W czwartek premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski byli kategoryczni: Wciskamy hamulec. Wciskamy go z całej siły - ogłosili zgodnie. Dla świata sportu od soboty miało to oznaczać zawody bez publiczności. Dla basenów, aquaparków i siłowni - lockdown. To dlatego zaplanowany na piątek i sobotę pływacki Memoriał Marka Petrusewicza wciśnięto w ten pierwszy dzień, a pływacy zaczęli zmagania o 6:45, by zejść z basenu tuż przed północą.
Sprinterskie tempo okazało się zbędne, bo dość niespodziewanie w opublikowanym w piątek o 21:00 rozporządzeniu okazało się, że od wyłączania sportowych placówek są wyjątki. Ustawodawca zgodził się bowiem, by na basenach, siłowniach czy centrach fitness odbywały się zawody i zajęcia sportowe.
Czy jak w poniedziałek ktoś na swojej siłowni profesjonalnie zorganizuje rywalizację w wyciskaniu sztangi lub konkurs w przebiegnięciu 10 km na czas na bieżni elektrycznej, to złamie prawo? - pytamy radców prawnych. - Niekoniecznie - słyszymy odpowiedź.
Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 16.10 jest ważne dla sportu głównie przez paragraf 6. To w nim czytamy, że:
"Ustanawia się zakaz prowadzenia przez przedsiębiorców (…) działalności polegającej na prowadzeniu basenów, aquaparków, siłowni, klubów i centrów fitness, z wyłączeniem basenów, siłowni, klubów i centrów fitness:
O ile z podpunktem "a" sprawa jest raczej prosta, bo dotyczyć on może m.in. placówek, które prowadzą rehabilitację, to punkt "b" jest nieco kłopotliwy.
- Ten zapis wydaje się zrozumiały w odniesieniu do basenów. Na nich współzawodnictwo sportowe rozumiemy jako zawody, turnieje, które można organizować - mówi nam radca prawny Mateusz Dróżdż. - Jak to się ma do współzawodnictwa na siłowni, czy w centrach fitness? Jakby to traktować tak samo, literalnie to wynika, że na siłownię możemy przyjść, gdy chcemy zorganizować zawody np. w wyciskaniu sztangi – dodaje nasz rozmówca, który niedawno zasiadał w Radzie Nadzorczej Ekstraklasy i był prezesem Zagłębia Lubin.
- Rzeczywiście największy problem w tym rozporządzeniu jest z tym "współzawodnictwem" i definicją osoby uprawiającej sport – zgadza się radca prawny Mateusz Stankiewicz. - W przepisach nie ma takiej definicji. Zadaniem prawników będzie teraz próba interpretacji, czy ustawodawcy chodziło o osoby uprawiające sport zawodowo, czy może osoby chcące się ruszać, ćwiczyć, rywalizować jako amatorzy. W tym drugim przypadku chodzi właściwie o każdego - mówi nam Stankiewicz specjalizujący się w prawie sportowym.
- Współczuję legislatorom, wyszedł z tego taki potworek, z którym nie wiemy co zrobić. Osoba uprawniająca sport może to robić na basenie, siłowniach i strefach fitness w ramach współzawodnictwa sportowego, czyli gdy konkuruje z inną osobą. Nigdzie nie jest doprecyzowane, czy to konkurowanie, czy też zawody, muszą być zorganizowane przez związek sportowy. Jeśli w tym rozporządzeniu tego nie ma, to moim zdaniem każdy mógłby teraz zorganizować sobie takie współzawodnictwo np. właśnie na siłowni - przytakuje Stankiewicz.
Wracamy zatem na naszą teoretyczną siłownię, która w poniedziałek między 10.00 a 14.00 chciałaby przyszykować dla kilku osób rywalizację na bieżni elektrycznej. Od 16.00 do 20.00 myśli o zawodach w wyciskaniu sztangi, z podziałem na kategorie wagowe i płeć.
- Z tymi zawodami na siłowni w wyciskaniu sztangi byłbym jednak ostrożny - zaznacza Stankiewicz. - W pewnych sytuacjach mogłyby one zostać potraktowane jako próba obejścia przepisów. Uznanie, że nie było tam zawodów, bo nie było konkurencji dla osoby ćwiczącej, brakowało sędziego itd. Natomiast przy poważnym podejściu do sprawy, stworzeniu regulaminu zawodów, zgłoszeniu zawodników, wyznaczeniu czasu trwania, obecności sędziego, takie zawody można by się starać zorganizować - uśmiecha się Stankiewicz.
- Myślę jednak, że gdyby na tych zawodach w wyciskaniu sztangi pojawiła się kontrola z sanepidu, to w praktyce taka wizyta prawdopodobnie zakończyłoby się karą dla placówki i późniejszą batalią sądową o to, czy literalne brzmienie rozporządzenia na takie zawody pozwalało - przewiduje Dróżdź. - Myślę, że to mogłoby pociągnąć kolejne konsekwencje. To byłaby batalia nie tylko o brzmienie literalne piątkowego rozporządzenia, ale też o to, czy w ogóle można było wydać taki zakaz na gruncie rozporządzenia o chorobach zakaźnych - dodaje.
Tu zresztą być może dochodzimy do sedna sprawy, którą na swoim profilu na Facebooku dość dokładnie opisał mecenas Piotr Schramm. Jego zdaniem wydany w piątek przez Radę Ministrów zakaz prowadzenia siłowni i centrum fitness jest bezprawny. Artykuł z ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi z grudnia 2008 roku, na który powołuje się rozporządzenie, nie daje bowiem takich możliwości.
"Żaden z podpunktów artykułu 46b nie pozwala na wprowadzenie zakazu prowadzenia działalności przez siłownie lub centrum fitness" - pisze Schramm.
"Jakie uprawnienia możliwe do powiązania z prowadzeniem siłowni lub centrum fitness wynikają dla Rady Ministrów z tej ustawy? Otóż takie:
Widać wiec niezbicie, że nie wolno "zakazać prowadzenia takiej działalności", lecz jedynie ją "czasowo ograniczyć" - puentuje w swym wywodzie.
Radcy prawni, z którymi rozmawiamy, sygnalizują, że w piątkowym rozporządzeniu mogło też chodzić m.in. o nieblokowanie działalności profesjonalnych klubów sportowych.
- O to, by takie placówki były dostępne dla piłkarzy, koszykarzy, siatkarzy grających w klubach uczestniczących we współzawodnictwie sportowym na poziomie jakiejś tam ligi. Tak, aby kluby nie miały problemów z organizowaniem treningów siłowych. Nie wiemy, czy taka była idea? Zgadzam się jednak, że przepis jest napisany dość nieszczęśliwie. Nie jest jednoznaczny - mówi nam Drożdż, a Stankiewicz zwraca uwagę na kolejną rzecz.
- Wydaje się, że z obostrzeń na siłowniach i fitness klubach wyłączone są też "osoby uprawiające sport" w ramach "zajęć sportowych". W praktyce zatem może to oznaczać, że zajęcie organizowane w centrach fitness np. lekcje zumby, ćwiczenia z kettlami czy sztangami, są objęte wyłączeniem. Myślę o zajęciach prowadzonych z trenerem o określonej godzinie, które mają jakiś program, limit uczestników, są na nie zapisy. Być może właśnie o to mogło chodzić ustawodawcy, by ludzie na siłowniach czy centrach fitness się nie mieszali. Nie przychodzili, jak chcą, kiedy chcą, tylko żeby wszystko tam było zorganizowane - interpretuje Stankiewicz.
Do tego punktu, prawdopodobnie dostając kolejne zapytania, odniosło się w końcu Ministerstwo Sportu i Turystyki.
"Zajęcia sportowe oznaczają zorganizowane formy aktywności fizycznej. Zgodnie z rozporządzaniem, zorganizowane zajęcia oraz zajęcia prowadzone w ramach zajęć szkolnych i akademickich na basenach, siłowniach i w klubach fitness - mogą się odbywać" - czytamy w komunikacie opublikowanym na stronach ministerstwa w sobotni wieczór. To ważny sygnał dla branży. Taki promyk nadziei, że ta z rozporządzeniem nie będzie musiała kombinować czy szukać wytrychów, a raczej dostosować swoją działalność do nowych realiów.
Oczywiście są tacy przedsiębiorcy, którzy dostosowują ją w sposób szybki i oryginalny. Na Sport.pl opisywaliśmy już jeden z krakowskich klubów fitness, który od soboty przekształcił się w "Kościół Zdrowego Ciała".
- Skoro nie mogą funkcjonować zajęcia fitness - od dzisiaj ruszają w naszym klubie zgromadzenia religijne członków związku "Kościół Zdrowego Ciała" - czytaliśmy w komunikacie. Siłownię zmieniono tam na sklep, w którym można "odpłatnie testować sprzęt". Pewnie niebawem pomysłów na niezamykanie działalności będzie więcej.
- Myślę, że dla dobra wszystkich nowelizacja tego rozporządzenia byłaby wskazana i to szybko. Przepisy obowiązują od kilkunastu godzin, a już spotkałem się z tyloma interpretacjami prawników, wątpliwościami i zapytaniami z centrów fitness, że należałoby to zrobić. Tym bardziej że wyjątki od zamykania tych placówek nie były wcześniej sygnalizowane. One wszystkich zaskoczyły. Być może ktoś, pisząc to rozporządzenie, rzeczywiście zastanowił się, że bez sensu jest zamykanie całej branży fitness, że lepiej ograniczyć ją do zorganizowanych zajęć i zostawić szansę na uporządkowaną aktywność tych, co chcą uprawiać sport - przyznaje Stankiewicz.
Dróżdż na całą sprawę też patrzy z lekkim zdziwieniem. - Rozumiem, że sytuacja w zakresie bezpieczeństwa wewnętrznego jest trudna. Uważam jednak, że nie powinno być tak, że ważne rozporządzenie widzimy pierwszy raz trzy godziny przed wejściem w życie. Jeśli ktoś prowadzi jakiś biznes, to trudno jest mu w piątek o 21.00 w trzy godziny przystosować się do nowych warunków - kończy nasz rozmówca. Tym bardziej, że w skali ogólnopolskiej to biznes ważny. Branża fitness rocznie generuje w Polsce ponad cztery miliardy złotych, zatrudnia 100 tys. pracowników, którzy obsługują cztery miliony klientów. Jedna czwarta z nich to goście pływalni.