Damian Fedorowicz: w zapasach jestem zakochany. Zacząłem je trenować w 1992 roku, byłem medalistą mistrzostw Europy juniorów, a w 2012 roku byłem piątym zawodnikiem mistrzostw Europy seniorów i uczestnikiem olimpijskich kwalifikacji. Otarłem się o spore sukcesy mimo ośmioletniego rozbratu z zapasami. Teraz nadal chcę się nimi zajmować.
- Po części tak. Żary to miejscowość 40-tysięczna, z mocnym klubem, który specjalizuje się w szkoleniu juniorów. Jednych z najlepszych w Europie, nie tylko w Polsce. Duża sala, dużo przewrotów, efektownych akcji - miejsce, które szczególnie w zimowe wieczory zachęcało młodego człowieka, żeby przyjść. Mnie zachęciło, trener dostrzegł mój talent i zostałem. Od nas wyszli m.in. Józef Tracz i Iwona Matkowska.
- W pewnym sensie tak. Działałem w firmie, która jest potentatem na rynku województwa lubuskiego jeśli chodzi o recykling różnego rodzaju tworzyw - makulatury, folii, buletek plastikowych. Utylizuje też samochody. Firma zatrudnia 20 pracowników, budowaliśmy ją przez cztery lata, już przynosiła niezłe dochody. Ale kiedy postanowiłem założyć Krajową Ligę Zapaśniczą i policzyłem budżet, to musiałem wybierać. Postawiłem na bliższe mi zapasy, sprzedałem swoje udziały. Zaryzykowałem i zainwestowałem w to, co po prostu kocham. Chociaż liga cały czas poszukuje sponsorów, to po miesiącu od startu uważam, że jest bardzo dobrze. Docelowo chcemy, żeby stała się samowystarczalna finansowo.
- Wszystko zależy od liczby drużyn. Według mnie optymalna liczba ekip to od 12 do 14. Trzeba też pomyśleć o stworzeniu drugiej ligi, bo mamy w Polsce 150 klubów zapaśniczych, więc jest dla kogo tworzyć rozgrywki. Może nawet i trzecią ligę w przyszłości uda się powołać. Na pewno chcemy też jak najszybciej ruszyć z ligą dla juniorów. Przy pełnym rozmachu na sezon KLZ potrzeba około 10 milionów złotych. Nie mówię, że już na następny sezon. Plan jest taki, by w nim wzięło udział maksymalnie 10 drużyn. Żeby wszystko wyglądało sensownie, to musimy mieć 3-3,5 mln złotych. Żeby mieć na wypłaty dla klubów, na transmisje telewizyjne, na oprawę meczów w halach, marketing i promocję. I - co ważne - na ściągnięcie najlepszych zawodników na świecie.
- Milion złotych. Płacimy wynagrodzenia klubom, opłacamy transmisje, nagłośnienie, oświetlenie. Jedna kolejka kosztuje w przybliżeniu 80 tys. złotych.
- Każdy dostaje siedem tysięcy złotych za mecz, czyli 70 tys. złotych za sezon, bo jest 10 kolejek. W sumie kluby otrzymują 420 tysięcy złotych z miliona, jakim dysponuje KLZ.
- Ustaliliśmy, że w pierwszym sezonie wszystkich potraktujemy równo, bo wszyscy się uczymy. Właściciele klubów chcieli takiego rozwiązania. W kolejnych sezonach będzie już inaczej. Lepsi będą zarabiali więcej.
- Profesjonalna oprawa zawsze kosztuje, ale to opłacalna inwestycja. Konkretna kwota niech pozostanie tajemnicą kontraktu. Ciekawskim powiem, że korzystamy z najtańszej opcji. Transmisja jest realizowana z pięciu kamer, z małego wozu, nie w jakości HD. Gdybyśmy chcieli to zrobić na dziewięć kamer, w jakości HD, ze studiem pomeczowym i statystykami, to kwota byłaby nawet dwa razy wyższa.
- Wszystko zależy od tego, czy znajdziemy sponsora dla ligi. Szukamy tytularnego, który zainwestowałby około 50 proc. budżetu ligi. A może znajdzie się telewizja, która w przyszłym sezonie będzie chciała nas pokazywać za darmo? A może za dwa lata będą już nam płacić za prawa do transmisji?
- Dlaczego? Widzę bardzo duży potencjał zarówno w sporcie zapaśniczym, jak i w naszej lidze. Średnia oglądalność w tzw. piku wynosi ok. 55 tys. widzów. Jak na początek to bardzo dobry wynik, a z sezonu na sezon będzie jeszcze lepszy. KLZ to jedyna liga w Polsce reprezentująca sporty walki, a ich popularność rośnie. To też pierwsze zawodowe rozgrywki zapaśnicze na świecie. Mamy ogromne pole do popisu. Stworzyliśmy fajny system rozgrywek, nasze "trzy, trzy, trzy", to trzech klasyków, trzech wolniaków i trzy dziewczyny, czyli cały przekrój dyscypliny. Pyza tym w żadnej innej lidze w Polsce nie walczy tylu medalistów igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i mistrzostw Europy.
- Ale jak policzymy polskich medalistów olimpijskich, to nie ma takich ani w siatkówce, ani w piłce ręcznej, a u nas są dwie medalistki. Jest kogo pokazywać dzieciakom, jest kogo promować. Zapasy to fajny, ogólnorozwojowy sport. Dają świetną bazę pod inne dyscypliny, uczą myślenia, kształtują charakter. Bardzo podoba mi się podejście ministra sportu Witolda Bańki, który wyraźnie zaznacza, że finansowanie związków to nie jest obowiązek resortu, ale przywilej. Najważniejsze jest zrozumienie, że sami jako środowisko zapaśnicze musimy pracować na swoją markę, stwarzać przestrzeń do rozwoju. Ministerstwo może nam pomóc, ale nie może nas wyręczać.
- Nie miałby szans. Trudno o sponsora, bo jaką korzyść taki sponsor by miał, gdyby wszedł we współpracę z federacją? A inwestując w ligę już ma korzyść, już ma gdzie się pokazać. Liga zawodowa to klucz do rozwoju. Celem KLZ jest wprowadzenie polskich zapasów na wyższy poziom sportowy.
- Chcemy zainwestować w zagranicznych zawodników największej światowej klasy. Jak w UFC, najlepszej federacji MMA. Tam walczą zawodnicy z różnych stron świata, dzięki czemu przyciągają kibiców z różnych kontynentów. Nawet jak biorą ludzi z Europy, to stawiają i na Irlandczyka Conora McGregora, żeby zainteresować północ kontynentu, i na dwie nasze mocne dziewczyny, czyli Joannę Jędrzejczyk i Karolinę Kowalkiewicz, żeby UFC było popularne w Europie Środkowo-Wschodniej. To słuszne działania, zarówno z marketingowego, jak i sportowego punktu widzenia.
- Szkoda, uważam, że za szybko zmienił dyscyplinę sportu. Ma 27 lat, mógł jeszcze zdobyć dla naszego kraju kilka medali. Mógł przejść do MMA po igrzyskach w Tokio. Pieniądze to nie wszystko, doskonale o tym wiemy.
- Jak ktoś jest dobry, a Damian jest dobry, to na pewno stać go na godne życie. W zapasach pieniądze zarabia się na każdej walce, zawodnicy otrzymują też premie za miejsca, mają stypendia, a ci najlepsi dodatkowo potrafią zdobyć sponsora. Jak już KLZ znajdzie sponsorów, to będziemy więcej płacić klubom. Chciałbym już w następnym sezonie dawać im nie siedem, tylko 20 tysięcy złotych za mecz, co przełoży się na wynagrodzenia dla zawodników. Siedem tysięcy wystarcza na podstawowe wydatki: transport, wyżywienie, sprzęt. Przy większym wsparciu dla klubów będziemy oczekiwać, że każdy sprowadzi zagranicznego medalistę olimpijskiego. Taki zawodnik miałby przez trzy miesiące trenować w klubie, co dobrze wpłynęłoby na poziom naszych zawodników. Jeżeli do Moniki Michalik ściągniemy mistrzynię olimpijską, to poza tym, że poziom ligi wzrośnie, ona też skorzysta, stanie się mocniejsza. I co najważniejsze, jej szanse medalowe na igrzyskach będą większe.
- Cały czas pracujemy nad pozyskaniem sponsora. A ściągnięcie najlepszych zawodników świata to nie jest ogromny koszt. Myślę, że już za 10 tys. złotych za mecz można sprowadzić absolutną światową czołówkę - zawodników z Rosji, czy z USA, skąd mamy wielu widzów.
- Ogromnie popularne. Mają tam 250 tysięcy zarejestrowanych zapaśników i aż dwa miliony osób w jakiś sposób związanych z tym sportem.
- Tylko pięć tysięcy. Mamy 150 klubów, przeciętnie każdy klub mógłby mieć 100 zawodników, a wtedy potroiłaby się liczba wszystkich uprawiających zapasy. Mamy styl wolny, klasyczny i zapasy kobiet, mamy cztery grupy wiekowe - kadet, junior, młodzieżowiec i senior. W każdej grupie 25 zawodników to wcale nie jest wielkie osiągnięcie. Tylko trzeba ludzi do zapasów zachęcić. Liga ma pokazać, że warto walczyć. Młodzi zawodnicy muszą widzieć w zapasach przyszłość. Trzeba im pokazać, że ciężka praca przyniesie korzyści nie tylko sportowe, ale też finansowe.