co zawodnicy. A zawodnicy nie mają zupełnie wpływu na swoją sytuację.
W Polsce powstały już organizacje, które mogłyby w przyszłości zastąpić Polski Związek Curlingu. W ostatnich latach to one odpowiadały za organizację rozgrywek krajowych, aby zawodnicy cały czas mogli rywalizować ze sobą. Z powodu bałaganu stracili już jednak szansę walki o wyjazd na igrzyska olimpijskie w Pekinie, które odbędą się już w lutym przyszłego roku.