Z Polski do NFL, czyli szok i niedowierzanie

Wiadomość, że Polak Babatunde Aiyegbusi podpisał kontrakt z Minnesota Vikings to dla mnie szok. Już samo to, że ktoś z USA zauważył go i zaproponował udział w testach było niesamowite, a tu jeszcze umowa. Nawet, jeśli Babs - jak nazywają go przyjaciele - ostatecznie w NFL nie zagra, to i tak zrobił skok jak z Ziemi na Księżyc.

Dlaczego to szok? Bo Aiyegbusi nigdy nie grał w futbol na amerykańskim uniwersytecie, a właśnie liga akademicka to główne źródło, z którego korzystają kluby najbogatszej ligi świata. Zawodników, którzy co roku opuszczają uczelnie i marzą o angażu w NFL można liczyć w tysiącach. Tylko nieliczni zostają wybrani w drafcie. Jest w nim miejsce dla 256 szczęśliwców. Ale to, że zostali wybrani, nie znaczy jeszcze nic. Wielu w swoich drużynach nie dotrwa do pierwszego meczu.

Bogactwo wyboru wśród graczy uniwersyteckich jest tak ogromne, że aż zgubne. Czasem zawodnicy z wielkim talentem błąkają się po tzw. składach treningowych, drużynach półzawodowych lub halowych, zanim zrobią wielką karierę w NFL. Tak było choćby z Kurtem Warnerem, którego nikt nie chciał w drafcie 1994 r. Rozgrywający, który potem był wybierany dwukrotnie MVP ligi, dopiero po czterech latach - w 1998 r. - trafił do NFL.

Jakby graczy po uniwersytecie było mało, to jeszcze jest cała masa zawodników z przeszłością w NFL, którzy zostali zwolnieni, bo nikt się na nich nie poznał. Setki zawodników grają w drużynach półzawodowych lub halowych, utrzymując formę, by jeszcze raz spróbować dostać się do ligi.

Fakt, że wśród tych tysięcy zawodników, ktoś zdecydował się wziąć faceta z Polski, pomijając jego brak doświadczenia z ligi akademickiej, zakrawa niemal na cud. Nawet obcokrajowcy, którzy grają w NFL - jak Sebastian Janikowski czy Niemiec Sebastian Vollmer z New England Patriots wcześniej zbierali doświadczenie w zespołach uniwersyteckich. Babs w oczach trenerów z Minnesoty musi mieć naprawdę nieprzeciętny talent, poparty warunkami fizycznymi, skoro zdecydowali się go nie tylko sprawdzić, ale jeszcze podpisać kontrakt. Stosując piłkarskie porównania to tak jakby Brazylijczycy z Santos czy Sao Paulo zdecydowali się zatrudnić chłopaka z polskiej I ligi, bo zobaczyli w nim materiał na świetnego dryblera.

Oczywiście przed Aiyegbusim jeszcze bardzo długa droga, aby znaleźć się wśród 53 zawodników, którzy rozpoczną 10 września sezon NFL. Już zrobił krok w kosmos, teraz musi nauczyć się chodzić po Księżycu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.