Jan-Krzysztof Duda: Z myślnikiem. Ideą jest, że Jan-Krzysztof to jedno imię. Rodzice tak sobie wykombinowali.
Janie-Krzysztofie mało kto mówi, bo to brzmi strasznie oficjalnie. Prawie jak sir, nie? Janek, Jan, a w rodzinie jest przyjęte Jasiu - jest normalnie.
Bardzo słabo. Zrobiłem tylko pół punktu w trzech meczach i nie awansowałem do fazy pucharowej. Zupełnie nie mam się czym pochwalić.
Trochę na pewno. Spowodowało dużo zamieszania. Obiektywnie poza zwycięstwem z Magnusem i jeszcze jedną dobrą partią grałem w tym turnieju raczej słabo. Łącznie przegrałem aż pięć partii. Strasznie dużo, nie pamiętam innego turnieju, w którym bym aż tyle przegrał.
Oczywiście. Wygrać pierwszy raz w życiu z mistrzem świata? To jest bezcenne.
Obu. Jeśli się nie mylę, to była nasza szósta partia.
To też, bo nagle wszędzie się zrobiło pełno Dudy, ale nie tego co zwykle.
Jasne, widziałem.
To jest trudne pytanie, ha, ha.
Dostałem tyle gratulacji, że jeszcze ich wszystkich nie przejrzałem. Bardzo dobrze, że ludzie zajmujący najwyższe stanowiska w Polsce zauważają sukces w szachach. Nie jest to pierwszy raz, gdy zostałem zauważony przez Prezydenta RP - mam srebrny Krzyż Zasługi, otrzymałem Puchar Prezydenta na 100-lecie odzyskania Niepodległości. Dostałem też w przeszłości gratulacje od premiera Morawieckiego. Grywałem w szachy z marszałkiem Borowskim, a nawet na Komisji Sportu w Sejmie. Cieszę się, że na wyżynach polityki znajdują się sympatycy szachów.
Dopiero pierwszy raz wygrałem z Carlsenem, dopiero chwila od tego zwycięstwa minęła - zobaczymy, jak będzie.
Z Magnusem wygrywają praktycznie tylko ludzie z dziesiątki. A oni mają już ugruntowaną pozycję. Magnus bardzo rzadko przegrywa. Zwycięstwo nad nim jest bardzo motywujące. A czy umożliwi mi szybszy rozwój, tego jeszcze nie wiem. Na pewno liczę, że już nie będę chłopcem do bicia. Ale nawet nie wiem, czy zostanę zaproszony na następne turnieje z tej serii. W imprezie stworzonej przez Carlsena zostały jeszcze dwa turnieje.
Sytuacja wygląda tak, że kiedy gram białymi, to dobrze sobie radzę, jestem już na takim poziomie, że grając białymi z każdym na świecie powinienem co najmniej zremisować. A ambicje mam oczywiście większe. Czarnymi gra się trudniej. Nimi z Magnusem jeszcze nie zremisowałem.
Nie wiem, chyba niczym takim się nie pochwalę.
Ja się nie uważam za geniusza. Jestem normalnym, zwykłym człowiekiem. Wiem na pewno, że wcześniej od Magnusa zacząłem grać w szachy. Miałem pięć i pół roku. A on na poważnie zaczął trenować chyba dopiero jako 11-latek. I już dwa lata później został arcymistrzem. To gigantycznie szybki rozwój.
Zgadza się. Słyszałem historie o Carlsenie, jest naprawdę niezwykły. Już jako bardzo małe dziecko pamiętał herby wszystkich gmin w Norwegii. Ja takiej pamięci nie mam. Będąc dzieckiem wyróżniałem się dobrą pamięcią, ale mam wrażenie, że na najwyższym światowym poziomie jest to raczej mój mankament aniżeli siła.
Nie mówię, że ogólnie mam słabą pamięć, tylko że w porównaniu do innych czołowych szachistów świata ona nie jest wybitna. Ale dobrze, przyznaję, że Top 20 to jest grono elitarne i ciężko jest konkurować z jego przedstawicielami w czymkolwiek, nie tylko w możliwościach pamięci.
Waleczność jest chyba moją najmocniejszą stroną. Gram bezkompromisowe szachy. I wydaje mi się, że mam dużo szczęścia. Ale szczęście to element sprzyjający ludziom walczącym. Jak się nie próbuje, to przecież trudno liczyć na szczęście. Mnie cechuje upór, szukanie szansy na zwycięstwo i poczucie rywalizacji we wszystkim, nie tylko w szachach.
Lubię wspomniany cytat z Michaiła Tala, ósmego w historii mistrza świata. On słynął z takiego stylu, że tworzył kompletnie chaotyczne pozycje. Chaos bywał tak duży, że przeciwnicy Tala orientowali się w nim dopiero w analizie po partii. Myślę, że jest to też adekwatny cytat do mojej partii z Dubowem.
Przed meczem z Carlsenem byłem w pewnym sensie zrelaksowany, ponieważ przed tym starciem przegrałem beznadziejną partię czarnymi z Alirezą Firouzją, najmłodszym zawodnikiem w turnieju [rocznik 2003]. Wyszedłem z założenia, że gorzej już być nie może. I zagrałem bez kalkulacji, bez większej matematyki. Generalnie porażki nie wpływają na mnie dobrze, ale tym razem było inaczej. Oczywiście kiedy się gra z mistrzem świata, to cały czas trzeba być ostrożnym. Ale gra białymi jest prostsza, podczas gdy czarnymi często się po prostu muruję na remis. Grając białymi, zawsze jest niebezpieczeństwo przedobrzenia. W tym wypadku ryzyko się opłaciło. Szybko uzyskałem bardzo dobrą pozycję. Potem troszkę zepsułem i wydawało się, że się partia skończy remisem, ale to Magnus popełnił ostatni błąd. Wiadomo - przegrywają zawodnicy, którzy popełnią ostatni błąd, a wygrywają ci, którzy zrobią przedostatni.
Gra jest wyjątkowo złożona. Dużą rolę odgrywa walka przeciwników, umysłów, a nie tylko czysta matematyka.
Granie w szachy to jest zawsze rywalizacja z człowiekiem. Oczywiście można z komputerem, ale od wielu lat są już tak mocne silniki szachowe, z którymi ludzie nie mają szans. Tak więc poziom ludzki nie jest najwyższym możliwym poziomem szachowym. Ale walka między ludźmi jest najciekawsza. Grając w internecie, można podejrzeć w kamerce, jak wygląda przeciwnik i jak się zachowuje. Jednak w taki sposób trudniej jest odczytywać emocje rywala. A w szachach szybkich tak naprawdę za bardzo się w te kamerki nie patrzy, bo to rozprasza i zabiera czas.
Wszystko zależy od treningu, od własnych predyspozycji, ale i od szczęścia. Trzeba się dostać do cyklu rozgrywek, który kończy się meczem o mistrzostwo. Nie planuję, że na przykład za dwa lata zostanę mistrzem, bo to by było naiwne. I nie ma dla mnie znaczenia, czy będę mistrzem w wieku 23 lat czy 30.
Od pewnego momentu wiek przeszkadza.
Tak, starsi zawodnicy zazwyczaj nie wytrzymują napięcia i mylą się w czwartej-piątej godzinie gry. Ale to raczej 40, a nie 30 lat jest taką granicą. Chociaż ona nie jest sztywna. Viswanathan Anand, 15. mistrz świata, ma 50 lat i kilka miesięcy i nadal jest w Top 20.
Skokami narciarskimi się, prawdę mówiąc, nie pasjonuję. Ale nazwisko obiło mi się o uszy, właśnie w kontekście wieku.
Wszystko zależy od rangi turnieju i od sponsorów. W tym, w którym wygrałem z Carlsenem, za pierwsze miejsce było aż 45 tysięcy dolarów. To bardzo duża kwota jak na turniej internetowy. A jeśli dwóch zawodników przez ponad dwa tygodnie gra mecz o tytuł mistrza świata, to obaj dostają gaże w sześcio-, siedmiocyfrowych liczbach. To pieniądze duże, ale na pewno niełatwe. Generalnie ścisła czołówka światowa nie powinna narzekać. Ale to dotyczy Top 10. Poniżej bywa różnie.
Tak.