Zimowa Narodowa Wyprawa na K2. Pierwsze wideo z bazy. "Wszystko zamarzło: krem, pasta do zębów, chusteczki"

Dobra pogoda umożliwiła stabilne łącze i grupa polskich wspinaczy przesłała krótki film z pierwszych dni wyprawy w bazie, na lodowcu Godwin Austei, u podnóża K2. "Wszystko zamarzło: krem, pasta do zębów, chusteczki. Zapalam lampkę, oszroniony termometr wskazuje -31. Aby do rana..."

Obecnie ekipa znajduje się i samego podnóża K2. Doszła z linami do wysokości 5700 m. W środę planowane jest kolejne wyjście w kierunku obozu I (5900 m). 

Na facebookowym profilu Polski Himalaizm Zimowy pojawiło się dwuminutowe wideo z bazy. Widać na nim m.in. rozbijanie obozu, wydawanie posiłków oraz zapierające dech w piersiach widoki na łańcuch górski Karakorum.

Na profilu znajdujemy również kolejną cześć dziennika wyprawowego, prowadzonego przez Rafała Fronię, uczestnika ekipy na K2, doświadczonego himalaisty, m.in. zdobywcy Gasherbruma II (8035 m), a także członka ekipy na Broad Peak, Dhaulagiri i Nanga Parbat. Oto fragmenty jego najnowszego wpisu, zatytułowanego "Styczniowy dzień w bazie pod K2":

"Kiedy właściwie zaczyna się dla nas dzień? Przyjmijmy, że zaczyna się od przebudzenia. Otwieram oczy, szaro w namiocie. Na ustach i nosie oblepiona szronem chusta, na głowie czapa, wszystko inne w śpiworze, jakże cudnym tworze firmy Małachowski... Przyjemne ciepło, ze środka wystają oczy, szukam wiszącego termometru: -25 stopni, znośnie. Wszystko oszronione, całe wnętrze namiotu pokryte srebrnymi gwiazdkami szadzi, czasem wiszą jak kosmate sopelki. Delikatne, trzeba uważać, bo ta cała biel ma tylko jeden cel - spaść mi za kołnierz, za koszulę, na nagi kawałek ciała."

W swoim wpisie Fronia świetnie oddaje, jak trudne w tak ekstremalnych warunkach są podstawowe czynności fizjologiczne, jedzenie, przebieranie oraz spędzanie wolnego czasu.

>>POLACY DOTARLI DO BASE CAMPU!<<

"Ze mną, w środku śpiwora część dziennej garderoby. Siadam, zaczyna się przebieranie. Zdjąć piżamkę to nic, ale założyć koszulkę, która ma -27... trzeba szybko, ale delikatnie. No bo sopelki wiszą... Ubieranie kończą buty, okulary i co tam będzie potrzebne. Teraz trzeba upchać i rozmrozić kilka rzeczy zamarzniętych nocą na kamień: krem, pasta do zębów, chusteczki. Upycham to... no tam, gdzie ciepło. Zabieram jeszcze butlę z nocnym siku i wyłażę. W cieniu - 25, zza Broad Peaka o 8:31 wyjdzie słońce, o ile wyjdzie... I zrobi się -16 do południa.

"Na śniadanie żelazny zestaw"

Od 8 w mesie stoi herbata i milktea, kto chce idzie, kto nie, gnije w śpiworze do 9. Wtedy wjeżdża śniadanie. Niezmienny, żelazny zestaw: jaja, ciapati, naleśnik, owsianka. Złażą się uczestnicy, śniadanie kończymy kawą... I do roboty: beczki, wory, depozyty, liny, przepaki, poprawianie namiotów, suszenie zalodzonych śpiworów, karimat.

I czas wolny. Trzeba tylko pilnować, żeby nie zwiało, bo taki dzień słoneczny, bez wiatru jak dziś to rzadkość, a na pewno rzadkość w bazie. Taka pogoda musi być wykorzystana w ścianie... Na wspinanie"

Zimowa Narodowa Wyprawa na K2Zimowa Narodowa Wyprawa na K2 Rafał Fronia

"Na lunch wsuwamy ryż, pakorę, jaka na sto sposobów"

Fronia pisze dalej: "Nadchodzi lunch. Zbieramy się w mesie, odkażanie rąk i można wsuwać ryż, pakorę, jaka na sto, ale zawsze twardych sposobów, kurczak, czasem makaron, dal, jakiś inny sos, pakora, szczątkowe warzywka...

Dzień szybko mija. Już o 15:31 za grań zachodzi słońce. I choć nie robi się ciemno to nie da się już potrzymać książki bez grubej łapawicy, nagle robi się w namiocie -17, -19, -21..., w kilka minut. Trzeba nałożyć kilka dodatkowych warstw, chusta na usta i nos, bo oddychanie tak zimnym powietrzem może być groźne. Życie w Bazie chowa się do namiotów, do mesy".

"Karty, szachy... Na kolację pizza gigant i dochodzi budyń"

"Jeśli namiot, to śpiwór, jeśli mesa: to tam hula piecyk gazowy, temperatura +0, można posiedzieć, pograć w karty, przeanalizować meteo na kolejne dni, zworować liny. Karty, szachy, dziesiąta herbata... i kolacja. Siedzimy, gadamy, jest wesoło, atmosfera cudna. Kolacja, to właściwie ta sama odsłona lunchu, dochodzi tylko deser. Jakiś budyń, owoce siekane z puszki, ale mieliśmy też pizzę mega gigant i szaszłyki... Nasz kucharz Mosin, sprawdzony na kilku zimach, to nasz cudotwórca kuchni".

"Człowiek to jednak porządny kaloryfer"

Jak wygląda końcówka dnia w obozie, czyli życie po kolacji? "Jak tam kto lubi: ciepła mesa: z oświetleniem, krzesła, stół, muzyka... albo śpiworek. Napełniam butelkę gorącą wodą i pakuję ją do śpiwora, owijam ją piżamą (z tą nocną garderobą, to chyba jednak tylko ja "fisiuję" tutaj, reszta bardziej racjonalnie żyje), trzeba szybko myć zęby, bo woda do płukania zamarznie, a potem... szybkimi ruchami węża trzeba wyskoczyć z dziennych szmat klęcząc lub kucając i natychmiast założyć te nocne, no i zamarznięty śpiwór, siuup. I minuta na to, aby wszystko się ogrzało, człowiek to jednak porządny kaloryfer".

"Nocne siku musi być przygotowane"

"Jest 19:30. Za dużo czasu na spanie, więc książka. Trzymam ją jedną ręką, w rękawicy, a drugą tulę butlę z ciepłą wodą turlając ją po brzuchu, gdy dłoń na zewnątrz zgrabieje: szybka zmiana... tak co 2 minuty. W świetle czołówki widać smugę pary, z ust, jak z pyska smoka bucha ciepło, płynie strugami do góry, znajduje sznureczki okulary, skarpetki i inne bambetle... I powoli oblepia to białymi lodowymi igiełkami, które rano runą na mnie śnieżycą jak tylko poruszę się lekko. Ale to jeśli nie wieje.

Bo wiatr jest tu prawie ciągle. I zrzuca tą biel od razu. Wiatr. Ten w górze warczący jak pociąg i ten tu, szarpiący tropikiem jak ceratą, szeleści, trzepoce, szumi, warczy, świszcze... i wciska śnieżny pył do namiotu, oblepia zamki, zakleja wszystkie szpary. Jak wieje wiatr, to nawet gdy na zewnątrz świeci słońce, to tu w namiocie pada śnieg.
Ale co by się nie działo... buff na usta i nos, czołówka na czapę i książka w zarękawiczoną dłoń. Gdy sen nie nadejdzie, czeka mała tabletka, trzeba jeszcze wylać stygnącą wodę z butli, nocne siku musi być przygotowane. Teraz spać, dopiąć zamek w śpiworze, umościć się, znaleźć sobie pozycję między kamieniami i lodowymi występami, zapakować do śpiwora co tam trzeba i lulu. Minął zimowy dzień w bazie pod K2... spokojny, słoneczny. O tym dniu, kiedy nadejdzie sztorm... napiszę, jak nadejdzie.
...

Budzę się, ciemno, że oko wykol, namiotem ktoś szarpie, no.… no wiatr, pełen pęcherz, jakże wspaniałą jest zapobiegliwość i spoczywająca w śpiworze butelka, pusta. Zapalam lampkę, oszroniony termometr wskazuje -31... aby do rana." - kończy Fronia.



Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.