Mocno niespodziewanie zakończyła się czwartkowa konkurencja wspinaczki na czas na mistrzostwach świata. W 1/8 finału oraz w ćwierćfinale i wydawało się, że polska "spiderwoman" Aleksandra Mirosław pewnie zmierza po trzecie mistrzostwo świata z rzędu, ale w półfinale Polka niespodziewanie przegrała starcie z inną Polką - Natalią Kałucką. Mirosław sensacyjnie odpadła od ściany i stało się jasne, że powalczy tylko o brązowy medal, a Kałucka stanie przed szansą na złoto. Patrząc jednak po czasach, należy to traktować jako niespodziewany wypadek przy pracy, a Polka jest po prostu najlepsza w tej konkurencji.
I tę szansę wykorzystała. 20-letnia Polka w finale pokonała ścianę w czasie 7.18, a jej rywalka z Rosji Julia Kapilina odpadła od ściany. - To jest pierwszy medal w moim życiu. Nie mogę w to uwierzyć. Nie wiem jak to się stało - mówiła Polka tuż po finale.
Drugi medal dla Polski zdobyła wspomniana wcześniej Aleksandra Mirosław, która w walce o trzecie miejsce pokonała Jekaterinę Baraszczuk i przedłużyła passę medali na mistrzostwach świata. Choć po czwartkowej rywalizacji Mirosław, która jest przecież posiadaczką rekordu świata, (biła na igrzyskach olimpijskich-przyp.red), może mówić o sporym niedosycie.
W drodze po mistrzostwo świata miała chwile słabości, na treningi dojeżdżała z Lublina do Tarnowa. Dziś trenuje w klubie o nazwie Kotłownia, studiuje i jest szkolną wuefistką. Jej palce praktycznie się nie goją, ale żadna z rywalek nie wspina się tak szybko, jak Aleksandra Mirosław. - więcej o Polsce można przeczytać w tekście Piotra Wesołowicza.