Dimitrij Stużuk koronawirusem zakaził się podczas wakacji w Turcji. Pierwszymi objawami był obrzęk szyi i problemy z oddychaniem. Po powrocie na Ukrainę przeszedł test na COVID-19, który dał wynik pozytywny. Szybko trafił do szpitala.
- Byłem jednym z tych, którzy uważają, że COVID nie istnieje. A potem sam zachorowałem - napisał na swoim profilu na Instagramie (Stużuk był trenerem fitness i promował zdrowy tryb życia), który obserwuje ponad milion osób. - Covid-19 nie jest lekką chorobą! Chcę się tym z Wami podzielić i was ostrzec - dodał.
- Szpital jest pełen ludzi. Niektórzy muszą leżeć i są leczeni na korytarzach - opisywał sytuację na Ukrainie. Po ośmiu dniach Stużuk został wypisany ze szpitala. - Już jestem w domu i mój stan jest stabilny - poinformował swoich fanów.
Jednak po kilku godzinach sytuacja zmieniła się diametralnie, a jego stan szybko się pogorszył. Jak poinformowała jego była żona, Sofia Stużuk, Dimitrij został znowu przewieziony do szpitala. Był nieprzytomny, w ciężkim stanie i miał problem z układem sercowo-naczyniowym. "Jego serce sobie nie radzi" - napisała w dramatycznej wiadomości. Niestety po kolejnych kilku godzinach poinformowała, że Dimitrij Stużuk nie żyje. Osierocił trójkę dzieci.