Edmund Hillary, pszczelarz z Nowej Zelandii, który w końcu załatwił tego skurczybyka

"Załatwiliśmy tego skurczybyka!" - kiedy Edmund Percival Hillary wypowiedział te słowa po zejściu ze szczytu, nie przypuszczał, że za pośrednictwem BBC usłyszy je cały świat. Dzisiaj mija 66 lat od zdobycia Mount Everestu.

Mount Everest. 8848 metrów. Najwyższe miejsce na Ziemi. Dziś chętnych, by zdobyć dach świata, jest tak wielu, że wiosną, gdy wejście jest najłatwiejsze, pod Mount Everestem himalaiści stoją w korkach. Zresztą himalaiści to chyba za duże słowo, bo na szczyt zdołali się wdrapać: 13-latek i 80-latek, niewidomy, astmatyk, zjeżdżali z niego snowboardziści, na paralotni zleciał Francuz, a nawet odbył się tam ślub. Słowem: dziś na Mount Everest może wejść każdy, kto dysponuje odpowiednią ilością gotówki - ceny wypraw zaczynają się od 30 tys. dolarów.

Zobacz wideo

"Wideo pochodzi z serwisu VOD"

Kiedyś jednak aż tak wielu śmiałków nie było. W ciągu 20 lat od pierwszego wejścia ludzkie stopy dotknęły wierzchołka Everestu tylko 29 razy (dla porównania: 700 razy w 2018 roku!). I dziś właśnie mija równo 66 lat od tego pierwszego dotknięcia. Co prawda trwają jeszcze spory, czy 29 lat wcześniej (w 1924 roku) nie zrobili tego brytyjscy wspinacze - George Mallory i Andrew Irvine (obaj zginęli podczas tej próby) - ale to wciąż spekulacje, niezbitych dowodów nie ma. Dlatego zdobycie Mount Everestu jako pierwszym przypisuje się właśnie Nowozelandczykowi Edmundowi Hillary’emu oraz pochodzącemu z Nepalu Szerpie Tenzingowi Norgayowi.

Zanim pojawiła się pionowa skała

29 maja 1953 roku, godz. 4.30. Edmund Hillary i Tenzing Norgay budzą się jeszcze przed wschodem słońca. Niebo o brzasku jest czyste, ale noc dość zimna (-27 st. C). I wietrzna. Spędzona na wysokości 8500 metrów: w namiocie rozstawionym na dwumetrowej półce, nachylonej do zbocza pod kątem 30 stopni. Zanim jednak Hillary wydostanie się z namiotu, zauważa, że jego buty całkiem zamarzły. Dopiero po dwóch godzinach walki zakłada je na nogi. O 6.30 razem z Tenzingiem wychodzi z namiotu. Niebo nadal jest czyste, wicher się nie wzmaga. Ruszają.

Na początku prowadzi Tenzing, potem Hillary. Wszystko idzie dość sprawnie, aż do szczytu zostaje 50 metrów, gdzie drogę przegradza im 12 metrowa pionowa skała (nazwana później ''Uskokiem Hillary'ego''). Hillary i Tenzing znajdują w niej jednak pionową szczelinę, która umożliwia dalszą wspinaczkę. - Po latach mój syn, który dużo szybciej stał się lepszym technicznie wspinaczem ode mnie, zadzwonił ze szczytu Everestu. I pogratulował mi przejścia tego uskoku. Śmiał się, że znając mnie, myślał, że przeszkoda była o wiele prostsza do pokonania - opowiadał wiele lat później Hillary o swoim synu Peterze, który Everest zdobywał dwa razy: w 1990 i 2003 roku.

 

"Mieliśmy jeden problem"

29 maja 1953 roku, godz. 11.30. Po minięciu szeregu garbów śnieżnych, z których każdy wydawał się wierzchołkiem, 33-letni Hillary i 39-letni Tenzing, widząc przed sobą Przełęcz Północną i lodowiec Rongbuk, wreszcie stoją na wąskiej czapie śniegu. To wierzchołek Mount Everestu. - Nie miałem wtedy uczucia ekstazy, którego niektórzy ludzie mogliby się spodziewać - opisywał Hillary emocje, jakich doświadczył na szczycie, w rozmowie, która zachowała się w archiwach BBC. - Byliśmy zmęczeni. Do tego zdawałem sobie sprawę z problemów, jakie są jeszcze przed nami. W tamtym momencie nie było to dla mnie jakieś fantastyczne przeżycie - dodawał.

Zdjęcie z drogi na Mt Everest wykonane 18 maja. 29 maja 1953 r. sir Edmund Hillary wraz z Szerpą Tenzingiem Norgayem jako pierwszy w historii zdobył najwyższy szczyt świata.Zdjęcie z drogi na Mt Everest wykonane 18 maja. 29 maja 1953 r. sir Edmund Hillary wraz z Szerpą Tenzingiem Norgayem jako pierwszy w historii zdobył najwyższy szczyt świata. Fot. Adrian Ballinger AP

Na szczycie spędzają tylko 15 minut: ściskają sobie dłonie, klepią się po plecach, robią kilka zdjęć, zostawiają krzyż, a wyznający buddyzm Tenzing zakopuje czekoladę i ciastka w ofierze dla bogów. Potem zaczyna się droga w dół, która tak jak w górę, wiedzie przez Przełęcz Południową: oddzielającą Everest od Lhotse, czyli czwartego szczytu Ziemi. - Dziś wielu wspinaczy bez trudu wchodzi i schodzi z Everestu, ale my mieliśmy wtedy jeden problem, którego oni już nie poznają. Barierę psychologiczną. Nie wiedzieliśmy, czy organizm człowieka wytrzyma na takiej wysokości. Lekarze ostrzegali nas, że to ekstremalnie niebezpiecznie. Nie wiedziałem, czy po prostu nie umrę - wspominał Hillary.

Zanim jednak zaczął wspominać ten wyczyn, zaraz po zejściu z Everestu rzuca do wybiegającego z namiotu przyjaciela Georga Lowe'a pamiętne słowa, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że za sprawą BBC, słyszy je cały świat. Zdanie to brzmi: „We finally knocked the bastard off”, czyli: „W końcu załatwiliśmy tego skurczybyka”.

Pomnik za życia

Pół kilograma pomidorów, kilogram jabłek czy dwa litry mleka o smaku czekolady - to możesz kupić teraz w Nowej Zelandii za pięć dolarów. Pięć dolarów, gdzie wciąż znajduje się podobizna Hillary’ego. W swojej ojczyźnie stał on się pierwszą osobą, która za życia znalazła się na banknocie. Za zdobycie Mount Everestu otrzymał też od królowej brytyjskiej Elżbiety II tytuł szlachecki. Zresztą to wszystko stało się bardzo szybko, bo Hillary prosto z Nepalu wylądował w pałacu Buckingham, gdzie królowa pasowała go na rycerza Imperium. Tytułu „sir” przed imieniem mógł też dorobić się Tenzing, ale nie zgodził się na to premier Indii Jawaharlal Nehru. Władze Nepalu też nie mogły mu wybaczyć, że udał się na audiencję do królowej Elżbiety II, korzystając z indyjskiego paszportu.

Hillary mimo tego że był znany na całym świecie jako podróżnik i himalaista, pytany o zawód, odpowiadał przez wiele lat, że jest pszczelarzem. Tak samo jak jego ojciec, który zmuszał go oraz jego brata do pracy w pasiece. Jedynie zimą, kiedy pszczoły spały, Hillary miał czas wolny. Wybierał się wtedy w góry, najczęściej sam. Początkowo wspinał się w Alpach Nowozelandzkich. Pierwszy szczyt, który zdobył (w 1939 roku), był mierzący 1933 metrów Mount Oliver na południu Nowej Zelandii. Zanim wszedł na Everest, brał udział w trzech wyprawach na najwyższą górę świata. Po drodze zdobył też kilka sześciotysięczników. Ale wcale nie był wybitnym wspinaczem. Z tej dwójki zdecydowanie większe doświadczenie miał Tenzing, który uznawany był wówczas za najlepszego himalaistę Azji.

Everest, czyli koniec i początek

Tenzing zmarł w 1986 roku. Hillary przeżył go o 22 lata, ale Everest to był w zasadzie kres jego himalajskich osiągnięć. Z wyprawy na wyprawę okazywało się bowiem, że organizm Nowozelandczyka coraz gorzej znosi przebywanie na wysokości. Zrezygnował z gór wysokich, ale kontynuował życie odkrywcy: przeszedł w poprzek Antarktydę, przepłynął Ganges od oceanu do źródeł, wydał dziewięć książek. Jego życiowym przesłaniem stała się jednak pomoc Nepalczykom. W latach 60. założył fundację Himalayan Trust, której celem była poprawa warunków życia ludów zamieszkujących Himalaje. Pomagał w budowie szkół, szpitali, przychodni, licznych dróg, lotnisk, mostów czy wodociągów.

W 1975 dotknęła go osobista tragedia. Niedaleko Katmandu rozbił się samolot, na pokładzie którego były jego 45-letnia żona Louise i 16-letnia córka Belinda. - Przez kilka lat nie mogłem się pozbierać. Straciłem swoje życie. Nigdy już nie będę taki sam, ale czas leczy rany, a przede mną jeszcze tyle do zrobienia - mówił Hillary. Po 14 latach ożenił się po raz drugi. Z June, byłą żoną swego przyjaciela i współtowarzysza w ekspedycjach Petera Mulgrewa, który też zginął w katastrofie lotniczej.

"W końcu był pszczelarzem"

W 2004 roku Hillary, m.in. razem z June, odwiedził Polskę. - Miałem szczęście uczestniczyć w wielu frapujących przygodach, ale wiem, że najważniejsze moje osiągnięcia to nie to, że zdobywałem szczyty gór czy że dotarłem do północnego czy południowego bieguna. Moje najważniejsze projekty to odbudowa szkół i to, że mogłem utrzymywać szkoły i przychodnie dla moich wielkich przyjaciół himalajskich i że nadal pomagam im w pracy związanej z ich klasztorami - mówił sir Hillary w 2004 r., kiedy odbierał Srebrny Medal 600-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Edmund Hillary podczas wizyty w Polsce w 2004 r.Edmund Hillary podczas wizyty w Polsce w 2004 r. ADAM GOLEC

- Sir Edmund to był bardzo sympatyczny człowiek. W ostatnich latach swojego życia już nieco schorowany, ale nadal bardzo pogodny, wesoły. No i przede wszystkim cierpliwy, ale to zrozumiałe: w końcu był pszczelarzem - uśmiecha się Krzysztof Wielicki, czyli jeden z nielicznych Polaków, który dobrze znał Hillary'ego. - Poznaliśmy się wiele lat temu w Katmandu, a potem spotykaliśmy się wielokrotnie, także z jego synem Peterem i żoną. Imponował mi, całemu środowisku. Nie tylko tym historycznym wejściem na Everest, ale także działalnością na rzecz Nepalu, w którą był bardzo zaangażowany - podkreśla Wielicki, który 7 lutego 1980 roku zdobył pierwszy raz najwyższy szczyt Ziemi w zimie.

Do dziś na szczycie Mount Everestu stanęło 5 tys. osób. A licząc Szerpów, którzy górę zdobywali wielokrotnie (rekordzista niedawno po raz 24.), wejść jest już blisko 9 tysięcy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.