Kansas City Chiefs wygrali Super Bowl po 50 latach. Wtedy legendą został skoczek narciarski

W nocy z niedzieli na poniedziałek w Miami w najważniejszym meczu w USA - finale ligi futbolu amerykańskiego NFL - Kansas City Chiefs pokonali San Francisco 49ers 31:20 po niesamowitej końcówce. Dokonali tego pierwszy raz od 50 lat. Wtedy legendą klubu został... norweski skoczek narciarski.

W nocy z niedzieli na poniedziałek w Miami Zespół z San Francisco prowadził 10 punktami na mniej niż 10 minut przed końcem i według ESPN miał 95 procent szans na końcowy triumf. Jednak Kansas City Chiefs wykorzystało swoje pięć procent szans i wygrało to starcie 11 punktami!

Janikowski spotkał się z więźniami. "Wychowałem się na dzielnicy kryminalistów i recydywistów":

Zobacz wideo

Tym samym zdobyli drugie mistrzostwo w historii klubu, dokładnie 50 lat po dokonaniu tego pierwszy raz. Wówczas legendą drużyny stał się Jan Stenerud. Zawodnik, który w Kansas pojawił się jako emigrujący norweski skoczek narciarski. 

Zaczynał, skacząc z kuchennego stołu

Stenerud pochodzi z Fetsund, miasteczka z siedmioma tysiącami mieszkańców. Norweg opowiadał dla bloga norwegianamerican.com, że w jego klasie było tylko 17 osób przez pierwszych siedem lat nauki w szkole. Nieliczni poszli później na uczelnię do Lillestrøm. Rozrywkę stanowił sport. Zimą łyżwiarstwo szybkie, a także biegi i skoki narciarskie. Latem piłkę nożna, w którą grał z bratem na podwórku. 

“Zaczynaliśmy od małych skoczni” wspominał Stenerud. “Pamiętam, jak ojciec pokazywał mi telemark, a także moje skoki ze stołu, żeby próbować ćwiczyć takie lądowanie. W nocy skakaliśmy na podświetlonych skoczniach. Pierwszy raz wziąłem udział w zawodach, gdy miałem osiem lat. Zająłem drugie miejsce i na zawsze zapamiętam nazwisko gościa, który mnie wyprzedził. W Oslo mieliśmy takie miejsce z trzema skoczniami. Mała dla dzieci w wieku 11-12 lat, średnia dla 13-14-latków i większa dla 16-17-latków. Wszystkie były obok siebie i zawodnicy skakali w tym samym czasie. Tysiąc dzieciaków, 300 na każdej skoczni.” - opisywał swoje początki dla norwegianamerican.com. 

Stypendium, które zmieniło wszystko

W 1962 roku Norweg zajął dziesiąte miejsce w krajowych mistrzostwach juniorów przy 40 tysiącach widzów na legendarnej skoczni Holmenkollen. Wydawało się, że może zaistnieć jako dobrze zapowiadający się skoczek. Wtedy zmieniło się jednak jego życie. "Dostałem list od trenera ze stanu Montana w USA, Boba Becka. Parę lat wcześniej zaproponował Torowi Fageråsowi stypendium w Stanach i teraz taką ofertę miał dla mnie. W latach 60. wiele amerykańskich szkół miało drużyny narciarskie, które trenowano i wystawiano w mistrzostwach stanów - choćby uniwersytety w Denver, Colorado, Utah, Waszyngtonie, czy właśnie w Montanie" - wyjaśniał Stenerud. 

"Byłem zafascynowany Stanami. Moja ciocia i wujek wyemigrowali tam w latach 20. i gdy wracali co pięć lat do Norwegii, zawsze słyszałem historie o wielkich samochodach, czy ogromnych wieżowcach. Dużo czytałem o Ameryce, bo to był dla nas najbardziej intrygujący i silny kraj, a także kultura w tamtych czasach" - mówił Stenerud. Nie wiedział jednak wiele o tamtejszym sporcie. 

Stenerud poleciał do Ameryki i zamieszkał w Montanie, w apartamentach El Camino Real na The Plaza. Uczył się w Montana State University, którzy w czasie jego kariery wygrali parę tytułów ich konferencji, bo wtedy skoki narciarskie były dyscypliną, w ramach której toczono rozgrywki NCAA. Był w nich czwarty indywidualnie w 1965 roku, czym zapracował na status all-american na swojej uczelni, uprawniający go do startu w prestiżowych dla Amerykanów zawodach. 

"Hej, narciarzu, złaź na dół grać!"

Zimą skakał, a latem... grał w futbol. Przekonał się do niego, gdy raz biegał wraz z kolegami ze swojej drużyny narciarskiej po schodach stadionu, na którym zawodnik drużyny futbolowej uniwersytetu, Dale Jackson ćwiczył zdobywanie dodatkowych punktów. Spytał go, czy może spróbować i zaczął kopać piłkę w kierunku słupów. Gdy skończył, wrócił do biegania po schodach, ale zaczął go wołać trener drużyny uniwersyteckiej, Jim Sweeney. Zaalarmował go podglądający wyczyny Steneruda, Roger Craft, trener koszykarzy. "Hej, narciarzu, złaź tu na dół grać! Słyszałem, że umiesz nieźle kopnąć" - śmiał się do niego Sweeney, którego Norweg wspominał w rozmowie z bozemandailychronicle.com.

Okazało się, że Stenerud wiele potrafi, a że gra sprawiała mu przyjemność, zadeklarował, że będzie przychodził na treningi. Przyjęto go do drużyny Rysiów, jak nazywano zespół MSU. Na początku miało to być tylko uzupełnienie do trenowania skoków, ale Norweg zdradził jednak więcej talentu do futbolu. Na początku grał w tenisówkach, po prostu kopiąc piłkę, jak piłkarze. Nie miał pojęcia o jakiejkolwiek technice, ale siłowo był na takim poziomie, że gdy rozpoczynał akcje wykopem, większość piłek lądowała w trybunach.

Inna sprawa, że w Montanie wówczas nikt nie wiedział wiele o profesjonalnym trenowaniu tego sportu. Stenerud szybko stał się wyróżniającym zawodnikiem odnoszącej sukcesy, uczelnianej drużyny. W jednym z wyraźnych zwycięstw w trakcie przedostatniego sezonu (1965) trafił z aż 59 jardów. To wciąż najdłuższy "kop na bramkę" w historii szkoły z Montany, a wówczas był najdłuższym, o jakim słyszano w jakichkolwiek rozgrywkach. 

Wódz

Pierwszy raz Stenerud zwrócił uwagę klubów National Football League i American Football League w 1965 roku. Dostał wówczas telegram od Kansas City Chiefs, że jest jednym z 30 nominowanych zawodników do udziału w tzw. redshirt draft. Nic mu to jednak nie gwarantowało, więc wtedy zdecydował się zostać w MSU - dla kolegów, z którymi świetnie się rozumiał, a także z nadzieją na główny draft w jednym z klubów NFL. 

Po sezonie 1966, który dla Steneruda w MSU był pod wieloma względami rekordowy, został wybrany już jako pełnoprawny zawodnik do Kansas City Chiefs na kolejny rok. Grał tam na pozycji kopacza i po trzech latach spędzonych w klubie, udało mu się zagrać w Super Bowl IV. W pierwszych dwóch kwartach meczu Stenerud zaliczył trzy podwyższenia, a 80 tysięcy osób na stadionie Tulane w Nowym Orleanie obserwowało zwycięstwo jego drużyny 23:7 przeciwko Minnesota Vikings. Było to pierwsze wygrane mistrzostwo w historii "Wodzów", ale także jedyne w karierze Steneruda. 

"Przegrać Super Bowl byłoby fatalnym uczuciem. Musiałbym to tłumaczyć już zawsze” - mówił Stenerud dla The Associated Press, wspominając finał sprzed 50 lat. “Przypominam sobie zwłaszcza zupełne podniecenie, gdy już wygraliśmy i to, jak byłem wstrząśnięty. Do dziś widzę każdą akcję, pamiętam to, jakby wydarzyło się wczoraj" - opisywał. 

Po skokach i futbolu, pora na golfa. I wspomnienia

Norweg w Kansas grał aż do 1979 roku, potem przechodząc jeszcze do Green Bay Packers, gdzie grał trzy lata i Minnesota Vikings, w którym spędził ostatni sezon w NFL. Skończył 19-letnią karierę w 1985 roku, mając na koncie 373 podwyższenia. W 1991 roku wprowadzono go do Pro Hall Of Fame, gdzie przez lata był jedynym tzw. "pure kickerem". To zmieniło się dopiero w 2017, gdy pojawił się tam Duńczyk Morten Andersen. 

W życiu Jana Steneruda wiele rzeczy zwolniło, ale pomimo 77 lat na karku nie brakuje mu w nim sportu. Po skokach i futbolu dla Norwega przyszedł czas na golfa. Czyta o nim książki, dopracowuje każde swoje zagranie i delektuje się chwilami spędzanymi z kijem w dłoniach. Stenerud wiele wspomina i według niego najważniejszymi momentami w karierze były te, gdy czuł, że wygrywa. Jak mówił upi.com, "potrafił się jednak cieszyć także samą grą". Docenia fakt, że przyszło mu brać udział w meczach NFL, którą uważał za bardzo prestiżową ligę. Cieszył się przedmeczowymi rozgrzewkami w piękne dni, hymnem narodowym i boiskowymi przyjaźniami. Po prostu żył i żyje sportem. Oddycha nim pełną piersią.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.