Rosja z kretesem przegrała, ale Amerykanie krzyczą o szoku. Wszystkim umyka najważniejszy zapis

Jak rozumieć najnowszy werdykt w sprawie rosyjskiego dopingu? Skrócenie międzynarodowej banicji Rosji z czterech do dwóch lat zostawi niedosyt. Ale najważniejsze, że ocalał nowy system karania za doping: karania całych państw, a nie tylko sportowców. I karania solidarnie przez cały świat sportu. Rosja robiła wszystko, by storpedować ten pomysł. I tu z kretesem przegrała.

Dla tych, którzy już się pogubili w karach, odwołaniach i arbitrażach w sprawie Rosji, najważniejsza i najbardziej pocieszająca informacja brzmi: czwartkowy werdykt Trybunału Arbitrażowego w Lozannie jest ostateczny.  

Nie będzie już apelacji, saga o karaniu Rosji za przeszłe winy się skończyła. Za to, że Rosjanie najpierw zostali złapani na wieloletnim dopingowaniu sportowców, a potem złapani na tuszowaniu swoich oszustw, zostali jako recydywiści skazani na najsurowszą karę zbiorową w historii sportu: przez dwa lata, do grudnia 2022, żadna rosyjska reprezentacja i żaden rosyjski sportowiec nie może wystartować pod własną flagą i przy dźwiękach rosyjskiego hymnu w żadnych igrzyskach i w żadnych mistrzostwach świata. Rosja, jedna z historycznych potęg światowego olimpizmu, nie dopisze sobie żadnego medalu  z najbliższych dwóch igrzysk, tak jak już nie dopisała sobie żadnego medalu za ostatnie igrzyska w Pjongczangu, gdzie pierwszy raz została zmuszona do wystawienia ekipy sportowców neutralnych, nazwanych OAR: Olympic Athletes from Russia.  

Zobacz wideo Świat czeka na walkę Joshua vs Fury. "Przy takich walkach to jest zawsze wielki biznes"

Skrócenie kary jest pozornym złagodzeniem. Największy ukłon wobec Rosji to "Rosja" na stroju i Putin na ceremonii otwarcia 

Oczywiście, neutralni medaliści z Rosji mogą być po powrocie do ojczyzny witani z honorami i za swoje neutralne medale dostać zupełnie nieneutralne nagrody finansowe i samochody, tak jak to było po ostatnich igrzyskach. Mogą też być podczas igrzysk różne sposoby na mruganie okiem, że Rosji nie ma, ale przecież Rosja jest. Tak jak to było w Pjongczangu. Ale to jednak nadal jest bardzo surowa kara. Bez precedensu. Obejmująca aż trzy największe imprezy świata sportu: igrzyska letnie, mundial piłkarski, igrzyska zimowe. I do katalogu sankcji wliczająca zakaz organizowania przez te najbliższe dwa lata imprez rangi mistrzostw świata, ubiegania się o takie imprezy, zakaz akredytowania na te imprezy rosyjskich działaczy i polityków. 

Oczywiście, ta kara mogła być dużo surowsza. I nawet nie chodzi tu o skrócenie jej czasu trwania z czterech do dwóch lat, bo pamiętajmy: WADA, czyli Światowa Agencja Antydopingowa, wymierzyła swoją karę rok temu, a kara w wersji złagodzonej przez Trybunał Arbitrażowy biegnie od dzisiaj przez dwa lata. Czyli de facto to będzie tylko rok różnicy: kara nie skończy się w 2023, ale w 2022. I nawet w skróconej wersji obejmie najistotniejsze imprezy, z których Rosję wyrzucał pierwotny werdykt. Istotniejsze są tu inne złagodzenia: to, że na stroju sportowców jednak będzie mógł się pojawić napis Rosja, o ile nie będzie większy od napisu informującego, że startuje "neutralny sportowiec" z Rosji. I to, że przywódca Rosji będzie mógł przyjechać na te wielkie imprezy, o ile go zaprosi głowa państwa gospodarza (w pierwotnym werdykcie ta kwestia nie była jasno rozstrzygnięta).  

Amerykanie krytykują: "rozwodniona kara", a WADA i MKOl zmarnowali szanse

Jak należało się spodziewać, najbardziej krytyczna wobec tego werdyktu jest amerykańska agencja antydopingowa USADA, która uważa - nie bez racji - że ma w ostatnich latach największe zasługi w rozbijaniu dopingowych mafii i spisków. I która na podstawie podpisanej niedawno przez prezydenta Donalda Trumpa tzw. ustawie Rodczenkowa chciałaby rzucić wyzwanie WADA i stać się globalnym żandarmem antydopingu. Szef USADA Travis Tygart nazwał czwartkowy werdykt Trybunału Arbitrażowego "rozwadniającym karę", "niszczącym" i "porażką WADA i czystych sportowców". "Instynktowna pierwsza reakcja to szok. Ale przecież powinniśmy się tego spodziewać" napisał Tygart, oskarżając WADA i Międzynarodowy Komitet Olimpijski o to, że od pierwszego dnia po wybuchu rosyjskiej afery marnowały szanse na uczciwe jej rozliczenie, stawiając interesy polityczne ponad zasadami.  

Travis Tygart ma dla ścigania dopingu ogromne zasługi. To on tak długo szukał haka na Marion Jones, aż doprowadził do zakucia jej w kajdanki i posłania do więzienia. To człowiek który doprowadził do upadku Lance'a Armstronga i przyczynił się też do tego, że główny dopingowy macher Rosji Grigorij Rodchenkov po ucieczce do USA znalazł się w systemie ochrony świadków i zaczął ujawniać systemowe grzechy rosyjskiego sportu, w tym bezczelne szwindle podczas igrzysk 2014 w Soczi (m.in. podmienianie próbek przez dziurę w ścianie laboratorium).  Ale Tygart ma też swój interes w tym, by formułować teraz radykalne sądy uderzające w WADA, ponieważ rywalizuje o tę samą część budżetu federalnego, z którego wypłacana jest składka USA do WADA. Im mniejsza składka, tym więcej pieniędzy dla USADA. A WADA uzbierała oczywiście przez lata mnóstwo grzechów i zaniedbań. Ale akurat w sprawie rosyjskiego kryzysu, ciągnącego się od 2014, od reportażu niemieckiej telewizji ARD i jej śledczego Hajo Seppelta o oszustwach w rosyjskiej lekkoatletyce, WADA zrobiła wiele, by Rosji nie odpuścić. Gdy od reportażu ARD ruszyło całe domino afer, aż po ucieczkę Rodczenkowa i ujawnienie skandalu z Soczi, WADA nie miała jeszcze w ogóle mechanizmu wymierzania zbiorowej kary w imieniu całego świata sportu, a jej dział śledczy był w powijakach.  

Rosja próbowała przekonać, że WADA w ogóle nie ma prawa wymierzać takich kar. Trybunał wziął stronę WADA 

Można powiedzieć, że podczas rosyjskiego skandalu, na różnych jego wirażach, WADA wymyśliła się na nowo. Rozwinęła dział śledczy, dziś najważniejszy w ściganiu dopingowych oszustw, bo dużo łatwiej je wykryć prokuratorskimi przesłuchaniami, niż w próbkach krwi czy moczu. Kolejnym krokiem było stworzenie mechanizmu wymierzania kar dla państw łamiących postanowienia kodeksu antydopingowego. I to właśnie ocalenie tego nowego mechanizmu jest największym sukcesem WADA w werdykcie Trybunału Arbitrażowego. Podczas rozprawy apelacyjnej w Trybunale adwokaci Rosji przekonywali, że WADA nie tylko nałożyła zbyt surową karę, ale samym nałożeniem kary przekroczyła swoje uprawnienia. Trybunał te argumenty odrzucił. To oznacza, że już żadne państwo, które tak jak Rosja złamie kodeks antydopingowy, nie będzie mogło liczyć na podważenie tego nowego systemu karania. A polega on na tym, że nie tylko karze się cały kraj, a nie jego sportowców, ale też kara zapada w imieniu całego świata sportu, podlegającego kodeksowi antydopingowemu. Dawniej, gdy nie było tego mechanizmu, federacje poszczególnych sportów mogły same zdecydować: jak ukarzą sportowców z kraju oskarżonego o systemowe oszustwa. I czy w ogóle ich ukarzą. 

Najprościej te postępujące zmiany wytłumaczyć na przykładzie igrzysk, które odbyły się już po wybuchu rosyjskiej afery, czyli Rio 2016 i Pjongczang 2018. W Rio, igrzyskach rozegranych tuż po wybuchu rosyjskiej afery, Rosjanie startowali na różnych zasadach w różnych olimpijskich dyscyplinach. W niektórych ich olimpijczycy mogli walczyć o medale tak, jakby nic się nie stało. A w niektórych, np. w lekkoatletyce, już wtedy byli pariasami bez własnej flagi i hymnu. Ale wszystko zależało jeszcze od widzimisię poszczególnych federacji. A były takie federacje, np. judo czy zapasów, które z własnej woli nigdy nie zrobiłyby niczego, co mogłoby się nie spodobać Rosji. Więc wyciąganie konsekwencji było jeszcze w czasach Rio pełną dziur fikcją. W Pjongczangu 2018 była już kara zbiorowa - brak flagi na ceremonii otwarcia i barw i hymnu podczas startów Rosjan - ale reguły dopuszczania sportowców neutralnych wykuwały się w bólach i na ostatnią chwilę. Dopiero teraz wszystko jest rozwiązane systemowo.  

WADA wygrała pierwsze kluczowe starcie za kadencji Witolda Bańki. Ale największa bitwa ciągle przed nią 

Przypomnijmy, jak to działa. Od 2019 roku działający przy WADA komitet ds. przestrzegania Światowego Kodeksu Antydopingowego (w skrócie CRC)  może uznać dane państwo członkowskie za niestosujące się do postanowień kodeksu i wymierzyć jej kary przewidziane za takie naruszenie zasad. To właśnie CRC, uznając Rosję winną fałszerstw w bazie danych moskiewskiego laboratorium – a to nie było proste usuwanie dopingowych wpadek, tylko robienie tego w taki sposób, by zasugerować WADA, że to Grigorij Rodczenkow, który po ucieczce do USA zdemaskował system oszustwa, stał za tym tuszowaniem – zaproponował wykluczenie Rosji na cztery lata ze wszelkich imprez rangi światowej. Komitet wykonawczy WADA przyjął tę rekomendację. Ale od początku było jasne, że to Trybunał Arbitrażowy będzie w tym systemie wyznaczał ostateczny wymiar kary. On został wyznaczony jako instancja odwoławcza, a jest naturalne, że każde ukarane państwo spróbuje apelacji. Natomiast po werdykcie Trybunału nie można się już odwoływać, i werdykt ten musi wykonać każda federacja sportowa będąca sygnatariuszem kodeksu antydopingowego.  

W taki świat ścigania dopingu wszedł rok temu jako nowy szef WADA Witold Bańka. Został prezesem agencji tuż po werdykcie w sprawie Rosji i od początku było jasne, że walka o utrzymanie tego werdyktu oraz obrona pola działania agencji przed zakusami USADA, wzmocnionej ustawą Rodczenkowa, będą najważniejszymi zadaniami pierwszych lat jego rządów. Czwartkowy werdykt Trybunału to z tego punktu widzenia zwycięstwo WADA, choć za cenę pewnych ustępstw, które mają ułatwić Rosji zachowanie twarzy i zniechęcić ją do dalszych prób torpedowania systemu. Ale nadal pozostaje realna groźba z Zachodu. Travis Tygart nie odpuści tak łatwo. A kluczowy w tym starciu o rząd dusz w ściganiu dopingu może się okazać jeden zapis werdyktu Trybunału Arbitrażowego, który umyka na razie uwadze wśród postanowień bardziej nośnych medialnie. To zapis mówiący o tym, że aby Rosja wróciła po dwóch latach banicji do świata sportu, musi przez ten czas zrobić wszystko dla wyjaśnienia tych wszystkich afer dopingowych, które próbowała zatuszować manipulacjami w bazie danych moskiewskiego laboratorium. I współpracować z WADA oraz lekkoatletycznymi instytucjami antydopingowymi w tym wyjaśnianiu. Jeśli ten zapis nie zostanie wyegzekwowany z całą stanowczością i Rosja będzie mogła wrócić na igrzyska nawet jeśli znów zagra wszystkim na nosie, rozłam w świecie antydopingu może być już nie do uniknięcia.  

Więcej o:
Copyright © Agora SA