Od godziny 10:00 w sobotę na Placu Zamkowym trwa protest branży fitness. Dotyczy on decyzji rządu o zamknięciu klubów fitness, siłowni, basenów czy aquaparków ze względu na zwiększenie obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa.
- Dzisiejszy protest ma pokazać, że my się już nie cofniemy. Niczym się nie różnimy pod względem zatrudnienia od górnictwa czy rolnictwa. Mamy 100 tysięcy osób zatrudnionych i to jest tak samo potężna skala. Nie można takiej branży zamykać w dwa dni. To absurd! - mówił w audycji "Sportowy Poranek" Radia Gol prezes Polskiej Fundacji Fitness, Tomasz Napiórkowski. Zapytany o cel protestu powiedział, że "ma coś zmienić, ale czy to się uda, nie wiadomo".
- Zamknięto nas w najlepszym momencie naszego funkcjonowania, czyli tuż po wakacjach. W październiku było w naszych klubach i siłowniach około 60 procent tego, co wcześniej. Byliśmy w połowie drogi do wyjścia na prostą po pierwszym lockdownie, a dostaliśmy w prezencie drugi. Czy kluby będą musiały się zamykać? Bezwzględnie. Nie skorzystaliśmy jako branża z pierwszej tarczy antykryzysowej. Nasza branża stoi umowami zlecenie. 92 procent klubów nie spełniło wymogu co najmniej jednej umowy o pracę, który uprawniałby do korzystania ze środków z tarczy - mówił Napiórkowski.
Podstawą do ograniczeń miało być to, że w całej Polsce ogranicza się kontakt społeczny. Nie podano jednak żadnych argumentów. - Rzecznik GIS-u Jan Bondar powiedział wprost, że nie mają udokumentowanych przyczyn takich działań. Decyzja została podjęta przez bardzo małe grono osób i bez konsultacji z kimkolwiek z branży. Skłamałbym, jeśli powiedziałbym, że nie było kontaktu z rządem. Był, ale po fakcie - wskazał.
Ministerstwo Sportu w piątek poinformowało o szczegółach decyzji o zamknięciu siłowni i klubów fitness. Podobnie jak w przypadku basenów i aquaparków, będą wyjątki od zakazu ich użytkowania. Będą mogły do nich wejść "osoby uprawiające sport" oraz uczniowie i studenci w ramach swoich zajęć.
- Ktoś próbował tu coś odkręcić, ale te dodatkowe ustalenia o osobach uprawiających sport oraz studentach i uczniach to nieudolna próba wybielenia się. Że niby niektórzy będą mogli korzystać z siłowni i klubów. Rozporządzenie to jednak wolna interpretacja, nie wiadomo, jak rozumieć konkretne zapisy. Ile można jechać na takiej farsie?! - pyta rozgoryczony Napiórkowski. - Zaproponowaliśmy, że zaostrzymy nasze zasady korzystania z obiektów, dołożymy dodatkowe restrykcje. Ale dajcie nam działać - apelował.
"Siłownie były tyle czasu otwarte i nic się nie działo. Miesiąc po otwarciu szkół katastrofa w statystykach zachorowań. Co więc zamykamy? Siłownie!" - kpią jedni, dając temu wyraz na Twitterze." Żadna siłownia nie była do tej pory ogniskiem koronawirusa, na siłownię nie chodzi się chorym" - zauważają drudzy. Kolejni opisują, że w ostatnich miesiącach na siłowniach wcale nie było wiele osób, a personel non-stop chodził tam ze sprzętem dezynfekcyjnym i używane urządzenia od razu przecierał. Wpis goni wpis i na Twitterze i na Facebooku. Nic dziwnego, To temat nie tylko właścicieli sportowych i rekreacyjnych obiektów, ale też czterech milionów ćwiczących w nich osób - pisze o sytuacji dziennikarz Sport.pl, Kacper Sosnowski.
- Dla osób, które mają wątpliwości w sprawie korzystania z urządzeń, zapytam: Jak idziecie do sklepu i dotykacie danego towaru, którego przed wami dotykało kilku innych klientów, to myślicie, że on jest dezynfekowany przed waszym przyjściem? - opisywał Napiórkowski.
Przeczytaj także: