Anna Kwitniewska: Chcę stanąć w obronie Marii Mrozińskiej i w obronie gimnastyki artystycznej. Jest nagonka na sporty gimnastyczne i w ogóle na sport wyczynowy. Generalnie nie mieszam się w media, ale wydaje mi się, że potrzebny jest mój głos. Głos jednej z osób, które w polskiej gimnastyce artystycznej dokonały najwięcej.
- Zgadza się. Jestem sześciokrotną mistrzynią Polski, dwa razy zdobyłam kwalifikację olimpijską. I muszę stanąć w obronie gimnastyki.
- Pan jest może tylko przekaźnikiem. A osoby, które się wypowiadały, muszą pamiętać, że sport wyczynowy jest bardzo ciężki. Każdy. Nieważne czy to gimnastyka artystyczna, sportowa, akrobatyka, lekkoatletyka czy szermierka. Sport wyczynowy wiąże się z poświęceniem zawodnika, z poświęceniem trenerów i działaczy. Bo to nie tylko zawodnik, ale cały sztab ludzi pracuje. Musimy się liczyć z tym, że trzeba poświęcić swoje życie, swój prywatny czas, że musimy w to włożyć mnóstwo pracy. Gimnastyka jest, niestety, sportem bardzo trudnym. Tu już dziecko musi być nauczone dyscypliny. Czy to jest dobre, czy złe, tego nikt nie wie. To mogą powiedzieć osoby, które trenowały.
- Ale mamy wolną wolę i jeżeli coś nam się nie podoba, to kończymy. A jeżeli jako zawodnik decyduje, że chcę się poświęcić, to muszę wiedzieć, z czym to się je, a nie mówić, że pani mi coś kazała. Nie jesteśmy ubezwłasnowolnieni.
- Tak, tylko że bardzo często o traumie mówią zawodnicy, którzy bardzo chcieli osiągnąć sukces, a go nie osiągnęli.
- W każdej dziedzinie życia jest tak, że jak czegoś nie osiągniemy, to od tego uciekamy. Ale powiem panu o gimnastyce na moim przykładzie. Zaczęłam trenować, mając pięć lat. Czyli byłam bardzo małym dzieckiem. Mając lat osiem i 10 odchodziłam ze sportu. Bo już mi się nie chciało, bo myślałam, że pójdę na plastykę albo będę jeździła na rowerze. Ale wracałam, bo chciałam osiągnąć sukces. Sportowy. Mama chciała mnie dać do szkoły baletowej, ale powiedziałam, że nigdy tam nie pójdę, ponieważ ja chcę zdobywać medale, wygrywać. Sukces przyszedł, gdy miałam 14 lat. Trenowałam dziewięć lat, żeby wygrać pierwsze zawody, mistrzostwa Polski juniorek. Nie byłam multitalentem, nie wróżono mi superkariery. Całe swoje życie poświęciłam sportowi. I całe moje życie wiąże się z tym sportem. Jako zawodniczka odchodziłam z gimnastyki, mając 21 lat, ale moja dalsza kariera życiowa jest nadal związana z gimnastyką i ze sportem. Pracowałam 10 lat jako wykładowca Akademii Wychowania Fizycznego. AWFiS oddelegował mnie, jako znanego sportowca, na studia doktoranckie na Uniwersytet Ottona von Guerickego w Magdeburgu. W którymś momencie życia stwierdziłam, że chcę być kulturystyką, bo dalej chciałam zdobywać medale. Sport wyczynowy jest w głowie. Mówienie o traumach? Każdy jakieś ma. Każdy coś przeżywa.
- Szczerze: nie mam żadnej traumy. Na mnie jako na zawodniczkę nigdy nikt nie podniósł głosu. A moją trenerką była pani Maria Mrozińska, pracowałam również pod okiem trenerek z Ukrainy i Rosji. Wcześniej miałam inną trenerkę, z którą się rozstałam, bo to była moja decyzja.
- Byłam już wtedy dorosła, miałam 17 lat i stwierdziłam, że nie ma między nami chemii. I przeszłam do innej trenerki bez żadnych komplikacji.
- Nie, bo przeszłam wewnątrz klubu od jednej trenerki do drugiej. A karencje w przypadku zmiany klubu są zawsze. Bo my nie mamy transferów jak w piłce nożnej. Zresztą, ja tych przepisów dokładnie nie znam, nigdy mnie to nie dotyczyło.
- Ja sama oddałam teraz cztery swoje zawodniczki z młodego klubu, który się rozwiązał do innego klubu i nie było żadnych problemów. Nie mieliśmy finansów, żeby utrzymać klub, a klub SGA Gdynia zgodził się je przyjąć poza oknem transferowym.
- Tak i dziewczynki dalej normalnie trenują, dojeżdżają z Gdańska do Gdyni.
- Jestem nadal trenerem, bo trenerem się nie przestaje być. Współpracuję z SGA Gdynia, jeśli jest taka potrzeba. Ale jestem też po kursie sędziowskim. Trochę się przebranżowiłam, poszłam w cheerleading. Prowadzę trzy profesjonalne grupy. Pod moim okiem trenują również zawodniczki fit kid. To połączenie fitnessu, gimnastyki, akrobatyki, tańca i show. Prowadzę aktualne mistrzynie Polski, Europy i świata w różnych kategoriach wiekowych. Mam też w swojej szkole grupę gimnastyczną, rekreacyjną. Najlepsze zawodniczki oddaję na wyczyn i odwrotnie: są u mnie dziewczynki po gimnastyce wyczynowej, które odeszły, ale nadal chcą trenować, tylko nie tak intensywnie. Będąc tyle lat w gimnastyce, wiem, że to jest sport elitarny. Do tego sportu nie każdy się nadaje. Tu następuje naturalna selekcja.
- No nie, proszę. Piłkarze?
- W jednym mieście trenuje po 500 samych pięcio- i sześciolatków.
- Bo jest większy nabór.
- Ale w gimnastyce trzeba kilkunastu różnych składowych, żeby była zawodniczka. W piłce jest ich mniej. Co nie znaczy, że piłkę neguję. Absolutnie nie. Sama pracowałam z piłkarzami, w ekstraklasie [w Arce Gdynia]. Ale piłkę może zacząć trenować każdy, a gimnastyki nie.
- Jeżeli przyjdzie dziewczynka bardzo sztywna, z krótkimi więzadłami, z krótkimi mięśniami, to nigdy w życiu ona się nie rozciągnie. Jeżeli przyjdzie dziecko bardzo otyłe, to trzeba to dziecko ratować, bo otyłość jest w Polsce ogromnym problemem. Jak przyjdzie dziewczynka, która nie jest gibka, to nie będzie z niej gimnastyczki. Tancerza też pan przecież nie zrobi z kogoś, kto nie słyszy muzyki. Do każdego sportu jest selekcja. Więc nie negujmy tego, że ona jest też w gimnastyce.
- Ale z naszej rozmowy wyszło, że problemem jest, że nie każdy może zostać gimnastyczką. A tak po prostu jest. Tak samo nie każdy może zostać lekkoatletą i nie każdy może zostać siatkarzem. Bo różne są predyspozycje ciała.
- Chcę powiedzieć choćby o głodzeniu. Ja dawno temu, mając lat 17, miałam dietę rozpisaną przez Centralny Ośrodek Medycyny Sportowej w Warszawie, dostawałam suplementację, dbano o mnie tak, jak do dzisiejszego dnia nikt inny o mnie nie dbał. Naprawdę miałam zapewnioną najlepszą opiekę. I teraz też ona jest zapewniona. Są nawet tacy ludzie jak fizjoterapeuci praktycznie na każde zawołanie. A tak wszystko zostało przedstawione w tych artykułach, jakby biedne dzieci trenowały w epoce kamienia łupanego.
- Jak cztery lata temu współpracowałam z kadrą narodową, to dziewczyny miały i fizjoterapię, i wszędzie jeździł z nimi masażysta, miały też full odnowę biologiczną. Mogę powiedzieć tylko o tym, co ja widziałam. Jestem zdziwiona takimi informacjami. Tak jak tymi historiami o głodzeniu.
- W stu procentach się zgadzam z tym, że zawodniczki muszą być szczupłe. To jest podstawa. I bardzo ważne jest, jak te dzieci jedzą w swoich domach. Bo przecież one mieszkają w domach, a w nie gimnastycznych ośrodkach. O mnie moja mama zawsze dbała. O zdrowe żywienie. I teraz panu powiem, po co zawodniczka musi być bardzo szczupła. Chodzi o to, żeby nie obciążać stawów. Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby każda dziewczyna założyła na plecy pięciokilogramowy plecak i z nim skakała tysiące razy na treningach. Przecież stawy dostają bardzo mocno w kość. Tu chodzi nie tyle o estetykę, co o zdrowie. Ja swoim dziewczynom nie zakazuję jeść, ale mówię im, żeby uważały, co jedzą. I wiem, że wszystko zależy od rodziców.
- Był pan kiedyś na treningu gimnastyki artystycznej?
- I widział pan taki trening od początku do końca?
- No właśnie, a taki trening to nie jest wysiłek maksymalny przez cały czas. Jest rozciąganie, czyli statyka. Potem jest rozgrzewka i są inne elementy. I dopiero są układy, czyli najbardziej intensywna część, gdzie potrzebny jest wulkan energii.
- Nie mówmy o kaloriach. Mówmy o tym co się je i jak się je.
- Ja jestem też kulturystką, rozpisywałam żywienie, kończyłam żywienie i wiem, że trzeba mówić nie o kaloriach, tylko o tym skąd i jak energia jest dostarczana.
- Ale skąd to pan wie?
- A ja sama, osobiście, widziałam diety dziewczyn. Przyjechał pan kiedyś do trenerek i z nimi rozmawiał?
- A nie dostał pan zaproszenia na przykład do Giżycka, na obóz kadry? Bo z tego co wiem, dostał pan.
- A czemu nie może pan się umówić teraz?
- Wie pan co, ja cały czas się zastanawiam jaki jest cel tego wszystkiego. To mnie martwi.
- Że jestem jedyną zawodniczką z tych topowych, która z panem rozmawia, a cały czas widzę opór.
- Ma pan trzy osoby, które powiedziały, że to jest złe, tamto jest złe i że gimnastyka to masakra.
- No Weronika Berniak, Kasia Jarząbek i prezes klubu z Sosnowca.
- Ale ja nie mówię o gimnastyce sportowej, bo to mnie nie dotyczy.
- To ja nie wiem, ja stanę jako olimpijka i wielokrotna mistrzyni Polski w obronie gimnastyki artystycznej, bo uważam ją za piękny sport. A każdy sport ma swoje ciemne strony. Nie mam żadnej traumy, nikt mnie nie bił, nikt na mnie nie krzyczał i w sporcie gimnastycznym osiągnęłam najwięcej. To jest moje oświadczenie.
- Tak, bo jeżeli ja panu mówię, że ja miałam opiekę, a pan mówi mi, że Weronika Berniak, która była juniorką, tej opieki nie miała, to ja się nie zgadzam. Mój rodzic miał wgląd w moje kontuzje, mimo że to były czasy komuny i wszystko wyglądało trochę inaczej niż dziś. Więc proszę mi nie mówić, że juniorka nie miała dostępu do dobrych fachowców. Ona nie była związana ze związkiem kontraktem olimpijskim, jej rodzice mogli znaleźć dowolnego fachowca. Nie mieszajmy juniora z topowym zawodnikiem jak ja czy Leszek Blanik. Jeżeli moja mama stwierdziła, że w pewnym momencie trzeba mi wyczyścić staw kolanowy, to znalazła fachowca, który to zrobił i nie twierdziła, że winna jest gimnastyka, a byłam wtedy juniorką. Rodzice sprawę załatwili, zrobili co trzeba i do widzenia. Miałam czyraki i też nie obarczałam winą klubu czy kadry, której już byłam zawodniczką. Najlepszą opieką medyczną są objęte zawodniczki kadry narodowej i olimpijskiej. Jak w każdej innej dyscyplinie.
- Jeżeli zawodnik nie chce wystartować, to nie wystartuje, gdy sytuacja jest skrajna. Ja też zawodniczkom czasem coś mrożę i ja też startowałam w różnych sytuacjach, z bólem. Gimnastyka to sport kontuzjogenny. Od zawodnika zależy, czy chce startować. Rozmawiał pan kiedyś z Krysią Leśkiewicz-Lewińską, też olimpijką w gimnastyce artystycznej? To mama aktualnie najlepszych małych gimnastyczek w Polsce, dwóch dziewczynek, które wszystko wygrywają, a Krysia je trenuje.
- A Krysi Leśkiewicz kiedyś na zawodach Pucharu Polski pękła kaletka, zrobiono jej punkcję, spuszczono krew, wyczyszczono kolano i Krysia po zabiegu wróciła i sama powiedziała, że startuje. Nikt jej nie kazał.
- Ale ja się nigdy nie spotkałam z tym, żeby ktoś kogoś zmuszał.
- Nie powiedziałam, że unieważniam. Powiedziałam, że są różne metody, z którymi nie zawsze się zgadzam. Przecież to nie było pięcio- czy siedmioletnie dziecko, tylko już świadoma zawodniczka. Jak miałam 14 czy 15 lat, to mnie nikt do niczego nie potrafił zmusić. Ludzie w takim wieku są już świadomi, to już nie są głupie dzieci, nie obrażając dzieci.
- Tak, ale dlaczego opowiada w taki sposób, że teraz każdy, kto chciałby być gimnastyczką, pomyśli sobie "Nie, nigdy w życiu, bo tam biją, krzyczą, no masakra, nie wiadomo co"?
- Z takimi historiami, jak afera pedofilska w Stanach, to na pewno się u nas nie spotkałam.
- Dopiero przed chwilą o tym usłyszałam i nie wiem jak się do tego ustosunkować. Ja prowadziłam tylko mały klub, więc nie znam tych realiów. Ale mam nadzieję, że z tego kryzysu związek jeszcze wyjdzie.
- Szkoda ciężkiej pracy wszystkich zawodników i trenerów. Młode pokolenie to naprawdę superdziewczyny. Byłoby źle, gdyby traciły szanse występów.
- Chciałam przekazać osobom, które mają silną psychikę i wiedzą, że sport jest trudny, żeby nie skreślały gimnastyki. Można w niej wiele osiągnąć i wyjść z niej bez traumy. Żeby do czegoś dojść, trzeba bardzo długo trenować, porażki się zdarzają każdemu i to jest normalne. Natomiast z tym, co zostało wcześniej opisane, ja się nie spotkałam.
- To że musiałam schudnąć, to wiadomo. Jak się pojechało na wakacje i się nie pilnowało, i się nabrało masy. Ale nikt mi nie mówił, że jestem hipopotam albo świnia. Ja bym jednak stanęła w obronie. Ale to jest to, co ja przeżyłam. I nie chcę się wypowiadać na temat innych. Nie jest tak, że neguję to, co powiedziały dziewczyny. Mówię tylko, że ja tego nie zaznałam. Ale nie byłam świadkiem wydarzeń, o których one mówią, więc nie wiem jak było.