Szymon Kołecki brał doping? Co różni lek od koksu?

Ukraiński lekarz twierdzi, że doping podawał. Szymon Kołecki - że nic o tym nie wie. Kiedy sportowiec ma prawo używać sterydów anabolicznych?

W artykule w poniedziałkowej "Wyborczej" dr Walentin Czernopiatow przyznaje, że w 2002 r. podawał dwukrotnemu wicemistrzowi olimpijskiemu Szymonowi Kołeckiemu substancje zabronione - steryd anaboliczny retabolil. - Wiedzieliśmy, że to środek dopingujący. Stan zdrowia Szymona był jednak tak poważny, że bez retabolilu wcześniej czy później groziło mu inwalidztwo. To było ryzykowne, ale nie mieliśmy wyjścia - powiedział ukraiński lekarz, który ma swoją klinikę w Odessie.

W rozmowie z "Wyborczą" i w oficjalnym oświadczeniu na stronie PZPC Kołecki, wielka gwiazda polskiego sportu, dziś prezes Związku Podnoszenia Ciężarów, stwierdził: - Byłem przekonany i dzisiaj mam ciągle to przekonanie, że były to wyłącznie preparaty dozwolone. On [Czernopiatow] zawsze utrzymywał, że są dozwolone. Takie były zresztą ustalenia, że żadnych niedozwolonych leków nie może stosować.

Retabolil jest jednak w zestawieniu leków, które podpisał Kołecki. Jego przyjaciel, ówczesny szef Fundacji Rozwoju Podnoszenia Ciężarów Stefan Maciejewski, który płacił za leczenie na Ukrainie, nie wyklucza, że sterydy były Kołeckiemu podawane.

- To lek używany w medycynie do leczenia różnych stanów pozapalnych, żeby odnowić tkankę mięśniową. Jeśli ktoś jest chory, ma prawo brać leki, jakie przepisze lekarz. Po co by produkowali ten lek, skoro nie może być używany? - oburzał się Maciejewski.

Czy sportowiec ma prawo używać sterydów anabolicznych? Czy są takie schorzenia, kiedy musi je stosować? Czy może to robić w czasie, gdy uprawia sport i rywalizuje z innymi?

Dziś sytuacja jest w miarę klarowna.

Aby umożliwić sportowcom prawa takie, jakie ma każdy pacjent, wprowadzono w 2004 r. tzw. wyłączenia terapeutyczne (TUE). Jest to zgoda na używanie przez zawodników substancji zabronionych. Dzieje się tak, o ile środki są niezbędne w leczeniu choroby zagrażającej zdrowiu lub życiu sportowca, o ile ich podawanie nie polepsza jego wyników i nie ma dla nich alternatywy. Specjalna komisja złożona z lekarzy ekspertów w danej dziedzinie ocenia wniosek - uzasadnienie prowadzących terapię, wyniki badań itp.

Dr Jarosław Krzywański był przez kilka lat członkiem polskiego komitetu do spraw wyłączeń terapeutycznych, oraz współtworzył międzynarodowy standard TUE. - Po pierwsze: działamy w interesie sportowca. Jasne, sportowcowi-cukrzykowi damy zgodę na podawanie insuliny, choć jest ona na liście zabronionych substancji, bo inaczej by zmarł. Sportowcowi leczącemu się na bezpłodność powiemy: zrezygnuj ze sportu, jeśli chcesz ją leczyć steroidami anaboliczno - androgennymi, bo po pierwsze bezpłodność nie zagraża twojemu życiu ani zdrowiu, a po drugie steroidy poprawiają wyniki sportowe - powiedział dr Krzywański, i dodał: - Widzę możliwość wydania zgody na stosowanie steroidów anabolicznych przez sportowca, na przykład przy hipogonadyzmie gdy jądra nie produkują naturalnego testosteronu, albo np. po amputacji jąder. Czyli w przypadkach schorzeń endokrynologicznych lub pourazowych i tylko wtedy, gdy nie poprawią wyników sportowych.

Wtedy, w 2002 r., system wyłączeń terapeutycznych jeszcze nie istniał.

Kołecki powiedział, że leczył wówczas kręgosłup na Ukrainie, dr Czernopiatow twierdzi zaś, że bez sterydów sztangiście groziłoby inwalidztwo.

Krzywański, zastrzegając, że nie wypowiada się o konkretnym przypadku, powiedział: - Medycyna jest nauką, która ciągle się rozwija czego dowodem są tworzone przez towarzystwa naukowe tzw."standardy" czyli sposoby rozpoznawania i leczenia konkretnych chorób oparte na aktualnej wiedzy medycznej. Mamy więc standard leczenia cukrzycy, standard leczenia choroby wrzodowej, itd. Mamy też standardy leczenia wielu chorób ortopedycznych. I w tych standardach steroidów anabolicznych nie ma. Ich zastosowanie mieści się w kategoriach leczenia poza standardowego.

We wszystkich wypowiedziach przewija się ważny wątek. Aby użyć zabronionego środka, trzeba o to poprosić PRZED rozpoczęciem leczenia - tu kłania się przypadek Justyny Kowalczyk, która w 2005 r. nie zgłosiła przed startem użycia niedozwolonego środka leczącego zapalenie ścięgna Achillesa. Wyjątkiem są nagłe przypadki, wymagające natychmiastowej reakcji. Załóżmy, że sportowca alergika w Spale użądli osa. Nikt nie będzie się zastanawiał, tylko uratuje go, podając dożylnie zabroniony hydrokortyzon. Ale leczenie przewlekłego urazu kręgosłupa jest planowane. Aby móc bezkarnie użyć tak mocnego, zabronionego środka jak steryd anaboliczny, trzeba by nie tylko oficjalnie o to poprosić, ale też zawiesić licencję zawodnika na czas określony przez specjalistów. A i wtedy zgody można nie dostać.

Profesor Jerzy Smorawiński był w 2002 r. szefem komisji antydopingowej, do której musiały dotrzeć wnioski o zawieszenie licencji zawodnika. W tym wypadku Kołeckiego. - Nic takiego nie miało miejsca. Nie było śladu, nie został złożony żaden wniosek. Ani prośba o zawieszenie licencji przez związek. A - bardzo sporadycznie - takie wnioski składano - powiedział Smorawiński.

Zobacz wysportowane cheerleaderki finalistów Super Bowl 50! [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.