Li Qian: Z powodu koronawirusa sytuacja jest niepewna, ale przygotowuję się normalnie. Jestem gotowa do grania. I już chciałabym pojechać na jakiś turniej.
- Jest to dobrze kontrolowane, ludzie żyją teraz normalnie. Zakazy zależą od prowincji. Tam, gdzie jestem, teraz znowu wprowadzono maseczki w miejscach publicznych. Profilaktycznie. Trenowałam w Nanchang, trochę w Baoding i Jiangsu. Musiałam znaleźć takie miejsca, gdzie jest najbezpieczniej. W Chinach cały czas wszyscy są bardzo ostrożni. Dbają o to, żeby nie pojawiło się znowu dużo chorych. Z tego powodu okazało się, że bardzo trudne byłoby dla mnie wzięcie udziału w wyborach prezydenta Polski. To dlatego, że mieszkam i trenuję bardzo daleko od Pekinu.
- Cały czas mam kontakt z trenerem Nęckiem. W Chinach współpracuję z trenerem przygotowania fizycznego i mam sparingpartnerów dobranych pod swój styl gry. Codziennie mam jeden trening techniczny i jeden fizyczny. Budowanie formy zacznie się w ustaleniu z trenerem Nęckiem, ale na razie nawet nie wiemy, które starty będą na pewno, więc trudno się dokładnie przygotować. Cała sytuacja jest bardzo nienormalna dla sportowców. Musimy utrzymywać ogólną sprawność, czucie przy stole i czekać na sygnał, kiedy zaczynamy grać.
- Razem z trenerem obserwujemy i analizujemy możliwości przylotu. Przez najbliższy miesiąc najważniejsze będą treningi w Chinach, a im bliżej połowy sierpnia, tym więcej będziemy wiedzieli na temat turnieju w Ołomuńcu, który jest planowany na dni 25-30 sierpnia, oraz na temat wspólnego zgrupowania z reprezentacją Węgier.
- Tak.
- Oczywiście, że tęsknię. Za trenerem i koleżankami z drużyny. Za pysznym jedzeniem. Za górami.
- Zupy i małe co nieco. Pomidorowa, flaczki, gulaszowa, cebulowa - pycha! A ciasta, to takie małe co nieco, jak u Kubusia Puchatka. Sernik jest najlepszy. W Tarnobrzegu jest cukiernia, do której zawsze z drużyną chodzimy przed ważnymi meczami na kawę i właśnie ciacha. Dają tam świetne ciasto czekoladowo-bananowe. A jak gramy w lidze w Nadarzynie, to jeździmy do Podkowy Leśnej na torty bezowe. Tort Pavlova robią tam taki, że bardzo tęsknię, ha, ha. Bardzo dużo słodkości lubię. Ale nie za bardzo wolno mi je jeść.
- Muszę się kontrolować, bo mam takie doświadczenie z pierwszych pobytów w Polsce, że jak wróciłam po całym sezonie, to na lotnisku mama mnie nie poznała. Poza tym ciężkiemu człowiekowi źle się chodzi, a ja muszę przecież dużo biegać przy stole.
- Znalazł mnie trener. Pamiętam, że miałam być w Polsce chwilę.
- W ogóle się nie bałam, bo czego? Bałam się potem, że nie będę mogła wrócić do Polski, że trener nie będzie mnie chciał z powrotem.
- Pierwszy raz przyjechałam zimą. Pamiętam, że dzieci bawiły się śniegiem, rzucały nim. To było dla mnie bardzo dziwne. Dziwiłam się też, że tak mało jest ludzi na ulicach. Ale bardzo mi się spodobały spokój, dobre powietrze, przyroda.
- Byliśmy kiedyś w Zakopanem i zrobiliśmy sobie tydzień wędrówek. Takich kilkugodzinnych. W zasadzie od śniadania do zmroku. Zbierałam pieczątki ze schronisk. Nie pamiętam już teraz wszystkich nazw, ale wchodziłyśmy wysoko i długo. O, Kasprowy Wierch pamiętam. Leżał śnieg i było tak zimno, że akurat stamtąd chciałam jak najszybciej zejść. Poza zimnem na początku w Polsce trochę problemów miałam jeszcze z jedzeniem, bo ono jest zupełnie inne niż w Chinach. Najbardziej mnie zdziwił supertwardy chleb. Tak wtedy uważałam, bo w Chinach chleb jest tak miękki jak bułki na parze. W sumie wszystko było nowe, ale bardzo ciekawe.
- Zgadzam się z tym. Polskiego uczyli mnie trener i koleżanki. Miałam też dwie książki - pierwszą był "Kubuś Puchatek", a później dostałam specjalną do nauki polskiego dla obcokrajowców. Teraz przez koronawirusa mało czytam i piszę po polsku, więc w rozmowach zaczęłam robić dużo dziwnych błędów. Koleżanki się czasami śmieją, co za słowa wymyślam.
- Czasami "M jak miłość" oglądam. Uczyłam się na tym serialu, bo w moich początkach w Polsce był hitem, a łatwo było zrozumieć z kontekstu, co mówią bohaterowie w takich sytuacjach blisko życia.
- Telewizji w ogóle nie oglądam. Korzystam z internetu, wybieram sobie różne programy i znajduję informacje.
- Zaledwie po kilka prostych zdań.
- Na szczęście nie, mieszkamy teraz wszyscy razem.
- Zgadzam się.
- Moim największym przeciwnikiem jestem ja sama. Marzę o medalach. Najbliższy cel to mistrzostwa Europy i tu moim marzeniem jest obrona tytułu.
- Jesteśmy koleżankami z drużyny, chodzimy na kawę, podczas wyjazdów spędzamy razem czas. Tylko że ja już mam dziecko, a one nie mają rodzin. To duża różnica. Ciągle dużo podróżujemy, dlatego cały swój wolny czas wolę spędzać z synem. Ale to chyba zrozumiałe.
- Tak, bo naprawdę trudno powiedzieć, co się stanie.
- Na pewno tak będzie. Zwłaszcza że też dużo fanów z Chin chciało jechać do Tokio.
- To jest cała kultura, to chyba najważniejszy sport i najważniejsza rzecz dla ludzi. Na ping-pongu zna się chyba każdy. Ale inne sporty ostatnio też zrobiły się popularne.
- W Chinach wiedzą, że reprezentuję Polskę, a to w tak wielkim kraju jest już coś.
- Pierwsze igrzyska były dla mnie bardzo trudnym doświadczeniem. Też dlatego, że to był właśnie Pekin. Strasznie chciałam zagrać jak najlepiej i zrobiłam sobie sama problem. W Londynie już wyciągnęłam wnioski i było dużo lepiej. Pamiętam spotkanie z Agnieszką Radwańską i bardzo polubiłam naszych siatkarzy. Mamy zabawne zdjęcia. Mam tylko 160 cm wzrostu, wyobraź sobie, jak wyglądam, gdy obok stoi na przykład Piotr Nowakowski.
- Niestety, Rogera Federera nie widziałam, a to mój sportowy idol. Sama trochę gram w tenisa i w badmintona kiedy już jestem po sezonie. Ale muszę uważać, bo to nie do końca dobre dla mojego nadgarstka. Chociaż na igrzyskach w Rio byłam nawet na treningu bokserskim. Zaprzyjaźniliśmy się tam ze Zbigniewem Raubo. Walczyliśmy w jengę, a potem byłam u niego na zajęciach. Superprzygotowane, fajny człowiek - bardzo się polubiliśmy. Igrzyska są naprawdę wyjątkowe. Niesamowita atmosfera w wiosce, wszystkie dyscypliny razem, tyle ciekawych osób można spotkać i tylu nowych rzeczy nauczyć się z innych sportów, że tego się nie da opisać.