"Krwi na stadionie było tak dużo, że trawa nie chciała rosnąć". Agonia sportu w Afganistanie

Kacper Sosnowski
Gdy w latach 90. Talibowie opanowali Afganistan, sport wpisali na szczyt czarnej listy. Rywalizacja wywoływała grzeszne emocje, stadiony zamienili na miejsca egzekucji. Dziś historia się powtarza - z marzeniami żegnają się afgańskie koszykarki i cenieni na świecie krykieciści.

Choć koszykówka pozornie nie ma nic wspólnego z tym, co dzieje się w Afganistanie, 24-letnia Zakia Atiqi czuje, że to koniec – nie tylko gry w reprezentacji. W ogóle: koniec jej gry.

Zobacz wideo Polski boks czeka na medal olimpijski od 1992 roku. "Potrzebne są systemowe zmiany"

– Od jakiegoś czasu miałam złe przeczucia. Gdyby rząd miał kontrolę nad krajem, moglibyśmy mieć nadzieję. Teraz już nie mamy – mówiła zachodnim mediom jeszcze przed weekendem, gdy talibowie dopiero zbliżali się do Mazar-i-Sharif. W weekend jej miasto zostało zdobyte. Wcześniej padały Kandahar, Herat, w końcu przejęty został też Kabul. Jeśli talibowie wprowadzą zasady i prawa, jakie ustanowili, gdy opanowali kraj w połowie lat 90., to duża część społeczności o życiu, jakie wiodła tu przez ostatnie dwie dekady, może zapomnieć. Sport albo był wtedy zminimalizowany, albo wręcz zakazany, a ziemia na sportowych stadionach przez długie lata nie mogła oczyścić się z przelanej krwi.

"Nawiedzone miejsce", czyli krew na stadionie

Po tym, jak w 1989 r. z Afganistanu wycofali się Rosjanie, do kraju wrócił sport. Boiska rosły jedno po drugim. Miały służyć młodzieży jako namiastka częściowo straconego dzieciństwa, arena zabaw, przeżywania emocji.

Ale dość szybko zmieniły pierwotne przeznaczenie. talibowie, którzy opanowali Afganistan w 1996 r., chętnie ze sportowych obiektów korzystali. Tyle że używali ich jako miejsc egzekucji. Nieposłuszni władzy lub łamiący prawo (np. posiadający broń) stawiani byli między słupkami lub na linii pola karnego. I zaczynał się tragiczny spektakl. Czasem byli kamienowani, częściej rozstrzeliwani. Wszystko na oczach ludzi zapędzanych na trybuny, również dzieci. Niektórzy na stadion przychodzili z własnej woli. Takie tragiczne wydarzenia, które działy się choćby w Kandaharze, opisywał Ahmed Raszid, pakistański dziennikarz, w książce "Taliban".

Za czasów Islamskiego Emiratu Afganistanu właściwie każdy stadion w każdym mieście służył podobnym celom. Na bramkach wieszano części ciała oskarżonych o kradzież, cudzołóstwo czy morderstwo. Często byli to niewinni ludzie, a pokazowe kary talibów miały służyć jako przestroga.

Gdy dziennikarze Reutersa robili reportaż z otwieranego po remoncie w 2007 r. głównego stadionu w Kabulu, okazało się, że próby uprawy na nim trawy z powodu ilości przelanej tam krwi od długiego czasu kończyły się niepowodzeniem. Ostatecznie zdecydowano się wykopać ziemię na pół metra i położyć nową. Dopiero wtedy na nowej glebie można było zrobić piłkarską murawę.

– Nikt tu wieczorem nie przychodzi, nawet my nie wchodzimy do środka – mówił Nabeel Qari, strażnik obiektu w Kabulu. – Wszyscy wierzą, że to miejsce jest nawiedzone, że są tu dusze zmarłych – opowiadał.

Rywalizacja to grzech. Boks? Tylko w brodach

Pod ostatnimi rządami talibów w Afganistanie funkcjonowało radykalnie interpretowane prawo szariatu. Mężczyznom nie wolno było się golić, słuchać muzyki, oglądać telewizji. Kobietom zabraniano chodzić do szkoły, a tym bardziej uprawiać sport.

Niektóre dyscypliny zostały zakazane i dla kobiet, i dla mężczyzn. Uważano je za grzeszne, w najlepszym wypadku zmieniono ich zasady. Na tę pierwszą listę trafił m.in. futbol. Choć piłkarska reprezentacja Afganistanu istniała od połowy ubiegłego wieku, to w latach 90. nie mogła normalnie funkcjonować. Mecze w kraju odbywały się sporadycznie. Podobne problemy miał hokej na trawie (uznany za grę z Zachodu). Pięściarze też zostali wykluczeni z międzynarodowej rywalizacji. Od talibów dostali ultimatum – mogą walczyć, ale tylko w brodach (na podobieństwo proroka Mahometa). Ale tego zabraniają światowe przepisy. talibowie w Afganistanie czasem dopuszczali rozgrywanie meczów krykieta, ale zabraniali podczas nich kibicowania i świętowania.

Wojciech Jagielski w "Dużym Formacie" pisał, że w ramach wyjątku pozwolono kiedyś zorganizować turniej siatkówki. Rywalizowały ze sobą ekipy Międzynarodowego Czerwonego Krzyża i Afgańskiego Stowarzyszenia Czerwonego Półksiężyca. Spotkanie zakończyło się jednak nie po myśli miejscowych. "Bójka wybuchła, gdy w finałowym meczu między reprezentacjami sędzia przyznał 'krzyżowcom' sporną piłkę i jednocześnie zwycięstwo w całym spotkaniu. Oburzeni zwolennicy pokrzywdzonych wdarli się na boisko, okładając krzesełkami sędziów i zawodników. Awanturę przerwał dopiero patrol talibów z wydziału walki z występkiem i wspierania cnoty. Nie roztrząsając, kto ma rację, złoił pałkami skórę wszystkich. Fatalny turniej rozgrywany był o Puchar Pokoju" – pisał wówczas Jagielski.

Talibowie twierdzili, że sportowa rywalizacja jest złem, bo wyzwala grzeszne emocje. Międzynarodowe kontakty sportowe traktowali jako diabelski wymysł świata niewiernych. Uznania talibów nie zyskała też rzecz jasna narodowa rozrywka Afgańczyków - buzkaszi. To rywalizacja mężczyzn na koniach, którzy muszą podnieść z ziemi martwego kozła i umieścić go w określonym miejscu. Współcześnie coraz częściej zamiast martwego zwierzęcia używa się obciążonego worka wykonanego z jagnięcej bądź cielęcej skóry, ale talibowie tak czy inaczej buzkaszi zakazali. Wszelkie nakazy obowiązywały, dopóki talibów z Afganistanu nie wyparli Amerykanie.

Krykietowy sen o mistrzostwach świata

To wtedy sport w Afganistanie zaczął odżywać. Piłkarze radzili sobie coraz lepiej, do hal wróciły atletki. Zresztą żeńska koszykówka była przez USA szczególnie ceniona. Afganistan miał też żeńską kadrę piłkarek.

 

Znów grano w buzkaszi. Do łask powrócił uwielbiany krykiet. To dyscyplina, która była tu znana już w połowie XIX wieku, gdy przebywali tu brytyjscy żołnierze. Po 2001 r. państwo zostało przyjęte do Międzynarodowej Rady Krykieta. Rząd, aby zjednoczyć obywateli, postanowił nawet sfinansować remont krykietowych obiektów we wszystkich 34 prowincjach. Plan był ambitny – rywalizować z najlepszymi i w końcu pokonać Pakistan, Indie, a może nawet Anglię. W tym roku w październiku Afganistan miał grać w krykietowych mistrzostwach świata. Ale dziś to tylko pocztówka z dawnego świata.

– Nikt nie wie, co nas czeka. Wielu ludzi ucieka z Afganistanu. Nawet jeśli talibowie nie będą sprzeciwiać się sportowi, będziemy musieli poczekać i zobaczyć, jak w stosunku do nowego reżimu afgańskiego będą zachowywać się inne kraje. Czekają nas trudne dni - mówił anonimowo członek federacji krykieta. Dla tamtejszej reprezentacji pracują specjaliści z Australii, Irlandii, Indii. Prasanth Panchada i Saurab Walkar są ich głównymi fizjoterapeutami i analitykami komputerowymi. – Spotkaliśmy w Kabulu wielu miłych ludzi, cieszyliśmy się inną kulturą. Jesteśmy w kontakcie z urzędnikami federacji i mamy nadzieję, że wkrótce będziemy mieli jasny obraz tego, co nas czeka. Krykiet w Afganistanie potrzebuje wszelkiej pomocy, bo dynamicznie się rozwija – mówił portalowi Panchada, kiedy jeszcze w lipcu przebywał w stolicy Afganistanu.

"Nie zostawiajcie nas w chaosie"

Rashid Khan i Mohhamed Nabi, gwiazdy afgańskiego krykieta, drżą o to, co dzieje się w ich kraju i boją o rodziny. Obaj grają dla angielskich drużyn i są teraz na terytorium Wielkiej Brytanii. Ostatnio wezwali światowych przywódców do interwencji i pomocy.

"Drodzy Światowi Przywódcy! Mój kraj pogrążony jest w chaosie. Codziennie giną tysiące niewinnych ludzi, w tym kobiety i dzieci. Niszczone są domy, a tysiące rodzin jest przesiedlanych. Nie zostawiajcie nas w chaosie. Stop zabijaniu i niszczeniu Afganistanu. Chcemy pokoju" - napisał na Twitterze Rashid.

Choć w ostatnich miesiącach talibowie przekonywali opinię publiczną, że nie chcą krwawego terroru, jaki panował tu dwie dekady temu, a przywódcy mówili o ugodzie, która w pewnym stopniu byłaby łaskawa dla kobiet, to ta fasada zniknęła wraz z przejęciami kolejnych dzielnic największych miast.

Doniesienia światowych agencji pokazują, że raczej trudno wróżyć Afgańczykom i afgańskiemu sportowi coś optymistycznego. Zakładać można, że 24-letnia Zakia Atiqi i jej koleżanki z koszykarskiej reprezentacji Afganistanu nie wrócą prędko do gry.

Nowych informacji od niej nie ma. Agencja Reutera podała niedawno, że jeszcze w lipcu, gdy talibowie zdobyli jedną z dzielnic Kandaharu, weszli do banku i nakazali wszystkim pracującym tam kobietom wracać do domu. Dodali, że miejsca kobiet mają zająć mężczyźni z ich rodzin. Podobnie sytuacja wyglądała w Heracie, choć tam do domów wysłano nie tylko wszystkie pracowniczki banku, lecz także pielęgniarki. W zagranicznych mediach pojawiają się informacje o przymuszaniu kobiet do ożenku z talibami. W dodatku CNN wyemitowała niedawno nagranie, na którym widać, jak 22 afgańskich żołnierzy sił specjalnych zostało straconych tuż po tym, jak się poddali.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.