Zimowy tłok w Himalajach

W latach 80. w zimie na ośmiotysięczniki wspinali się tylko Polacy, a świat nazywał to sztuką cierpienia. 10 lat temu Simone Moro pokazał, że z himalaizmu da się zrobić show, a dziś walczyć z nieludzkim zimnem jeżdżą już nawet Irańczycy.

14 stycznia obchodziliśmy rocznicę - 10 lat temu na szczycie Sziszapangmy jako pierwsi w zimie stanęli Piotr Morawski i Włoch Simone Moro. Wydawało się, że to tylko jednorazowy wybryk - w zimie wspinali się do tej pory prawie wyłącznie Polacy, i to dawno temu, bo w latach 80. Zresztą, gdy 17 lutego 1980 r. Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy wspięli się na Mount Everest, świat himalaizmu potraktował to raczej jako ciekawostkę niż początek nowej ery.

W zimie wszystko trwa dłużej i jest groźniejsze. Rozstawienie namiotu, zagotowanie wody, założenie zamarzniętych butów - to czynności na wiele godzin. I każda z nich może skończyć się utratą palców, bo przy kilkudziesięciostopniowym mrozie krew gęstnieje i nie jest w stanie z tą samą intensywnością krążyć po żyłach.

- W zimie spędzamy czas w świecie, który wyglądał tak samo sto lat temu. Jest inny niż w lecie, dziewiczy - mówi Moro. Dla Polaków był to świat wymarzony, bo byli w nim sami. Mogli spróbować nadgonić stracony czas, bo gdy inni dominowali w Himalajach, im nie pozwalano na wyjazd za granicę. Góry stały się dla nich nie tylko przygodą, ale też przepustką do innych krajów.

Od 1980 do 1988 r. Polacy jako pierwsi zdobyli zimą siedem ośmiotysięczników, ale następców się nie doczekali. Na początku lat 90. wydawało się, że zimowe wspinanie zaniknie. Wszystko zmieniło wejście Morawskiego i Moro. W kolejnych latach pierwszych zimowych wejść doczekały się inne ośmiotysięczniki - Makalu, Gaszerbrumy I i II i Broad Peak. Dziś do zdobycia pozostały już tylko K2 i Nanga Parbat.

Świat znów zainteresował się zimową wspinaczką. Wypromowały ją nowe media, bo czy jest coś lepszego niż zdjęcie wysłane sinymi palcami z namiotu stojącego na lodowej górze?

- Od temperatury jesteśmy w stanie odgrodzić się za pomocą sprzętu. Ale przed wiatrem kombinezon już tak nie chroni. Wolę, by było -50 stopni Celsjusza i wiatr o sile 10 km/godz. niż -30 stopni i wiało 60-70 km/godz. Na Gaszerbrumie I w trakcie ataku szczytowego mieliśmy ok. -40 stopni, a wiatr w porywach do 35 km/godz. To oznaczało, że temperatura odczuwalna wynosiła ok. -60 stopni. Dla mnie to granica wytrzymałości - mówi Adam Bielecki, pierwszy zimowy zdobywca dwóch ośmiotysięczników.

Nową gwiazdą himalaizmu został Moro, który w ciągu sześciu lat wszedł w zimie na trzy dziewicze o tej porze roku wierzchołki. Wciągnął zimowy himalaizm na nowy poziom - zna kilka języków, podczas wypraw rozmawia z mediami, pisze dla "La Gazzetta dello Sport", sponsorują go największe marki.

W Polsce właśnie wychodzi jego książka "Zew lodu", którą napisał w czasie zimowej wyprawy na Nanga Parbat, w dwadzieścia dni, na laptopie stojącym na termoforze. Jeszcze 10 lat temu w zimie pod Nanga Parbat nie było nikogo. A teraz pod jedną z najgroźniejszych gór świata stacjonuje kilka ekspedycji. Od strony Diamir szczyt atakują Włosi, na flance Rupal działają Rosjanie, lada chwila pod górą powinny pojawić się wyprawy baskijsko-pakistańska i irańska.

Ale i tak najwięcej mówi się o Polaku. Kilka dni temu Tomasz Mackiewicz wraz z Francuzką Elisabeth Revol dotarli na wysokość 7800 m. To tylko 50 m niżej od zimowego rekordu na Nanga Parbat, który w 1997 r. ustanowił Zbigniew Trzmiel. Niewiele brakowało, a Mackiewicz przypłaciłby tę próbę życiem. Wpadł w szczelinę na wysokości ok. 6500 m i gdyby nie Revol, już by z niej nie wyszedł. - Leciałem plecami w dół. Nie miałem nad tym żadnej kontroli. Widziałem, jak wycinek nieba zmniejsza się w kosmicznym tempie, obijałem się o ściany i jakimś cudem ten lot skończył się po 50 m, a ja żyłem. Jestem przeszczęśliwy - mówi Mackiewicz.

"Przeszczęśliwa" musi być też Revol. Gdy zaczęła przygodę z zimowym himalaizmem, wielu pukało się w głowę. Tylko jednej kobiecie, Szwajcarce Marianne Chapuisat, udało się wejść w zimie na ośmiotysięcznik - w 1993 r. stanęła na Czo Oju. Obaliła kolejny mit - kobiety nie są zbyt słabe na zimę w Himalajach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.