Nowa era dopingu? "Tlen w pigułce". "EPO bez wad". Tego leku jeszcze nie ma na rynku, ale sportowcy już go biorą

To ma być farmaceutyczne cudo: zmusza organizm, by pracował jak w wysokich górach, podrasowuje krew bez skutków ubocznych. Ma odmienić życie chorych na anemię, podbić rynek wart miliardy dolarów. O ile przejdzie wszystkie testy. Ale oszuści dopingują się nim już teraz

Aż dziwne, że ta historia przeszła niezauważona, tyle w niej dziwnych zdarzeń. Francuski chodziarz Bertrand Moulinet (8. w ostatnich igrzyskach olimpijskich w chodzie na 20 km) ogłosił swoją dopingową wpadkę na Facebooku, do tego nie wymyślał głupich tłumaczeń, tylko przyznał się do winy. "Dobry wieczór wszystkim, chciałem poinformować że mam pozytywny wynik testu dopingowego, na substancję zakazaną przez Światową Agencję Dopingową. Żandarmi zrobili dziś rano przeszukanie w moim domu (we Francji doping jest przestępstwem - red.). Przyznaję się do stosowania dopingu, nie chcę badania próbki B" - napisał Moulinet 23 kwietnia.

Koniec wstrzykiwania, teraz pigułka

Ale najciekawsza była informacja, o jaką substancję chodziło. Moulinet opisał ją jako FG4592. Inna jej nazwa to ASP1517. Trzecia, najłatwiejsza do zapamiętania: roxadustat. To robocza nazwa leku, który będzie na rynku nie wcześniej niż w 2018 roku. Ma przynieść duże zyski firmom które nad nim pracują, kalifornijskiemu FibroGenowi, brytyjsko-szwedzkiej AstraZeneca i japońskiej Astellas Pharma. Ściga się z nimi GlaxoSmithKline, pracujące nad swoją wersją preparatu, który już jest nazywany "tlenem w pigułce", i nowym EPO, bez jego wad. Ma ułatwić leczenie chorych na niedokrwistość spowodowaną niewydolnością nerek. Ma im zapewnić wszystkie dobrodziejstwa podawanego z zewnątrz EPO, czyli erytropoetyny (produkowana naturalnie głównie w nerkach, pobudza produkcję czerwonych krwinek, odpowiedzialnych za transport tlenu). A jednocześnie uwolnić chorych od niedogodności związanych z EPO: od nadciśnienia, od konieczności wstrzykiwania dożylnie lub podskórnie, od szybkiej utraty żelaza.

Jesteś w wysokich górach - bez ruszania się z nizin

FG4592 nie wykazywało do tej pory w testach skutków ubocznych, jest pigułką, bardzo dobrze wykorzystuje zapasy żelaza w organizmie i ułatwia jego przyswajanie (gdy brakuje żelaza, EPO nic nie zdziała). To nie jest kolejna podawana z zewnątrz rekombinowana erytropoetyna lub jej odpowiednik. To wyższy poziom działania: FG4592 zmusza organizm, by sam produkował więcej EPO. Najprościej mówiąc, wmawia organizmowi, że ma za mało tlenu w tkankach. Nazywa się to hipoksją. Reakcją organizmu na hipoksję jest produkcja EPO. A mówiąc jeszcze prościej: FG4592 każe organizmowi poczuć się tak, jakby był w warunkach wysokogórskich. Szef GlaxoSmithKline Andrew Witty mówi, że zależnie od dawki FG4592 jest odpowiednikiem przebywania na wysokości od 1600 do ponad 3 tysięcy metrów n.p.m. Wysokogórskie zgrupowania, poprawiające parametry krwi, to dziś niezbędna część przygotowań w sportach wytrzymałościowych. Legalny sposób by sobie poprawić parametry krwi. FG4592 to, znów upraszczając, takie zgrupowanie w pigułce, bez ruszania się z nizin. Znaczące, że obecną fazę testów klinicznych FibroGen/AstraZeneca/Astellas nazwały "Alpy", "Pireneje" i "Dolomity".

Rynek wart osiem miliardów dolarów

FG4592 ma być takim przełomem, jakim kiedyś było EPO. Ma podbić rynek leków dla chorych na niedokrwistość wart dziś 8 miliardów dolarów. I co oczywiste, podbijać również rynek sportowego dopingu, na którym pojawienie się EPO zrobiło kiedyś rewolucję, przede wszystkim właśnie w sportach wytrzymałościowych. Tam transport tlenu do mięśni jest najważniejszy. A erytropoetyna działa tak dobrze, że w niektórych sportach stworzyła całą kulturę oszustwa. Póki nie było dobrych testów na podane z zewnątrz EPO (syntetyczne EPO trafiło w ręce sportowców w 1983 roku, zostało zakazane przez MKOl w 1990 roku, ale test pojawił się dopiero w 2000 r.), uczciwa konkurencja była tam właściwie niemożliwa. A to wszystko działo się mimo znanych skutków ubocznych EPO. To dlatego jeden z dopingowych ekspertów powiedział swego czasu, że gdy FG4592 trafi w ręce oszustów, będzie symbolem prawdziwego przejścia z ery EPO do ery dopingu genetycznego. Zła wiadomość jest taka, że FG4592 już do nich trafiło. A dobra? Że łowcy dopingu byli na to choć w części przygotowani i mają już test, którym złapali Moulineta.

350 dolarów za 100 miligramów

Jak lek trafił do sportowców, skoro nie ma go jeszcze na rynku? Możliwości są dwie. Albo dotarli do kogoś, kto miał dostęp do tej partii leku, która była przeznaczona do testów. Albo kupili od szemranych laboratoriów, które odtwarzają takie specyfiki, gdy wycieka ich formuła. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę FG4592, a sama uzupełnia "buy" i wyrzuca adresy pośredników z Ameryki i Europy. Koszt to ok. 350 dolarów za 100 mg. Oczywiście sprzedawca zastrzega, że sprzedaje ten specyfik tylko do celów badawczych, że nie wolno go stosować u ludzi, ale wiadomo, o co chodzi. Podobnie było z ostatnimi dopingowymi hitami, czyli AICAR i GW1516, nazywanymi "ćwiczeniami w pigułce" (bo przemodelowują mięśnie tak, że osiągi organizmu są lepsze, a jego waga spada). Ani AICAR ani GW1516 nigdy nie weszły do sprzedaży, bo w dużych dawkach GW1516 wywoływało nowotwory u poddanych testom szczurów i myszy. Ale obydwa są dostępne na czarnym rynku. Ich formuły zostały poznane, a pokątne laboratoria wiedziały, że sportowców nie odstraszy ani ryzyko, ani wysoka cena.

Paszport oszusta

Dlatego dobrą praktyką koncernów farmaceutycznych stało się informowanie Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) o pracach nad lekami, które mogą kusić dopingowiczów. Dzięki temu kontrolerzy mogli się dobrze przygotować do nadejścia FG4592 i dopaść Moulineta, a niewykluczone, że wkrótce dowiemy się o innych złapanych. Nie wiadomo jednak na razie, jak działa ten test: czy standardowo, wykrywając ślady samej substancji, czy też wykrywa jakiś marker, który został dodany przez producenta w porozumieniu z WADA. Tak jak było z CERA, zwaną erytropoetyną trzeciej generacji, do której produkujący ją koncern Roche dodał specjalną cząsteczkę, by można było łatwiej łapać oszustów.

Problem z testami opartymi o takie markery polega na tym, że pokątne laboratoria odtwarzając takie substancje markerów już nie dodają, więc test będzie wobec ich produktów nieskuteczny. Dlatego najlepszą bronią na dopingowiczów są paszporty biologiczne: serią badań ustala się profil krwi sportowca i odstępstwa od tego profilu są potem uważane za doping nawet, jeśli nie wykryto substancji, która odstępstwa mogła wywołać. Możliwe więc, że wpadki na FG4592 zdarzały się już wcześniej, tylko przyczyny nie nazwano po imieniu. Teraz już wiadomo, że superpigułka jest w użyciu. Wprawdzie Bertrand Moulinet napisał o FG4592 w swojej wiadomości na Facebooku: "Efekty nie były warte ryzyka". Ale nie zabraknie chętnych, którzy będą chcieli się o tym przekonać sami.

Dyskwalifikacja za seks z kibicką? Najdziwniejsze kary w sporcie [HISTORIE]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.