Adam Bielecki, Denis Urubko, Jarosław Botor i Piotr Tomala - ta czwórka w weekend uratowała życie Elizabeth Revol na Nanga Parbat. Francuzka wraz z Tomaszem Mackiewiczem w czwartek utknęła na górze na wysokości powyżej 7000 m n.p.m. podczas schodzenia po udanym ataku szczytowym.
O ile Revol była w stanie schodzić z góry mimo poważnych odmrożeń, o tyle na górze pozostał Mackiewicz, którego dopadła choroba wysokościowa oraz ślepota śnieżna. W sobotę rano spod bazy na K2 na pomoc dwójce himalaistów ruszyli Bielecki, Urubko, Botor i Tomala.
Pierwsza dwójka ruszyła na ratunek Revol, dwaj pozostali czekali niżej z niezbędnym sprzętem. Chociaż pierwotnie zakładano, że akcja pomocy Francuzce trwać będzie łącznie około 16 godzin, to Bielecki i Urubko dotarli do niej w niespełna osiem, w sobotę, około 22.00 polskiego czasu.
Polacy pomogli Revol, akcja ratunkowa na tym została jednak zakończona. Szans na uratowanie Mackiewicza niestety już nie było
Nadziei w uratowanie himalaisty nie traci jego ojciec, Witold Mackiewicz. – Może dla mediów szanse, że Tomek żyje, są jak 1 do 99. Dla mnie to 99 do 1. To oczywiste, że mój syn żyje.
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", tak samo uważa Michał Lisiecki, inicjator wznowienia wyprawy ratunkowej, kolega Tomasza Mackiewicza: - W niedzielę zintensyfikowały się działania grupy prywatnych osób, które od piątku z własnej inicjatywy badają możliwość pomocy Polakowi uwięzionemu na Nanga Parbat. Jesteśmy w to zaangażowani i wierzymy, że do Tomka można dotrzeć – mówi.
Lisiecki twierdzi, że kontaktował się z Bieleckim, który miał mu przekazać, że jest gotowy wrócić na Naga Parbat. Postawił jednak trzy warunki. Potrzebny jest helikopter, który będzie w stanie wysadzić ratowników na wysokości co najmniej 6500–7000 metrów. Niezbędne są sprzyjające warunki pogodowe. „To musi wydarzyć się w ciągu 24 godzin” - dodał.
- Wiem, że trwają rozmowy ze stroną amerykańską, która dysponuje dronami bojowymi. To wielkie maszyny, które mogą wzbić się na taką wysokość. Są potężne, więc nie zdmuchnie ich wiatr. Zanim dotrze tam ekipa, mogą podać Tomkowi leki, sprawdzić jego stan za pomocą kamery. Ambasador Polski w Pakistanie powiedział mi, że Amerykanie są już na miejscu i czekają tylko na konkrety. Są gotowi pomóc choćby zaraz - kończy ojciec Mackiewicza.